Zły dzień pt.2

2.2K 172 12
                                    

Perspektywa Ginny *wcześniej od perspektywy George'a*

- Matko, matko, matko, matko, matko, matko, matko...

- Ron.

- Umrzemy! Zostaniemy zamordowani!

- Ron.

- Jestem za młody, żeby umierać!

- Ron! Na brodę Merlina! Jeżeli będziesz tak głośno, usłyszą nas, wrócą się i wybiją jak muchy kapciem. - warknęłam, gdy brat zaczął panikować po spotkaniu śmierciożerców.

Biegliśmy wszyscy w stronę Wieży Astronomicznej po wezwaniu Billa. Pech chciał, że nasze drogi skrzyżowały się z Greybackiem oraz świtą, a szczęście odratowało nas, ponieważ nie zauważyli nas. Jednak Ron miał ochotę to wszystko zniszczyć, piszcząc i panikując.

- Bądź facetem! Weź się w garść! - sapnęła Hermiona, uderzając go w tył głowy.

- Musimy za nimi iść! Mionia, wyślij wiadomość do pani profesor. - powiedziała Wiki i rzuciła się biegiem za śmierciożercami.

Ruszyliśmy za nią, szykując się mentalnie na najgorsze. Gdy byliśmy w pobliżu korytarza przy Wieży Astronomicznej usłyszeliśmy krzyk oraz odgłosy walki. Obok nas wybiegł Remus, który przelotnie rzucił nam spojrzenie, po czym rzucił kilka zaklęć i wciągnął się w wir warki za rogiem.

Wbiegliśmy, plecami zderzając się ze ścianą i nie minęło pięć sekund, gdy fala zaklęć została rzucona w naszą stronę. Dzięki Mionie przed nami wyrosła ogromna tarcza, jednak rozprysła się jak tylko zderzyła się z urokami.

- Dzieciaki! - profesor McGonagall wyczarowała stoły, które posłużyły nam za barierę. Wiktoria zrzuciła ze ścian kilka obrazów, dzięki czemu każdy z nas miał swoje miejsce teoretycznie bezpiecznie.

Minęło kilka minut, podczas których korytarz cały lśnił się od kolorowych iskier od rzucanych zaklęć. Śmierciożercy powoli wchodzili na wieżę, a my nie mieliśmy jak się do nich zbliżyć przez Greybacka, który skutecznie blokował przejście.

- Cholera jasna - warknął Bill - Nie zrobimy nic z tym kundlem na środku!

- Kundel? - parsknął Greyback, a Bill przełknął głośno ślinę.

Wychylił się zza obrazu i spróbował rozbroić wilkołaka, jednak pod wpływem wilczej złości, która w tamtego wstąpiła, rzucił się biegnąc jak pies, chwycił Billa za kurtkę i przerzucił go pod same schody do Wieży Astronomicznej.

Chroniony przez jednego ze śmierciożerców, Greyback spokojnie i bezpiecznie podszedł do Billa, uśmiechając się przy tym obrzydliwie.

- Nie! - krzyknęłam jednocześnie z Ronem i Remusem, gdy parszywe łapsko z pazurami wilkołaka za topiły się w twarzy Billa.

- Stój! - zawołał Neville i podniósł się, by rozbroić wilkołaka, jednak jego zaklęcie zostało odbite i strąciło jeden z obrazów prosto na głowę Longbottoma, który padł pod ciężarem ramy i zemdlał.

Chciało mi się płakać. Tonks i profesor McGonnagal nieudolnie próbowały pokonać dwóch śmierciożerców, którzy wrócili z Wieży, aby pomóc w bitwie. Bill leżał, zapomniany przez chwilę, choć dobrze wiedziałam, że długo ten stan się nie utrzyma.

Greyback ponownie odwrócił się w stronę Billa, gdy ogromna fala odbiła się od jego pleców, przewracając na ubrudzoną krwią brata podłogę. Nie miałam pojęcia co się stało tak samo jak i Greyback. Następne zaklęcia i kolejne leciały w jego stronę, gdy tamten podniósł się szybko i wyjmując różdżkę odbił kolejne ataki.

Miona i Wiktoria, które usilnie go rozbrajały schowały się za obrazami. Hermiona dodatkowo wzmocniła swoją osłonę czarami, o czym nie pomyślała Wiki, która chwilę potem została odrzucona przez pewnie jakieś pioruńsko silne zaklęcie. Uderzyła w ścianę, po czym upadła bezwiednie na podłogę, która ozdobiła jej krew i gruz ściany.

Tonks rzuciła się, aby odciągnąć ją z pola bitwy, gdy ja sparaliżowana płaczem, jedyne co byłam zrobić to dławić się łzami i próbować sobie przypomnieć jak się oddycha.

Wtedy zjawił się nietoperz, który w swojej czarnej, wijącej się za niej szacie pobiegł w stronę schodów na Wieżę Astronomiczną. Śmierciożercy, jakby bojąc się Snape uciekli schodami na górę.

- Severusie, uważaj! Jest tam.... - krzyknął Remus, jednak zamilkł, widząc, że profesor bez problemu biegnie ku szczytowi wieży. - bariera..

- Zniknęła? - sapnęła zmęczona profesor McGonagall.

- Chyba tak! - Remus poderwał się gwałtownie i biegiem ruszył w stronę schodów, jednak bariera osłonna, która znikąd znowu się pojawiła, odrzuciła go rażąc prądem. - Co jest?!

- Remus! - pisnęła Tonks, a każdy gdzieś pobiegł. Nimfadora do Lupina, Ron i ja do Billa, Luna do Nevilla a psorka McGonagall do Wiki.

- Nic tu po nas... - westchnęła profesorka. - Dumbledore sobie poradzi. Przenieśmy ich do Skrzydła Szpitalnego.

Nie wiele mogąc, posłuchaliśmy jej. Pani Pomfrey w przerażeniu zajęła się pacjentami, gdy ja wtulona w Rona słuchałam jak profesor McGonagall wzywa rodziców.


więzi rodzinne {fred weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz