Rozdział 11

99 19 2
                                    

    Chwyciła poręcz, aby utrzymać równowagę. Skręciła szybko, czując przyspieszone bicie serca. Stawiała kroki na każdym schodku, nieprzyjemny ból w stawach uporczywie dawał o sobie znać. Nie była przecież tak młoda i rozruszana, by bez przeszkód móc w takim tempie biec. Zdyszana zatrzymała się przed tabliczką na dwudziestym piętrze.

    — Ewelina?!

   Usłyszała za sobą, odwróciła się na dźwięk znajomego głosu. Amelia równie zaniepokojona, co zmęczona wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami nie dowierzając. Lustrowała wzrokiem od góry do dołu ciało, próbując wyjaśnić sobie w racjonalny sposób przebywanie przyjaciółki o takiej godzinie w firmie. Poskładać wszystko, co ostatnio się zdarzyło. Ewelina utkwiła spojrzenie w rozbieganych oczach, przesunęła tęczówkami po zaniedbanej twarzy, kosmykach włosów wyciągniętych z kucyka, fartuchu. Poczuła się jak w dniu, w którym pobiegła za milionerem po raz pierwszy, jednak to teraz ona była odzwierciedleniem potęgi i dziwnej pewności nieodstępującej jej ostatnio na krok.

   — Co się z tobą działo?! — Oczy niebezpiecznie się zmrużyły, zdenerwowany głos dobiegł do uszu blondwłosej. Stała przytwierdzona do ziemi, nie wiedząc, co ma dalej robić. Przecież w kontakcie było wyraźnie napisane, aby nic nie mówić o celach znajomości, o tym, co kryje się za grą. O wszystkim, co dotyczy milionera a nie jest podane do publicznych wiadomości. Czuła się rozdarta. Amelia przecież była jej przyjaciółką. Osobą, która puściła ją wolno mając łzy w oczach z zaniepokojenia. Usłyszała ciężkie westchnienie.

   — Nie ważne. — Oparła ręce na biodrach. — Cieszę się, że cię widzę, naprawdę się cieszę. Nic ci nie jest, wyglądasz zdrowiej, choć trochę, odrobinę normalniej, tak jak powinna wyglądać kobieta. Nie cuchnie od ciebie alkoholem, Ewelino, cholera. — Opuściła bezradna dłonie po bokach, nie potrafiąc poukładać wszystkiego sobie w głowie. Blond włosa poczuła, że coś kłuje ją w serce na widok bezradnej istoty. Zmieszana postać po chwili kucnęła na schodach, kryjąc twarz w dłoniach. Odruchowo, kierowana opiekuńczym instynktem podeszła do Amelii. Położyła dłoń na ramieniu, aby zwrócić jej uwagę. Nie chciała przepraszać, doskonale wiedziała, że w ten sposób zacznie żałować swoich decyzji i pierwszych stawianych kroków. Uśmiechnęła się jednak delikatnie, trochę sztucznie, bo przecież w sercu nie było pozytywnych emocji. Cieszyła się co prawda na widok przyjaciółki, ale zupełnie nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Jak zareagować, co postanowić, aby nie zdradzić milionera. Przecież nie tego chciała, coś obiecała, nie jest taką osobą, którą łatwo zmanipulować. Tak sądziła. Chyba. Przygryzła wargę, twarz znowu nabrała poważnych rysów.

   — Coś się stało?

   To pytanie będzie mnie prześladować i nigdy nie poznam na nie odpowiedzi, przeszło Ewelinie przez myśl.

   — Am, jest coś o czym nie mogę ci powiedzieć, choć nie wiem, jak bardzo bym chciała.

   — Wdałaś się w romans z prezesem?

   Uniesienie brwi przyjaciółki na jej zaskoczenie nie pomogło blondwłosej w rozstrzygnięciu sytuacji. Speszyła się, odwracając wzrok, jednocześnie czując, że powinna zareagować, cokolwiek powiedzieć. Jednak jak można coś powiedzieć, skoro nawet nie wie się, co jest prawdą? Amelia była jej zbyt droga, by mogła ją okłamywać.

  — W porządku. Domyślam się. — Usiadła na schodach, wpatrując się w małe okienko dzielące piętra. Ewelina także ułożyła swoje cztery litery obok przyjaciółki, obserwując to samo miejsce. — Nie będziesz już tutaj pracować, prawda?

   Pokręciła głową, podkulając kolana pod brodę.

   — Za niedługo wyjeżdżam — szepnęła. — Nie zobaczymy się dłuższy czas.

Potęga gwiazd (I) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz