Rozdział 1

576 50 7
                                    

" Gra została rozpoczęta, Shelue"

Spojrzałam z przerażeniem na napis zdobiący moje lustro. Był wykonany najprawdopodobniej czerwoną szminką. A może to tylko moja nadzieja?
Szybko przestałam się nad tym zastanawiać. O co chodzi? Kto to napisał i o jaką grę chodzi? Nie rozumiałam nic. Odruchowo sięgnęłam po telefon znajdujący się w tylnej kieszeni spodni. Pomyślałam przez chwilę po czym zrobiłam zdjęcie napisu na lustrze. Kiedy już to zrobiłam włączyłam pierwsze połączenie, które przyszło mi na myśl.
- Odbierz... mamo odbierz... - Mruczałam pod nosem, jednak straciłam sygnał bardzo szybko. Próbowałam jeszcze raz, potem kolejny i kolejny. Żadne połączenie nie doszło do skutku. Wybrałam numer do ojca, ale sytuacja powtórzyła się. Numer do brata... nic. Numer do siostry? To samo. Bezsilna oparłam się o ścianę i zsunęłam po niej w dół. Skuliłam się, pewna tylko jednej rzeczy.
To nie mógł być przypadek.
Chciałam wierzyć w to, że to wszystko to tylko moje wyobrażenia, że Bray jak to często miał w zwyczaju chciał mnie tylko nastraszyć. Chciałam wierzyć, że Clary ma lekcję a rodzice przeprowadzają jakieś bzdurne, "ważne" rozmowy przez telefon. Miałam jednak tyle złych przeczuć, że sama nie wiedziałam co myśleć. Chciałam ich zobaczyć i wiedzieć, że wszystko jest okej. To tyle...

Moje przemyślania przerwał głośny dzwonek telefonu. Rebel Love Song rozbrzmiało po całym domu, a ja nawet nie patrząc na numer szybko odebrałam.
- Tak? - Powiedziałam niemal gorączkowo.
- Cześć, Shelue. Jak ci poranek mija? - Usłyszałam kompletnie nieznany głos, który wręcz ociekał złośliwością.
- Kim jesteś? - Zapytałam cicho. Nie chciałam nic więcej mówić.
- Och, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, kochana. O 16 masz stawić się w tej kawiarni niedaleko twojego domu. Może dowiesz się czegoś więcej. Chętnie pozdrowię od ciebie rodzinkę. - Mężczyzna, jak się domyśliłam zakończył połączenie. Patrzyłam pusto w przestrzeń, po czym wyszłam z łazienki. Miałam jeszcze ponad siedem godzin, co ja mam robić? Jeśli zostanę tu sama, oszaleję. Po chwili wybrałam odpowiedni numer i kliknęłam na przycisk z zieloną słuchawką. Sygnał, drugi... trzeci.... Cisza. Po chwili usłyszałam po drugiej stronie cichy szum świadczący o tym, że ktoś znajdował się po drugiej stronie.
- Mike? Proszę, muszę się z Tobą spotkać. Ja zaraz oszaleję, Mikey... Pomocy. - Łzy spłynęły po moich policzkach.
- Dwie minuty. - Usłyszałam cichy głos przyjaciela. Od razu odetchnęłam z ulgą po czym skierowałam się do salonu. Nie mogłam tkwić w łazience z tym potwornym napisem. Usiadłam na kanapie i czekałam na przyjaciela. Usłyszałam trzask klami i odwróciłam głowę w tamtą stronę. Chłopak stał w wejściu, nie wiedząc co powiedzieć. Zobaczył moje zaczerwienione policzki i zaschnięte łzy.
- Rav, co się stało? - Zapytał powoli, lustrując mnie spojrzeniem. Zaprowadziłam go do salonu i usiedliśmy po przeciwnych stronach sofy. Zebrałam się w sobie i powiedziałam mu wszystko. Opisałam mu to, co zobaczyłam w lustrze, a on w tamtym momencie bez słowa podniósł się i skierował do łazienki. Patrzył z powątpiewaniem na lustro.
- Nie rozumiem... Jak to się mogło stać? Wszystko, jeśli dobrze mówisz jest w idealnym porządku, nie ma żadnych śladów porwania. Nie mogli tak po prostu się zgodzić, co? To jest jakieś nielogiczne. - Wyszliśmy z pomieszczenia a ja powiedziałam mu o dziwnym telefonie.
- Sprawdziłaś numer? - Zapytał, a ja uderzyłam się dłonią w czoło. Czemu o tym nie pomyślałam?

Wróciłam do salonu i sięgnęłam po telefon. Włączyłam listę ostatnich połączeń.
- Numer zastrzeżony... cholera! - warknęłam po czym zirytowana odrzuciłam telefon na stolik. Chłopak spojrzał na mnie, a jego telefon zadzwonił.

- Co?! - Tylko tyle usłyszałam. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Nie wierzę! Jak do tego doszło? - Zrezygnowany opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach.
- Mają moich rodziców. Mam dzisiaj stawić się o 16 w kawiarni. - Powiedział tylko. Patrzyłam na niego lekko zaskoczona. Nie powiedziałam mu jeszcze o tym, że też ma się tam dzisiaj pojawić.
- Mike... Ja też mam tam być. - Mruknęłam ze spuszczonym w podłogę wzrokiem. Nie wiedziałam jak zareagować na to wszystko, więc po prostu tam stałam.
- Zamierzasz iść? - zapytał wprost.
- Jeżeli dowiem się, jak uratować rodziców, Braya i Clary to owszem. Nie mogę ich zostawić. - Odparłam i spojrzałam na niego.
- Ja też... Ja też muszę odzyskać rodzców. Pójdziemy tam razem, tak? - zapytał a ja skinęłam szybko głową.
- Mike... a co, jeśli nie tylko my w tym tkwimy? - Zapytałam i wyobraziłam sobie, jak razem z kilkoma innymi osobami od jakichś zamaskowanych ludzi dowiadujemy się, że już nigdy nie zobaczymy naszych blislich. Mimowolnie się wzdrygnęłam. Nie chciałam teraz o tym myśleć.
- Musimy coś robić przez ten czas. Inaczej zwariuję tutaj, mając świadomość, że być może w tym właśnie moi rodzice są gdzieśzamknięci i... - Nie dokończyłam, czując pieczenie w gardle. Usiadłam na brzegu kanapy i schowałam twarz w poduszkę. To czekanie będzie chyba najgorszym czasem jaki przeżyłam.

Okej, więc tak przedstawia się rozdział 1, reszta będzie miała pewnie podobną długość. Mam nadzieję, że się podoba i no.
Do następnego!

Gamer |Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz