Nie zauważyłeś?

3.6K 208 20
                                    

- Fredziu nie cieszysz się, że mnie widzisz?

- Angelina. Widzieliśmy się często w wakacje i cały czas pisaliśmy. Cieszę się, ale nie będę skakać w miejscu, w szczególności, że jest strasznie tłoczno. - odparłem, przewracając oczami.

Była natrętna. Spędziliśmy wiele czasu razem, dzięki czemu udało mi się czegoś więcej dowiedzieć o mojej dziewczynie.

- No już, chodź. - mruknąłem, łapiąc ją za rękę.

Na peronie jak zwykle było gwarno i chaotycznie. Typowe. Razem z Georgem, Angeliną, Ginny i Lee zajęliśmy pierwsze lepsze miejsca, zostawiając tym samym Harrego, Rona i Hermionę, z którymi przyjechaliśmy z Kwatery Głównej.

- Idę się jeszcze przejść. - mruknąłem, widząc, że mamy jeszcze sporo czasu.

Wyszłem z pociągu, witając się z Katie Bell, która akurat wsiadała. Oparłem się plecami o filar, przyglądając się jakiemuś małemu dziecku, machającemu do dziewczyny w oknie wagonu.

Rozejrzałem się powoli, skupiając wzrok na osobie, siedzącej na ławce. Miała włosy ledwo co do obojczyków, niebieską koszulę jeansową, czarne spodnie oraz zielone trampki.

- Hej, co się stało? - zapytałem, podbiegając do niej.

Wiktoria trzymała się za kostkę, a jej twarz wykrzywiał grymas bólu.

- Przewróciłam się na schodach i boli mnie kostka.

- Gdzie są twoi rodzice? - zapytałem, nie widząc nikogo poza Wiką i jej kuframi.

- W pracy. Sama tu się dostałam. - odpowiedziała, sycząc, gdy chwyciła mocniej za nogę.

- Puścili Cię samą i już coś wywinęłaś. Twoja kostka jest tak opuchnięta, że ma wielkość dłoni Hagrida. Mam pomysł. Locomotor kufry.

Pomogłem jej wstać i za nim się zorientowała o co chodzi, złapałem ją pod kolanami i zaniosłem do pociągu. Próbowała zejść śmiejąc się głośno.

- To naruszenie moich praw. Chcesz, abym Cię zgłosiła? - próbowała być poważna, ale szybko zaczęła chichotać.

-  Wiercisz się jak mandragora. Spokojnie, bo wyglądasz jakbym miał ochotę wrzucić Cię pod pociąg.

- Nawet wygodny jesteś. - zachichotała, odchylając głowę.

- Nie jestem poduszką. - odparłem "obrażony", wykorzystując swoje umiejętności aktorskie

- Dlaczego? Wygodny, uroczy i miękki. - mruknęła cicho, na co uśmiechnąłem się szerzej.

- Ale jest coś czego ci jeszcze nie dałem. - spojrzałem na nią chytrze. Jej zdziwione spojrzenie dało mi wiele satysfakcji.

- Co?

- Pewność, że Cię nie zrzucę na te tory.

- Pffff.... Wspaniały przyjaciel. - przewróciła oczami, lecz uśmiech dalej widniał na jej czerwonych policzkach.

- Wiem. Ty lepiej spójrz jak tamte dziewczyny patrzą na nas. Z zazdrości zaraz wyskoczą im oczy, chyba.

- Widzisz ile dostałam od życia? Na czwartym roku zostałam wniesiona do pociągu przez chłopaka z siódmego, jednego z najbardziej rozpoznawalnych dowcipnisiów w Hogwarcie.

Zaniosłem ją do naszego przedziału. Posadziłem dziewczynę obok Ginny i sam zająłem się kuframi Wiktorii.

- George.

- Tak Fred?

- Pamiętasz jak zwichnąłem kostkę? - zapytałem, patrząc w stronę brata, który szybko zrozumiał, o czym myślałem.

W jednej chwili rzuciliśmy zaklęcia na opuchniętą kostkę Wiktorii, aby nie bolała ją podczas chodzenia. Nigdy nie mieliśmy drygu do medycyny, więc nie próbowaliśmy wyleczyć jej do końca, bojąc się, że jedynie zaszkodzimy.

- Fred. - powiedziała niezadowolona Angelina, gdy nareszcie usiadłem obok niej.

- Tak? - zapytałem w chwili, gdy konduktor, powiadomił o odjeździe.

- Byłeś po Wiktorię? - zapytała dziwnie miło.

Spojrzałem na nią nierozumnie ,po czym opowiedziałem historię, jak ją spotkałem. Angelina mocno się dąsała z niewiadomego powodu, więc nie chcąc się w niego zagłębiać, po prostu go zignorowałem.

Droga minęła przyjemnie i wyjątkowo szybko. Wsiadłem do jednego z powozów razem z Georgem i Lee, gdy dziewczyny poszły do swoich przyjaciół.

- Fredzie. - powiedział uroczyście bliźniak.

- Georgu. - odparłem podobnie, kiwając na boki głową.

- Zdaje mi się, że dziewczyna jakże rudego panicza jest zazdrosna.

No dobra. Zatkało mnie. Dosłownie szczęka mi opadła. Jako dowód przedstawiam, że zupełnie przez przypadek pośliniłem Jordana, gdy próbował domknąć mi usta.

- Nie zauważyłeś? - zaśmiał się brat, jednak szybko się opanował. - Zrób coś z tym. Wiki chyba też nie zauważyła, jak Angela próbuje zabić ją wzrokiem.

W Wielkiej Sali specjalnie usiadłem koło Wiki, aby sprawdzić, czy George miał rację. Faktycznie! Czułem te ciskane pioruny, przez dziewczynę z drugiego końca sali.

Zawiodła mnie. Jak może być zazdrosna. Nie wydaje mi się, żeby miała powód.

Co prawda to prawda. Nie miałem z nią ochoty rozmawiać, a potem wniosłem Wiki do przedziału, w którym siedziała.

To tak jakby powiedzieć, że nie pójdzie się z kimś na spacer, a potem przechodzić z kimś innym obok wcześniej wspomnianej osoby.

Ale bez przesady!

Muszę podziękować bratu za to, że robi za okulary. Dużo bym bez niego nie zobaczył. Może mi jeszcze z czymś równie dobrze poradzi.

więzi rodzinne {fred weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz