*8*

180 21 7
                                    



Następnego dnia wstałam dość wcześnie. Przygotowałam dla siebie i Zach'a śniadanie, po czym zjadłam swoja porcje i wyszłam do pracy za nim zdążył się obudzić. Chciałam, żeby jeszcze trochę pospał, więc zostawiłam mu klucze na stole, zaraz obok talerza z naleśnikami i kartką na której napisałam, żeby zadzwonił jak wstanie. Dziwne, jak szybko pozwoliłam mu wejść do mojego życia. Chociaż teoretycznie nie byliśmy razem, dalej byliśmy w fazie poznawania siebie, jednak już teraz wydawał się być idealny. Miał dobrą prace, samochód, był dobrze wychowany i przystojny. Tak zwana ,,dobra partia", wszystko cudownie, ale ja wciąż nie mogłam się w tym odnaleźć.

Po pracy miałam sprawdzić co u Jessego, jednak zanim pojechałam do szpitala, wstąpiłam jeszcze do sklepu, żeby mu coś przywieść. Po zakupach

- Żartujesz sobie, prawda? - spytałam, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.

Jesse jak gdyby nigdy nic opierał się o ścianę przed wejściem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie trzymał papierosa między zębami. Do tego miał na sobie tylko szpitalna piżamę i skórzaną kurtkę, która zapiął pod samą szyje.

- A wyglądam, jakbym żartował? - burknął obojętnie. - Tak w ogóle to cześć, czy coś...

Szybkim krokiem pokonałam odległość która nas dzieliła, a kiedy byłam już dostatecznie blisko, ignorując protesty zabrałam mu papierosa.

- Masz zapalenie płuc. - miałam wrażenie że mówię mu to po raz dziesiąty, a on wciąż tego nie rozumiał. Parsknął śmiechem i pokręcił głową a ja zaciągnęłam się jego do połowy wypalonym papierosem, jednak kiedy tylko poczułam tandetny smak, skrzywiłam się i splunęłam pod moje stopy. - Naprawdę palisz taki szajs? - spytałam z wyrzutem.

- Przecież to nie moje. Jestem dobry, ale nie aż tak, żeby przemycać szlugi do szpitala.

- To skądżeś to wziął? - spytałam, wyrzucając to świństwo do kratki kanalizacyjnej.

- Znalazłem na ulicy. - wzruszył ramionami.

Wzięłam głęboki oddech i policzyłam w myślach do dziesięciu, żeby jeszcze bardziej się nie denerwować. Zostawiłam jego słowa bez komentarza, tylko poklepałam go po ramieniu i kazałam wchodzić do środka.

W kompletnej ciszy szliśmy długim korytarzem, prowadzącym do przydzielonej mu sali. Jesse, z rękami wetkniętymi głęboko w kieszenie kurtki, szedł wolno, lustrując przy tym czubki swoich butów. Ja za to szłam tuż obok i probowałam powstrzymać się od śmiechu, jednak najwyraźniej nie wychodziło mi to najlepiej.

- Co cię tak bawi? - burknął, jak zwykle.

- Twoja stylówka. - postawiłam nacisk na ostatnie słowo. - Bardzo mi się podoba.

- Ta, boki zrywać. Nie chciałem jeszcze bardziej się doprawić. - wyjaśnił, wskazując przy tym na wytarta w wielu już miejscach kurtkę.

- Nareszcie coś zaczyna do ciebie docierać. - uśmiechnęłam się do niego ciepło i o dziwo, udało mi się wywołać u niego podobny efekt.

Kiedy w końcu dotarliśmy do właściwie oznaczonych drzwi, Jesse wyprzedził mnie nagle i złapał za klamkę. Następnie otworzył przede mną drzwi, wskazując na wnętrze pomieszczenia.

KNOW LOVE | Jesse RutherfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz