*2*

234 25 3
                                    



Może to dziwne i nawet sama czułam się z tym trochę infantylnie, jednak ciekawość wzięła górę, Nie chcąc żeby mnie zauważył, zgasiłam światło w łazience i przysunęłam się bliżej okna. Schowałam się za zasłoną i wychyliłam się zza niej lekko, żeby móc lepiej się mu przyjrzeć. Kaptur czarnej bluzy skutecznie ukrywał jego twarz, ale w pewnym momencie stanął w taki sposób, że mogłam swobodnie zarejestrować parę tatuaży na jego szyi. Możliwe też, że miał kolczyk w nosie, bo w momencie kiedy księżyc oświetlił jego twarz, coś szczególnie błyszczało się w jego okolicach.

Krzątał się nerwowo po całym pomieszczeniu i wyraźnie czegoś szukał. Następnie zaczął zbierać pojedyncze przedmioty i pakować do czarnej torby, która stała na podłodze, a ja na początku nie mogłam skojarzyć faktów, jednak kiedy w końcu zorientowałam się, że najprawdopodobniej jestem właśnie świadkiem kradzieży, serce podeszło mi do gardła. Oddech przyspieszył a wspomniane serce niemal stanęło w miejscu. Byłam tutaj zupełnie sama, a w dodatku nie byłam pewna, czy zamknęłam drzwi. Zasadniczo przecież nie miałam pewność, czy on naprawdę dokonuje kradzieży, przecież równie dobrze może to być jego dom, z którego o prawie północy zamierza się wyprowadzić, ubrany w czarną bluzę z kapturem i z malującą się na twarzy niepewnością.

Jednak postanowiłam jeszcze chwilę wstrzymać się z dzwonieniem na policję. Upewniłam się, że zamknęłam drzwi i wróciłam na poprzednie miejsce obserwacji, żeby zebrać jeszcze trochę dowodów, bo w głębi serca miałam nadzieję, że to się nie dzieje naprawdę. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale czułam się kompletnie zbita z tropu i zagubiona. Nie byłam pewna tego co robię i co powinnam zrobić i nawet niezorientowałam się kiedy chłopak podniósł torbę i wyszedł z pomieszczenia. Kiedy znowu udało mi się zlokalizować jego położenie, wychodził tylnym wejściem a potem jak gdbyby nigdy nic wsiadł do samochodu. Nagle jakby wróciła mi świadomość i przypomniałam sobię, że nie zawiadomiłam odpowiednich służb. Bałam się jeszcze bradziej, bo przecież, jeśli teraz zadzwonię, mogą mieć pretensję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Poza tym on i tak pewnie już odjechał i nie wróci, a ze znaleźeniem go na pewno będą niemałe problemy.

Nie mogąc zdecydować się co powinnam zrobić, westchnęłam ciężko i przysiadłam na łóżku, żeby trochę się uspokoić, bo to jednak dość niecodzienna sytuacja. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi niemal nie dostałam zawału. Serce znów zaczęło mi walić jak szalone, a ręce lekko się trząść. Zarzuciłam na siebie za dużą bluzę i jak najciszej mogłam zeszłam po schodach. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer, ale był zbyt zabrudzony od zewnątrz żebym mogła rozpoznać kto stoi po drugiej stronie. Podejmując najszybszą decyzję w moim życiu nacisnęłam na klamkę i otworzyłam drzwi. Miałam racje, faktycznie miał ten kolczyk w nosie, szkoda tylko, że ja teraz nie mogę oddychać i zaraz dostanę zawału. Nie miał przy sobie tamtej torby. Stał w lekkim rozkroku i z rękami w kieszeni niepewnie się do mnie uśmiechał, a ja zaczęłam żałować podjętej parę sekund wcześniej decyzji.

- Przepraszam, że niepokoję tak późno, ale nie wyłączyła pani świateł w swoim samochodzie. - odparł wskazując na zaparkowane na podjeździe auto. - Przed chwilą zauważyłem i chciałem tylko powiadomić. - dodał jeszcze bardziej niepewnie, ale to dlatego, że wyglądałam wtedy jakby ktoś opowiedział mi bardzo nie śmieszny żart, a on mógł to odebrać jako złość, czy coś w tym guście.

- Faktycznie, dziękuję. - wydusiłam z siebie te zaledwie dwa słowa. Następne pół minuty staliśmy w ciszy a on patrzył na mnie jakby wyczekująco, tylko że ja nie wiedziałam o co mu chodzi i tylko zaciskałam rękę coraz mocniej na klamce, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie tej niezręczej sytuacji.

- Nie wyłączy ich pani? - spytał unosząc brwi, a ja niemal spaliłam się ze wstydu. Już miałam łapać za kluczyki i wychodzić z mieszkania kiedy przypomniałam sobie o dość istotnym fakcie.

Ten facet przed chwilą okradł sąsiedni dom, a sytuacja która właśnie się tutaj odbywa wyglada jak typowa próba wybawienia mnie z mieszkania, albo przechwycenia kluczyków, które jak tylko ujrzy od razu zapragnie mieć.

- Umm... może później. - wypaliłam, czując jak przeszywa mnie strach. Chłopak spojrzał na mnie jak na idiotkę i zaśmiał się cicho.

- Rozładuje ci się akumulator...

- Nic mu nie będzie jak jeszcze chwilę poświeci. - odpowiedziałam niemal od razu, bo na tę odpowiedź z jego strony byłam akurat przygotowana. Moment, kiedy my w ogóle przeszliśmy na ,,ty"?

- Nie lepiej zrobić to od razu?

- Widziałam co zrobiłeś. - wypaliłam, zupełnie tego nie analizując. Nagle zorientowałam się co powiedziałam i skala mojego przerażenia wzrosła do maksimum. Chłopakowi od razu uśmiech zszedł z twarzy, i zastąpiło go coś w rodzaju strachu, ale czy to możliwe że ja i on odczuwamy w tym momencie to samo, nieprzyjemne uczucie? To głupie. Pare następnych sekund staliśmy w kompetnej ciszy a ja zastanawiałam się, czy zdąże zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i zamknąć je na zamek, zanim on nie pchnie ich i nie włamie się do środka.

- Zadzwoniłaś na...

- Nie. - przerwałam mu szybko, chcąc wybronić się z tej sytuacji jak najlepiej. Przecież on może mieć nóż albo... Może być po prostu niebezpieczny, a ja jestem tu zupełnie sama.

- Lepiej tego nie rób – rzucił oschle i odwrócił się ruszając w kierunku (chyba) swojego samochodu. - I wyłącz te światła.

Znów poczułam się trochę spokojniej, i w duszy dziękowałam sobie, że jednak nie zadzwoniłam gdzie trzeba, bo przecież to mogło się naprawdę źle skończyć. Zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam na wszystkie trzy zamki, po czym podeszłam do okna i patrzyłam jak odjeżdza.

*

Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i cały czas byłam w stresie, że on może tu wrócić. I te jego słowa... ,, Lepiej tego nie rób''. Brzmiały groźnie, chociaż wyczułam w jego głosie nutę zawahania i strachu, zupełnie jakby robił to pierwszy raz, ale przecież na takiego nie wygładał. Po za tym o co chodziło mu z tymi światłami? Swoją drogą w dalszym ciągu ich nie wyłączyłam, bo byłam zbyt zestresowana żeby wyjść z domu. Miałam wrażenie, że on wciąż mnie obserwuje i tylko na to czeka. Troche żałowałam akumulatora, ale przecież zawsze można go naładować i być bezpiecznym. Może trochę przesadzam ale naprawę się bałam, każdy, nawet najmniejszy szelest sprawiał, że serce podchodziło mi do gardła, a przedemną było jeszcze przynajmniej pół nocy.

*

- Zepsuł ci się samochód, że przyjeżdzasz taksówką? - spytała Marie, dziewczyna pracująca w tej samej kawiarnii i tak się składa, że właśnie miałam ją zmienić.

- Można tak powiedzieć. - odpowiedziałam wymijająco, ubierając fartuszek z logo kawiarnii. - Możesz już iść, ja się tym zajmę. - dodałam, kiedy dziewczyna, chciała przyjąć kolejne zamówienie od klienta, który właśnie wszedł do lokalu.

- Dzięki Grace. - uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę zaplecza.

Przyjęłam zamówienie, a za nim kolejne i jeszcze jedno i jeszcze jedno, aż w końcu zrobiła się upragniona dwudziesta. Paru klientów dyskutowało między sobą przy centralnych stolikach, a ja siedziałam za ladą i czytałam jakąś gazetę. W ciągu parunastu minut wszyscy opuścili lokal, jednak wciąż była dwudziesta trzydzieści więc nie mogłam jeszcze zamknąć. Leniwie przeglądałam kolorowe kartki magazynu, który nawet mi się nie podobał. Przeczytałam tu parę naprawdę słabych artykułów i tak zatraciłam się w lekturze, że nawet nie spostrzegłam się kiedy na zagrarze zostało tylko 10 minut do dwudziestej pierwszej. Doczytałam do końca jeden z ciekawszych tekstów i zamknęłam pismo, w celu udania się na zaplecze, i właśnie wtedy znów zadzwonił dzwonek informujący o wejściu nowego klienta.Automatycznie odwróciłam się żeby zobaczyć kto to i mimowolny uśmiech wkradł się na moje usta.

- To jak Grace, może dzisiaj dasz się przekonać, że o tej godzinie kawa smakuje najlepiej?

KNOW LOVE | Jesse RutherfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz