Miasta śnią, delikatny oddech odbija się wśród zakamarków ciszy. Przechodzi przez przesiąknięte alkoholem i smrodem ulice, zagnieżdża się w dziurach starych murów. Wśród miliardów dziwnych, niesmacznych i przerażających dzielnic, które budują barierę pomiędzy innymi rzeczywistościami, ukazuje swoją niewinność i zjadliwość.
To właśnie miasta zamykają oczy na obrzydliwość tego świata, pną się do góry, by nie widzieć coraz częstszego zniszczenia małych, głupich istot, jakimi są ludzie. Dlatego śnią, żyjąc i napędzając człowieka, powoli dominując swą przestrzenią, zabijając różnorodność i indywidualność.
On tak czuł, stojąc teraz na krańcu jednego z najwyższych budynków w mieście. Oglądał nieme starania szklistych cudów architektury, które pragnęły usilnie wyrwać się z zagęszczonego smogu. Czyżbyśmy byli tak bardzo naiwni i chciwi? Wciąż zadawał sobie to pytanie. Nieustanie, za każdym razem, gdy tylko jego myśli w jakiś sposób miały wolną chwilę od pracy. Oczy nie widziały zamkniętej przestrzeni przed sobą, a uszy wreszcie mogły odpocząć od szelestów dokumentów.
Był biznesmenem, był milionerem.
Wsadził dłoń do kieszeni czarnej marynarki. Wyciągnął z niej paczkę papierosów. Po chwili miał już jednego w ustach. Poczuł, jak zimny wiatr otula oznaczoną trzydniowym zarostem twarz.
Gdy szary dym wydostał się z jego ust, spojrzał w dół. Wprost na liche budynki, wprost w otchłań ciemności i kolorowych telewizorów. Tam, w miejsce, którego szczerze nienawidził. Wiedział, że mógłby skoczyć, zrobić jeden krok i stać się samobójcą. Zawisnąć gdzieś na pierwszych stronach gazet, być zakopanym w zimnym grobie, jednak po co?
Nie miał jeszcze wszystkiego. Chciał mieć wszystko, potem może zasnąć wraz ze śniącym miastem, zatracić się w jego otchłani. Zginąć za swoją chciwość, która powoli niszczyła go od środka. Potarł dłonią podbródek.— Prezesie.
Usłyszał stanowczy głos, odwrócił się w stronę dobiegającego dźwięku. Kucnął i zgasił papieros o beton, po czym wyrzucił go w przepaść. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, jak cudownie byłoby, choć na chwilę uzyskać taką wolność.
— Przygotowałeś dokumenty? — spytał tylko, ilustrując nienaganny strój starszego mężczyzny. Zimne szare oczy nawet przez moment nie okazywały strachu, gdy szedł w stronę swojego sekretarza po cienkim murku dzielącego bezpieczny dach od skrytego w dole miasta.
CZYTASZ
Potęga gwiazd (I) ✔
Storie d'amoreOczy są lustrem duszy, przeszło jej przez myśl. Obserwując odbicia jarzących się gwiazd, malutkich płomieni, które wiły się wokół czarnej czeluści. Miała wrażenie, że wewnątrz spokojnego, ledwie emocjonalnego niebieskiego koloru kryje się tornado gw...