Rozdział 4

272 34 3
                                    

Obudziłam się, słysząc dzwonek smsa. Spojrzałam na zegarek stojący przy łóżku. 8:30.
Rzuciłam wzrokiem na wyświetlacz telefonu i nadawcę.

Mikey: Wszystko ok?

Uśmiechnęłam się pod nosem. Szybko odpisałam i postanowiłam przygotować sobie śniadanie.

Rav: Wszystko okej, Mike. Mam nadzieję, że z Tobą też xx.

Zeszłam do kuchni i tak jak ostatnio zaczęłam poszukiwać jakichś wskazówek czy czegokolwiek, co miałoby oznaczać, że zostało mi niewiele czasu.

Jednak tego ranka nie zobaczyłam nic.

Postarałam się odgonić od siebie wszystkie natrętne myśli. Odgrzałam sobie mleko i dodałam do niego płatków. Tak, to zdecydowanie moje ulubione śniadanie.

Jedząc przejrzałam wszystkie portale społecznościowe. Postanowiłam dodać jakiegoś tweeta, bo od kilku dni się nie odzywałam.

@raven_loves_ hagen: Hej wszystkim! Nie odzywałam się i teraz robię sobie przerwę od twittera :-) Nie martwcie się, miłego dnia!

Westchnęłam na myśl o tym, że właściwie mógł to być mój ostatni tweet. Zamknęłam aplikację i odłożyłam telefon. Kiedy skończyłam posiłek umyłam zalegające w zlewie naczynia i rozejrzałam się. W domu zawsze panował porządek i lubiłam to. Poszłam do salonu i z półki z płytami wyjęłam tą, na którą od wczorajszego wieczora miałam ochotę. That's the spirit.

Włączyłam ją i usłyszałam pierwsze słowa jednej z moich ulubionych piosenek.

I wouldn't hold my breath if I was you.
Cause I forget but I never forgive you.
Don't you know, don't you know?
True friends stab you in the front.

Śpiewałam jeszcze w momencie, kiedy opuszczałam pokój i szłam po schodach. Weszłam do siebie i rozejrzałam się. Ściany poblakły i były w szarawym odcieniu, meble pokrywała minimalna warstwa kurzu, a na jednej ze ścian wisiało kilkanaście plakatów. Lubiłam to miejsce. Mój osobisty azyl.

Przebrałam się ze wczorajszych ubrań. Dosyć często zdarzało mi się zasypiać w noszonych przeze mnie ubraniach. Przez chwilę zastanawiałam się, co powinnam założyć. Nie miałam właściwie pojęcia, co mnie czeka. Kilka minutpóźniej miałam na sobie czarne, wygodne spodnie i białą podkoszulkę. Założyłam do tego szarą bluzę, bo ostatnio robiło się coraz chłodniej. Spojrzałam jeszcze na zegarek.
9:20.

Miałam 40 minut i nie miałam bladego pojęcia, co ze sobą zrobić. Poszłam do łazienki. Napisu na lustrze już nie było, ale nadal zastanawiałam się, jak ktoś mógł się tu dostać. To mógłby być całkiem dobry temat do rozmyślań, ale nie chciałam teraz się w nie zagłębiać.
Zamiast tego spojrzałam na swoją twarz. Miałam dosyć widoczne cienie pod oczami. Dosyć widoczne... Prawda była taka, że najlepsze kosmetyki nie były w stanie ich zakryć. Bezsenność to nic dobrego i aż za dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. Spojrzałam na swoje brązowe włosy, które sięgały niewiele za linię szczęki. Wodziłam wzrokiem po każdym najmniejszym szczególe. Nie wiem, czemu akurat teraz zwróciłam na to uwagę.

Poczułam wibracje w kieszeni i spojrzałam na nowo dostarczoną wiadomość.

Mikey: Jeszcze 15 minut... Tak, ze mną wszystko ok. Odkładam już telefon, bo z tego co wiem to mamy nic ze sobą nie brać. Spotkamy się na "miejscu". Będzie dobrze, Rav xx

Uśmiechnęłam się lekko i zaniosłam telefon do swojego pokoju. Przez chwilę zastanawiałam się, co z nim zrobić. W końcu sięgnęłam do drzwiczek komody i odłożyłam urządzenie pomiędzy stare zeszyty i książki. Przeciągnęłam się i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się tępo w przestrzeń. Minęła dosłownie chwila. Spojrzałam po raz ostatni na zegarek.

9:58.

Westchnęłam i poczułam ukłucie stresu. Założyłam lekko znoszone conversy i sięgnęłam po klucze do domu. Wyszłam na zewnątrz i zasunęłam drzwi. Klucze, tak jak zawsze schowałam za dużą donicą stojącą przy drzwiach. Spojrzałam na ulicę, ale nie dostrzegłam żadnego samochodu czy czegokolwiek, czym miałabym się tam dostać. Minęła chwila, kolejna, kolejna. Usłyszałam odgłos nadjeżdżającego auta. Po mojej prawej stronie pojawił się niewielki samochód o czarnej barwie. Szyby były przyciemnione i nie mogłam na początku zobaczyć, kto jest kierowcą. Wsiadłam szybko, bo wiedziałam, że nie mogę się im przeciwstawiać. Jeszcze nie...

Usiadłam obok kierowcy i spojrzałam na niego. Był to chłopak niewiele starszy ode mnie, na oko dzieliło nas jakieś pięć lat..
Miał brązowe, postawione do góry włosy. Od razu zauważyłam kilkanaście tatuaży zdobiących jego ramiona. Zauważyłam też kolczyk w uchu i w nosie. Nie patrzył na mnie, bo od razu po moim przybyciu ruszył. Nie grało radio, nie odzywaliśmy się. Jechaliśmy w kompletnej ciszy przez dłuższy czas. Kiedy po około godzinie zaczęłam się śmiertelnie nudzić, postanowiłam zagadać.

- Hej, tak w ogóle to jestem...

- Zamilknij.

Poczułam się lekko urażona jego słowami. Rozumiałam, że każdy może mieć zły dzień, ale to nie powód, by się tak zachowywać.

- Mogę cię o coś zapytać? - mruknęłam, licząc na jakąkolwiek odpowiedź.

- Nie licz na to, że cokolwiek ci powiem. Jestem tu tylko po to, żeby cię tam zawieźć i mieć od nich święty spokój. - Powiedział ze wzrokiem skupionym na drodze. Miał całkiem przyjemny głos.

Wzruszyłam lekko ramionami.

- Długo będziemy jeszcze jechać? - nie liczyłam na to, że mi odpowie, ale po prostu nie mogłam wytrzymać tej nerwowej ciszy.

- Około dwóch godzin, może krócej. - odparł a ja zapatrzyłam się w widok za oknem. Mijaliśmy lasy, a ja musiałam przyznać, że nie wiedziałam gdzie jesteśmy.

Mijały kolejne minuty a ja przestałam zwracać na cokolwiek uwagę, po prostu patrzyłam na widoki migające mi przez szybę.

- Mogę chociaż włączyć radio? Proszę. - Mruknęłam pod nosem. Naprawdę się nudziłam.

- Mhm. - Tylko tyle dostałam w odpowiedzi. Natychmiast włączyłam urządzenie i szukałam jakichś dobrych stacji. Niestety, tak jak zawsze, wszędzie albo były nudne wiadomości albo okropna muzyka.

- Nareszcie... - Powiedziałam, kiedy usłyszałam pierwsze melodie piosenki "The Drug in Me is You". Uwielbiałam tą piosenkę i zaczęłam cicho nucić pod nosem.

Ku mojej uciesze stacja co chwila włączała dobre piosenki i przynajmniej ta część drogi nie była taka nudna. Minęła kolejna godzina jazdy. Teraz mijaliśmy jedynie pola i łąki, pola, łąki, łąki, pola i tak w kółko. Przez kilkanaście minut minęliśmy może trzy domy, z czego wszystkie wyglądały na zaniedbane i prawdopodobnie opuszczone.

Jechaliśmy coraz szybciej, obraz za oknem mi się zamazywał. Mijaliśmy tablicę z nazwą najbliższej miejscowości, bo nie sadzę, żeby w pobliżu takiego zadupia znajdowało się jakiekolwiek miasto. Zrozumiałam, że o to chodziło. Miałam nie dowiedzieć się, gdzie jestem. Zaczęłam zastanawiać się, w jakie miejsce trafię. Może jakieś opuszczone magazyny, czy coś...

- Jesteśmy. - Tylko tyle usłyszałam. Chciałam wysiąść, ale poczułam, jak chłopak zaciska rękę na moim rękawie. Spojrzałam na niego a on rzucił mi trochę zmieszane spojrzenie.
- Umm... Powodzenia, Shelue.

Po tych słowach puścił mnie, a ja wysiadłam z pojazdu i poszłam w kierunku drzwi do ogromnej hali.

Okej, rozdział ma ponad 1000 słów i czuję dumę ok.
Mam nadzieję, że się podoba. Dzisiaj wieczorem albo jutro następny ^^

Gamer |Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz