Rozdział III

490 36 14
                                    

Nadal nie wiedziałam, jakie jest jego ostatnie wspomnienie.Postanowiłam delikatnie go o to podpytać.

-Loki, a tak w ogóle to, jakie jest twoje ostatnie wspomnienie? Bo wiesz wbija do mnie starożytny, nordycki bóg i oświadcza, że ze mną zamieszka.

-Z tej perspektywy to rzeczywiście dziwnie wygląda. Czytałaś mitologię, prawda? Wiesz, czym jest Asgard, kim Thor, Odyn i cała reszta?

Wolno pokiwałam głową (tylko nie wygadaj się o filmach!)

- Odmówiłem Thorowi wyprawy do Jotunheim.

- a mógłbyś mi wyjaśnić, jak do tego doszło? Nie bardzo rozumiem jak do tego doszło-doskonale wiedziałam, ale jeżeli to oznacza to, o czym myślę...

-Thor miał być koronowany. Byłem zazdrosny, więc wpuściłem do zbrojowni kilku Jotunów. Oczywiście nic nie zabrali, bo ojciec ich powstrzymał. Ale wyraz Twarzy Thora... Bezcenny! Gdybyś go w tej chwili widziała! Mój brat wściekł się (jak to mówi moja babcia- „dostał wścieku") i chciał wyruszyć by dać nauczkę włamywaczom. Odmówiłam wyruszenia z nim. Rozpoczęła się kłótnia. Jak to się mówi, kochamy się jak rodzeństwo. Pozabijamy się też jak rodzeństwo. Młotek przez przypadek popchnął mnie i spadłem z Bifrostu. Wylądowałem na twoim trawniku, więc resztę historii już znasz.

Wiedziałam.
Nie spadł w przepaść.
Nie poznał Chitauri.
Nie napadł na Nowy Jork
.Nie został pokonany przez Avengers.
Nie został skazany przez Odyna.
Nie nastąpił atak Malekitha. Nie przeżył śmierci matki.
Nie umarł.
Nie zasiadł na tronie.

Nie zaczął nawet kłamać.

LOKI NIE WIE, ŻE JEST JOTUNEM.
-Emmmm, wszystko w porządku? Zacięłaś się na chwilę.

- Nic mi nie jest. Tylko wiesz... Dużo się dzisiaj zdarzyło. Poznałam bogów, w których istnienie nie wierzyłam. A tak w ogóle, to ilu was jest?

- Tych, w których wierzą wikingowie czy ogólnie?

-To jest was więcej? Jesus... Wczoraj wierzyłam, że jest jeden, a teraz dowiaduję się, że jest was cała chmara.

-Jeden? Chodzi ci o boga aniołów?

-Czekaj... Znasz go? Jak? Jakim cudem?- w głowie miałam jedną, wielką pustkę.

- Bogowie rodzą się z wiary. Gdy ludzie stworzyli Jahwe, był on słaby, nie mając wielu wyznawców. Ale potem ludzie zaczęli wędrować, wiara rozpowszechniać się, a on stawał się coraz silniejszy. W końcu przybyli także na nasze tereny i gdyby nie waleczność wikingów i to, jak stawali w obronie swojej wiary, zginęlibyśmy.

-yyyy...- szczerze? Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Stoję w kuchni (tak, tą jakże uroczą filozoficzną rozmowę prowadziliśmy, gdy bóg zdrajców wstawiał do lodówki galaretkę), przygarnęłam pod swój dach czołowego manipulatora dziewięciu krain i zastanawiam się, czy nie zmienić religii. Ja to mam życie.-Dobra!-klasnęłam w dłonie-Idziemy na strych. Trochę za melancholijnie się zrobiło.

-To cóż proponujesz, o pani?

Spojrzałam na sufit i westchnęłam. W tym momencie przypomniał mi się tegoroczny hymn Światowych Dni Młodzieży. „Wznoszę swe oczy ku górom skąd, przyjdzie mi pomoc."

  -Dobra!-Klasnęłam w dłonie-Idziemy na strych. Trochę za melancholijnie się zrobiło.- Weszliśmy po schodach na górę. Przez cały ten czas bałam się, czy się nie załamią. Wchodząc do jedynego w moim domu drewnianego pomieszczenia od razu można było poczuć jego magię. Jest lato, drewno wydziela specyficzny zapach. Gdzieniegdzie stały stare, zniszczone meble, walały się zdjęcia rodziny. Na widok tych wszystkich pamiątek po rodzicach łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. Od ich odejścia minął jakiś czas, ja dorosłam, ale wspomnienia nadal były bolesne. 

 Widok rozbitego auta, krwi na kierownicy. Wypadek, którego nie miałam prawa przeżyć. A jednak. Żyję. Przewieziono mnie do szpitala, zbadano. Nic mi się niestało. Ledwie kilka zadrapań, siniaków, jedna blizna. I wspomnienie tragedii przychodzące do mnie w snach. Przez ostatnie pięć miesięcy, które zostały mi od śmierci rodziców do osiemnastych urodzin, mieszkałam u ciotki. Potem przeprowadziłam się do rodzinnego domu.

-Victoria-pomyślałam- musisz być silna. Od roku jesteś pełnoletnia. Dasz radę.-Otarłam łzy rękawem. Miałam nadzieję, że Loki nie zauważył mojej chwili słabości. Ruszyłam do szafy i wyjęłam z niej dawne ubrania mojego ojca, koc i poduszkę.

  -Trzymaj -  powiedziałam, wręczając mu rzeczy. Wyjrzałam za okno. Zaczynało się ściemniać. Boże, ile my rozmawialiśmy? Zupełnie zapomniałam o wyjściu do liceum. Ech, trzeba będzie napisać sobie usprawiedliwienie. Dobrze, że za tydzień zaczynają się wakacje.- Śpisz na kanapie w salonie-dodałam z wrednym uśmiechem. Już planowałam kolejny dzień.

Wieczór miną dosyć spokojnie. Zaczekałam do momentu aż bożek zaśnie, a później sama położyłam się do łóżka.

[oczami Lokiego] (nareszcie jakieś urozmaicenie)

Rano obudził mnie zapach jedzenia. Zdziwiłem się, nigdy nie podejrzewałbym, że tak młoda midgardzka kobieta potrafi gotować. Podniosłem się z kanapy. Poszedłem do łazienki i przebrałem się w coś, co Victoria (tak, w pewnym momencie naszej wczorajszej rozmowy łaskawie mi się przedstawiła) nazwała tiszerem* i dżinsami. Gdy dotarłem do kuchni zobaczyłem na blacie okrągłe, brązowo-złote placki.

-To naleśniki-powiedziała. Uniosłem brew w zdumieniu. Nigdy o niczym takim nie słyszałem.

-Po prostu to zjedz.-dodała, widząc moje skonfundowanie. Nieufnie podszedłem do nich. Skąd mam wiedzieć, jak się za to zabrać. Zrezygnowana pokręciła głową i nałożyła mi jednego na talerz, podają nóż i widelec.

-Książę się znalazł-mruknęła. Pewnie myślała, że jej nie słyszę. Niedoczekanie. Przyjrzałem się jej uważnie. Wyglądała, jakby coś przede mną ukrywała. Tylko co? Muszę się dowiedzieć.

Po chwili milczenia, w ciągu której oboje siedzieliśmy przy stole, a jadłem „naleśniki", Victoria oznajmiła, że z racji tego, że dzisiaj jest sobota, zabiera mnie da parku linowego. Helviti, koleje słowo, którego znaczenia nie pojmuję. Dziewczyna powiedziała mi, że jest to miejsce gdzie na drzewach porozwieszane są liny, różne przeszkody i ludzie wspinają się na nie. Midgard coraz bardziej mnie zaskakuje.

*magia czasu*

Godzina później. W parku linowym, gdzieś na obrzeżach miasta.

Szczerze? Stresuję się. Nie wiem, co mam myśleć o tym miejscu. Nigdy nic takiego nie widziałem. Przypominałem sobie, jak kilka lat temu wraz z Thorem wspinaliśmy się po drzewach. Ale to... To jest coś zupełnie innego. Jest tu podobno bardziej bezpiecznie. Victoria zapłaciła jakimiś, moim zdaniem zupełnie nie praktycznymi, papierkami i przyniosła dwie pary dziwnych spodni z różnych pasków**.  Że co?- pomyślałem- Że ja mam to niby założyć?!

* Błąd specjalnie

** Lokiemu chodziło o uprzęże, ale nigdy czegoś podobnego nie widział i biedak nie wie jak to nazwa

Pamiętniki z bogiem |Loki FfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz