Tajemnicza Gotka.

42 1 2
                                    

Isobel weszła do klubu. Tym razem zdecydowała się pójść w jakieś nowe miejsce, te do których zawsze przychodziła już jej się nudziły. Poszła do baru i zamówiła sobie drinka, po czym usiadła przy stoliku, napiła się. Jej wzrok trafił na jakąś brunetkę i gdy ich wzrok się spotkał, przeszły ją dreszcze. Zaskoczyło ją, gdy tamta dziewczyna się wzdrygnęła, jakby kopnął ją prąd. Mimo to jej spojrzenie było przenikliwe, przeszywało ją. Odwróciła wzrok z rozbitą pewnością siebie, dziewczyna przy stoliku naprzeciwko... O co z nią chodziło? Nigdy nie czuła czegoś takiego, potrafiła spojrzeć w oczy obcym, ale nie przechodziły ją dreszcze. Z zamyślenia wyrwał ją głos chłopaka z obsługi lokalu.
- O, to Pani! Jak zawsze na koszt firmy - podniosła głowę, stał on przy stole ubranej w czarną koronkową bluzkę i czarne przecierane jeansy dziewczyny, z dusikiem na szyji i pieszczochą na nadgarstku. Tej, z której spojrzeniem jej się spotkało.
- I jak zawsze odmawiam na koszt firmy. Już skłonna jestem za pół ceny.
- Dobrze - odpowiedział zmieszany. - Emmm... To co zawsze?
Kiwnęła głową jedynie.
Isobel wiedziała, że tu nie ma obsługi przynoszącej drinki, więc zaskoczona patrzyła na to, jak chłopak przynosi jej trzy napoje na tacy i odchodzi. Okej, na pewno jest stałą klientką, ale i kimś ważnym... Tamten typ zdawał się skakać w okół niej. Pomyślała i spojrzenie rudowłosej znów się spotkało z oczami brunetki. Było z nią coś dziwnego, jakby widziała w nich powagę godną wiekowej osoby. Odwróciła znów wzrok. Wzięła porządny łyk drinka, potrzebowała się rozluźnić, zwłaszcza mając kogoś takiego w otoczeniu. Czuła wciąż na sobie jej spojrzenie, z sekundy na sekundę coraz bardziej traciła odwagę, by wstać, pójść do niej i się zapytać o co chodzi.
W końcu dopiła napój i wstała, stwierdziła że wcześniej zakończy swój pobyt w tym klubie. Miała dość brunetki i jej przyglądania się.

Kilkanaście minut później szła między budynkami ku innemu klubowi. Tym razem wybrała LGBT. Jeśli się na mnie uwzięła, to tu na pewno przyjdzie.
Była już tylko dwadzieścia metrów od celu, gdy prawie wychodziła z ciasnych uliczek między budynkami, odskoczyła gdy drogę zastąpiło jej trzech wysokich i mocno umięśnionych ludzi. Poczuła jak jej szybciej bije serce, odwróciła się, ale tam też stał jeden. W mroku, w końcu była druga w nocy, nie widziała ich twarzy.
- Nie róbcie mi krzywdy! - zawołała przerażona, stojąc bokiem do nich, chcąc widzieć wszystkich.
- Ty, Ananiel, to chyba ta o której mówił szef, nie? - teraz dopiero zauważyła, że facet który mówił dziwnym niskim głosem, miał w ręce długą... Czy to włócznia?!
- Tak, to ta.
Zamarła, zwłaszcza gdy zobaczyła jak mistrzowsko obraca broń w jednej ręce i... Rzuca w jej stronę.
Gdy była dwadzieścia centymetrów od jej twarzy, zamknęła oczy.
- Wybacz, mamo - szepnęła cicho, szykując się na śmierć.
Otworzyła szybko oczy, gdy nic nie poczuła, a usłyszała brzęk metalu o asfalt. Miała ciemność przed oczami, szybko obróciła głowę, zauważając że nie było to uderzenie w głowę. Ciemność w świecie fizycznym była przed jej oczami, jak bariera, która nic nie robiła sobie ze światła latarni, które na dodatek osłabło. To coś odbiło włócznię...
- Złą porę sobie wybraliście na polowanie. Zwłaszcza na ważniejsze osoby - usłyszała donośny, żeński i lodowaty głos, który rozbił zaistniałą ciszę w tysiąc kawałków. Ten sam słyszała w klubie. Rozejrzała się i Zauważyła na dachu budynku ciemny wysoki kształt.
- Miała być daleko stąd przecież! Sanil mówił, że widział Nyks pięć kilometrów stąd!
Isobel widziała ich panikę i jak w czerwonym błysku, w rękach jej oprawców materializują się takie same włócznie. Czy ja śnię? Czy może to jakaś ukryta kamera? W ostatniej chwili się uchyliła, gdy ten co stał sam zaatakował ją od pleców. Gdy się odwróciła, zobaczyła jak czarne macki, jakby uformowane z ciemności, łapią go i ciskają nim w ścianę robiąc dziurę. Po chwili uratowały ją, zatrzymując kolejnego napastnika kilka centymetrów od niej i krzyknęła, gdy zauważyła, że jego twarz nie jest ludzka. Coś co było ustami, czarnymi i większymi dwa razy, miało dwa wystające kły od dołu. Nie mieli nosa, a jego ślepia były osadzone na czole. Skóra była czerwona. Upadła na ziemię. Kobieta z dachu zeskoczyła... Dwadzieścia metrów w dół. Wyprostowała się jak gdyby nigdy nic, w ręce miała miecz, którego poświata przywodziła jej na myśl księżyc. Wszystko działo się szybko, przez co miała problemy z zarejestrowaniem co się dzieje, była oszołomiona. Gdy spojrzała znów na ową "Nyks", napastnicy leżeli w kałuży ciemnej krwi, a brunetka wycierała ostrze o płaszcz jednego z nich. Wstała z trudem i się zachwiała, poczuła jak ktoś ją obejmuje w pasie. Smukłe, blade dłonie... Pierścień z trupią czaszką... Poczuła perfumy jej wybawicielki.
- Musisz odpocząć, chodź - znów ten głos... Ale nie taki zimny. Jedynie jakby... Obojętny. Czyżbym słyszała też i troskę?
- N-n-nie, ja dam radę... - wymamrotała i zemdlała.

W odmętach greckich zaświatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz