Rozdział 19

169 19 4
                                    

  Patrzenie w sufit nigdy nie wydawało mi się ciekawym zajęciem. Teraz się to zmieniło. Od czasu pojawienia się w ośrodku spędzałam tak większość wolnego czasu. Myślałam o tym, co będzie się działo, ale był to najgorszy możliwy temat.

Zamiast tego zaczęłam myśleć o wszystkich rzeczach, jakie normalnie mogłabym zrobić. Miałam tyle szans, które niezależnie od mojej woli zostały mi odebrane. Myślałam o rodzinie. To, co zrobiłam było najgorszą możliwą rzeczą, ale czułam się kontrolowana. Jakby coś wewnątrz mnie pociągało za sznurki. Kiedy patrzyłam na to wszystko, coś we mnie rozbijało się na kolejne kawałki. Może sama chciałam wierzyć w to, że jest szansa. Że każdy z tych czynów może mi pomóc.
Ale czy tak było naprawdę?

Nie myślałam o tym, żeby wygrać. Może do czasu, kiedy moja mama i powiedziała mi o tym, że sama zwyciężyła, poczułam coś dziwnego. Jeżeli ona miała szansę, czy dla mnie takowa też istniała?
To byłby dla mnie dobry temat na kilka godzin rozmyślań, ale wolne chwile zostały mi przerwane razem z gwałtownym szarpnięciem za drzwi. Wzdrygnęłam się, ale szybko zobaczyłam znajomą twarz.
- To ty... - Mruknęłam niepewnie, patrząc na szeroki uśmiech na jego twarzy. Usiadł na łóżku obok mnie, patrząc na mnie uważnie.

Szybko zmierzyłam wzrokiem jego twarz. Ciemne blond włosy tym razem miał związane w mały kucyk z tyłu głowy. Piwne oczy patrzyły na mnie z zainteresowaniem, a ja zastanawiałam się, po co tu teraz przyszedł.
- Chciałem się dowiedzieć, czy wszystko w porządku. - Zaśmiał się, a ja wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Oczywiście. - Wymusiłam lekki uśmiech w jego stronę.

- A tak naprawdę, chcę wiedzieć tylko jedno. -  Ton jego głosu zmienił się w ciągu sekundy. Z oczu zniknął wesoły błysk, a z twarzy zszedł uśmiech.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru zrezygnować, słonko. Ciężko byłoby teraz wprowadzić zmiany. - Powiedział cicho, a ja zamknęłam oczy.

Od tego co teraz powiem może zależeć wszystko. Myślałam o tym, co może się stać. Krótkie "tak" albo "nie" może zmienić bieg wszystkiego, co się stało. Wciągnęłam powietrze do płuc, myśląc o wszystkich za jak i przeciw. Jeżeli wszystko może zmienić się od mojej decyzji, to może chociaż raz zaryzykować?

*Michael's pov*

Siedziałem, wpatrując się tępo w ścianę. Od kiedy wyszedł Luke minęła może godzina. Nie chciałem marnować czasu, więc wyszedłem z pokoju. Skierowałem się po jedzenie i już po chwili wracałem z talerzem pełnym frytek do pokoju. Nie myślałem nawet o tym, żeby wziąć coś innego. Usiadłem na łóżku, układając sobie talerz na kolanach. Zacząłem jeść i myślałem o tym, co może dziać się po drugiej stronie ściany. Czy z Raven wszystko w porządku? Czy nic sobie nie zrobiła? Co może teraz robić?  Czy nie jest załamana i nie myśli o czymś złym?

Zastanawiałem się nad tym, co czeka nas jeszcze dzisiejszego wieczoru. O osiemnastej mamy wyjść przed pokoje. Przewiozą nas w inne miejsce i zaczniemy walczyć. Ale czy jest to coś, czego naprawdę chcemy?

Westchnąłem i zacząłem myśleć o tym, że być może jeszcze dzisiaj wszystko się skończy. Bo jeżeli nie miałem szans na wygraną, po co to ciągnąć?
Odpowiedź była właściwie oczywista.

Wiedziałem, że nie mogę zostawić Raven samej. Miałem nadzieję, że uda jej się wytrzymać to wszystko. Że wygra i wróci do domu.
Starałem się zwiększyć dystans pomiędzy nami. Liczyłem, że być może wtedy nie będzie odczuwała mojego braku.

Przez chwilę zatrzymałem się przyvtym temacie.
Nie wiem kiedy jej dobro zacząłem stawiać ponad własne, ale ani trochę mi to nie przeszkadza. Jeśli ona ma szansę, ja nie jestem ważny.

Z rozmyślań wyrwało mnie ciche skrzypnięcie drzwi. Spojrzałem na dziewczynę, która znaczyła dla mnie wszystko.
- Raven... - podniosłem się i stanąłem na przeciwko niej. - Zostaw mnie samego, dobrze? - Nie zdążyła się nawet odezwać, ale wyszła po chwili wahania.
- Widzimy się wieczorem, Mikey. - Mruknęła, zamykając za sobą drzwi.

Nie mogłem się nie zgodzić, wszyscy spotkamy się już za kilka godzin. Po raz ostatni w takim składzie.

Chciałem dać upust swoim emocjom, ale nie byłem w stanie nic wymyślić. Po prostu rzuciłem się na łóżko i myślałem o tym, że to wszystko stało się tylko kwestią czasu. W końcu musi być lepiej...

*Raven's pov*

Kiedy Michael wyprosił mnie ze swojego pokoju, czułam się jeszcze gorzej. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi i zastanawiałam się, co zaszło między nami ostatnimi czasy.
Pierwsze o czym pomyślałam to poranek, kiedy zostałam zaatakowana. Nie pamiętałam wiele. Ale słowa Mike'a nigdy nie wypadną z mojej pamięci. Nigdy wcześniej nie myślałam, że może on czuć do mnie coś więcej i byłam naprawdę zaskoczona, kiedy te dwa proste wyrazy napełniły moje ciało ogromną radością i... spełnieniem?
Chyba tak mogę opisać uczucie, jakie towarzyszyło mi w tamtym momencie.

Mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który znikł tak szybko, jak się pojawił. Martwiłam się, bo równie dobrze mógł być na mnie zły o to, co się stało. Ale to wszystko się nie łączyło się logicznie.

Westchnęłam cicho, kiedy zaczęłam odczuwać pulsowanie w głowie. Potarłam skroń palcami i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Nie liczyłam na sen, ale może chwila ciszy i spokoju byłaby przydatna. Skuliłam się na łóżku i czułam chłodną ścianę przy plecach. Schowałam twarz w dłoniach i choć na chwilę przestałam czuć cokolwiek. Zamknęłam oczy i czułam, jakbym odpływała. Nie stawiając oporu zasnęłam, choć na chwilę mogąc przestać myśleć o tym wszystkim.

*

No to ten
zawiało nudą etc.
Ale chcę to chyba możliwie jak najbardziej przeciągnąć nie przesadzając.

BTW TO SLYSZCIE MOJ KRZYK GREEN DAY W STYCZNIU BĘDĄ W POLSCE

Dzięki za wszystkie komentarze, a jeśli chcecie zadawać pytania dla postaci zapraszam do rozdziału wyżej ^^
Odpowiedzi będą prawdopodobnie po następnym rozdziale

Gamer |Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz