Dobranoc Panno Holmes

4.7K 258 14
                                    

Wszystko mnie boli. Głowa mnie boli. Ręka, nogi i brzuch przypominają o sobie cały czas ostrym bólem. Dłonie i stopy pieką. Ostatni raz zgodziłam się, aby bliźniaki dawały mi korki z latania na miotle. Skoczyłam na kanapę, uderzając kolanem w drewnianą część mebla. Rzuciłam zaklęcie wyciszające i zaczęłam krzyczeć.
- Co ty robisz? - Fred spojrzał na mnie rozbawiony. Zdjęłam zaklęcie i spojrzałam na niego krzywo.
- Cierpię
- Oj nie przesadzaj. Tylko dwa razy zrzuciliśmy cię z miotły. To nie było specjalnie.
- Nic już nie mów George. - podniosłam się, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa i upadłam na Freda. - Nie komentuj. Pokażcie mi skrót do skrzydła szpitalnego.
Leżałam wpatrując się w sufit. Pani Pomfrey dała mi silny eliksir, żebym nic nie czuła. Dała mi też jakąś maść na moje obtłuczone kości. Zegar wybił godzinę 1. Ktoś otworzył drzwi, a do skrzydła wbiegli nauczyciele niosąc figurę na noszach. Położyli ją na łóżku i stanęli dookoła tak, że nic nie widziałam. Chwilę później wbiegli profesor Dumbledore i Sprout.
- Kolejny atak Albusie. Co my teraz zrobimy? Jutro wszyscy będą o tym wiedzieć.  Zapanuje jeszcze większy niepokój. Na nieszczęście uczniowie myślą, że to Potter jest dziedzicem.
- Spokojnie Minerwo. Czy mandragory dobrze rosną? Uda się eliksir?
- Na pewno. Wszystko jest... dobrze. - jeszcze nigdy nie słyszałam tak roztrzęsionej profesor. Słuchałam ich rozmowy dopóki dyrektor nie odwrócił się w moją stronę. Cała uwaga nauczycieli przeniosła się na mnie. Profesor Dumbledore zbliżył się do mojego łóżka, zabrał stołek i usiadł obok mnie. Złapał buteleczkę z szafki nocnej, przeczytał etykietę, a potem spojrzał na mnie łagodnie zza swoich okularów.
- Dlaczego nie śpisz? To silny eliksir. Nie powinnaś być obudzona.
- Znowu zaczyna boleć mnie głowa. Dokładniej czuję jakby ktoś uderzył mnie łopatą w skroń.
- Musiałaś się mocno po obijać. - dyrektor zabrał szklankę z wodą z szafki i nalał kilka kropel. - Proszę. Dobrze, że jutro sobota. Będziesz mogła dłużej pospać. Następnym razem nie zgadzaj się na dodatkowe lekcje z Weasleyami.
- Skąd pan to wie?
- Oh, to bardzo proste. Z mojego gabinetu widać boisko do quidditcha. Widziałem jak spadasz. Na samą myśl wszystko boli mnie. - profesor wstał i skierował się w stronę wyjścia.
- Dyrektorze?
- Tak?
- Kto padł ofiarą następnego ataku? - zapytałam cicho, bawiąc się rogiem kołdry. Nie miałam pojęcia, czy mogłam się o to zapytać.
- Justin Finch-Fletcher z Hufflepuffu. Nie domyślasz się może kto mógłby być dziedzicem Slitherina? - jego wzrok był bardziej przenikliwy niż zwykle. Miałam wrażenie, że zaraz wszystko wyczyta w mojej głowie oraz dowie się, że to Ginny otwarła komnate.
- Nie profesorze. - urwałam szybko temat, gdy poczułam jak ogarnia mnie zmęczenie.
- Dobranoc panno Holmes.

Odpoczywałam w dormitorium. Przez bliźniaków postanowiłam nie dotykać już miotły. Zabrałam się do czytania, gdy do pokoju weszła Ginny.
-Gdzie byłaś panno "lubię gdy pakuje się w kłopoty"?
- Miło, że się o mnie martwisz. - Ginny uśmiechnęła sztucznie i położyła obok mnie.
- Spełniam obowiązek więzi rodzinnych. Wszystko dobrze? Wiem o dzienniku.- odłożyłam na szafkę książkę i spojrzałam surowo na przyjaciółkę.
- Byłam zobaczyć czy Tom się utopił. Leżał w kabinie obok toalety, więc zapytałam go jak było w ściekach. Chciałam mu dokuczyć. Zaczęłam się kłócić. Poczułam ostry ból głowy i dalej nie pamiętam. Ocknełam się na kafelkach, a potem znowu utopiłam dziennik. - wzięła głęboki oddech i opuściła głowę. -Słabo mi. - szybko wstałam i podałam jej butelkę wody. Od razu poczułam konsekwencje. Opadłam na łóżko, masując plecy. Byłyśmy poszkodowane. Miałam ochotę złożyć reklamacje braciom.
- Głupota.
- Co? - przyjaciółka spojrzała na mnie. Była zdziwiona, a w jej oczach można było zobaczyć coraz większy lęk. Pokręciłam lekko głową.
- Zrobiłaś głupotę idąc do niego. Znowu otworzyłaś Komnate Tajemnic. Czy ty nie rozumiesz, że musisz się od niego odciąć?!
- Kto tym razem? - Ginny pobladła i patrzyła pusto na swoje dłonie.
- Justin. - Rudowłosa zaczęła szlochać w poduszkę. Wiedziałam, że nie umiała oprzeć się dziennikowi. Przez Freda i Georga nie mogłam jej pilnować. Usiadłam obok niej i zaczęłam delikatnie gładzić rude włosy.
- Przynajmniej znowu pływa w ściekach. Następnym razem tak łatwo ci nie odpuszczę. No już nie płacz. - przytuliłam ją mocno i czekałam, aż się uspokoi.

Minął miesiąc od ostatniego transu Ginny. Długo zajął jej powrót do normalności. Chodziła przybita, a bliźniaki próbowały nieudolnie ją rozchmurzyć, wyskakując zza zbroi lub filarów.
-Za tydzień wyjazd na święta! - Siedziełyśmy przykryte kocem i jadłyśmy czekoladki. Byłyśmy same w dormitorium.
- Ginny, czy coś się stało?
- Harry też zostaje na święta. Nie będę mogła normalnie się zachowywać... znowu. - opuściła bezradnie głowę, która spadła na pudełko czekoladek.
- Dasz radę. Trzymaj się braci i nie idź na odwiedziny dobrze wiesz gdzie.
- Już nigdy nie zaufam żadnemu 17latkowi o imieniu Tom. - Siostra obróciła się i położyła na mnie plecami. Wcisnęłam jej palce pod żebra, a ta spadła z łóżka piszcząc.
- A co jeśli Cię okłamał?! Może jest lub był 40letnim Mariuszem! Dobrze, że teraz nurkuje w kanalizacji!
- Nie mam pojęcia jak - Ginny szeroko się uśmiechnęła i z powrotem usiadła obok mnie - ale Ron prawie utopił kiedyś różdżkę. Zmusili go potem, aby poszedł jej szukać z tatą.
- Od dziś będę zachowywać odległość metra od twojego brata.
Tydzień później żegnałam się z rodzeństwem Weasley, Harrym oraz Hermioną. Staliśmy na środku Pokoju Wspólnego, a na podłodze leżał mój mały kufer. Po kolej zamykali mnie w uścisku życząc wesołych świąt. Ron też chciał tak zrobić. "Przez przypadek" odwróciłam się, a on upadł uderzając głową o panele. Widząc jego minę zrobiło mi się go żal, więc pomogłam mu wstać i przytuliłam topielca różdżki. Siedząc w przedziale z Nevillem myślałam o ich wyrazie twarzy, gdy otworzą prezenty. Zasnęłam na ramieniu czytającego kolegi z uśmiechem na ustach.

więzi rodzinne {fred weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz