three

743 107 17
                                    

Siedziałem na łóżku szpitalnym, a obok mnie Chanyeol oraz Dziadzio Edzio. Reszta mojej rodziny postanowiła wrócić do domu. Okazało się, że mam złamane żebra i muszę w szpitalu spędzić trzy noce.

-Ja już muszę wracać, ale nie smutaj Baek, Chanyeol dotrzyma ci towarzystwa -uśmiechnął się staruszek. On chyba żartuje, prawda? -Do jutra, chłopcy -pożegnął się z nami, po czym opuścił pokój.

-Dobranoc -mruknąłem do Chana i obróciłem się do niego plecami, by później zakryć się kąłdrą po sam czubek nosa.

-A ja gdzie mam spać? -usłyszałem od razu głos chłopaka i poczułem, jak materac się pode mną ugina.

-Napewno nie ze mną, spieprzaj -kopnąłem go w nogę na co ten tylko się zaśmiał. Syknąłem na ból, który przeszył moje ciało.

-Weź, Baek. Jesteśmy kuzynami.

-Chuj mnie to obchodzi. Śpij sobie na krześle -fuknąłem.

Park westchnął głośno, po czym zszedł z łóżka i usiadł na krześle.

Leżałem tak może z godzinę. Nie potrafiłem po prostu zasnąć. Dźwignąłem się do siadu i spojrzałem na Chanyeola który smacznie sobie chrapał na krześle. Wciąż bolały mnie te cholerne żebra. Teraz mogłem bardziej przyjrzeć się jego twarzy. Nie mogłem kłamać. Park Chanyeol to najprzystojniejszy mężczyzna jakiego znam. Cholera, czemu on jest moim kuzynem?

-Chanyeol -szepnąłem, zaczynając szturchać jego ramieniem, ale on ani rusz -Chan, Channie, Yeollie, Misiu -wymieniałem krzywiąc się. Boże, nie wiedziałem, że stać mnie na takie coś. Chłopak wciaż się nie budził, więc krzyknąłem: -Chanyeol!!

-Baek, cicho siedź -mruknął tylko, nawet na chwilę nie otwierając oczu.

-Park Chanyeol -wycedziłem przez zęby -Ruszaj to swoje szanowne dupsko i kładź się obok mnie.

-A co cię do tego skłoniło, hm? -uchylił jedno oko patrząc na mnie. Kącik jego ust uniósł się lekko w górę.

-Nie potrafię zasnąć -burknąłem. Mogłem przysiąc, że w tym momencie moja twarz była cała czerwona jak dorodny pomidor.

-Zrób mi miejsce -odparł chłopak, a ja odsunąłem się na róg łóżka. Chan połóżył się obok mnie, zamykając oczy -Dobranoc, Baekkie.

-Dobranoc -odpowiedziałem mu.

Po kilkunastu minutach odwróciłem się w jego stronę. Wydawało mi się, że spał, więc podsunąłem się do niego bezszelestnie. Ułożyłem głowę na klatce piersiowej mężczyzny i jedną ręką objąłem go w pasie. Zanim zasnąłem, poczułem jego ogromną dłoń przeczesującą moje włosy.

Cholera.

***

Nareszcie w domku. Było by supi dupi, ale niestety jest tu również Mężczyzna z Parasolem. Tak, to nowa ksywka, jaką wymyśliłem dla Chana. Pomysłowy jestem, co nie? Moje żebra na szczęście nie bolały mnie już tak bardzo.

Poszedłem do mojego pokoju z zamiarem wyszykowania się. Byłem umówiony z Luhanem, D.O oraz ich chłopakami do kina. Taka potrójna randka tylko, że ja nie miałem chłopaka. Hyhy...

Ubrałem na siebie czarne rurki, które zgrabnie opinały mój tyłek oraz błękitny T-shirt. Inaczej mój standardowy strój, jak gdzieś wychodzę. Poszedłem jeszcze do łazienki zrobić sobie kreski eyelinerem i ułożyć moje włosy w tak zwany "artystyczny nieład". Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi szybko zbiegłem na dół, założyłem błękitne Converse, które pasowały mi do koszulki i otworzyłem wrota mojego domu.

-Gotowy? -za drzwiami stał Lu trzymający dłoń Sehuna oraz D.O stojący chyba z kilometr od Kaia. Nigdy nie zrozumiem tej pary...

-Oczywiście! -uśmiechnąłem się szeroko -Możemy iść.

-A twój chłopak, Baek? Przecież umawialiśmy się, że idziemy na potrójną randkę, a nie podwójną i pół -odezwał się Kai unoszą lewą brew -Z kim idziesz?

-Ze mną -usłyszałem za sobą ten seksowny głos, który rozpoznałbym wszędzie...

Chanyeol.

impossible love - chanbaek | zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz