*7*

179 21 0
                                    



- Chyba sobie żartujesz... - parsknął cichym śmiechem, jednak kiedy na mnie spojrzał i zdał sobie sprawę, że mówię poważnie; zbladł. - Nie zgadzam się, nie będę brał od ciebie pieniędzy! - gwałtownie uniósł się na łokciach, co spowodowało nawrót kaszlu.

- Ja naprawdę chcę ci pomóc... Mam pieniądze, nawet całkiem sporo i jestem w stanie to zrobic.  - odpowiedziałam spokojnie.

Wtedy on westchnął ciężko i przetarł twarz dłońmi. Nic nie mówił, przygryzł wargę i wbił wzrok w swoje splecione na brzuchu palce. Zastanawiał się.

- Po co to robisz. - powiedział w końcu.

- Co robię?

- Jesteś tu. Dlaczego w ogóle się mną przejmujesz, nie masz innych rzeczy do roboty? Myślisz, że jeśli jesteś taka wspaniała i każdemu pomagasz to jesteś lepsza? Nie, wszyscy skończymy tak samo, albo wpadniemy pod samochód albo zdechniemy na pieprzone zapalenie płuc.

Przełknełam ogromną gulę w gardle i starałam się nie wdawać z nim w kolejną kłótnię.

- Chcę ci pomóc. To wszystko. - powtórzyłam po raz kolejny.

- Nie wiesz na co się piszesz. - założył ręce na piersi i odwrócił wzrok. - I się nie dowiesz, bo ja nie chcę twoich pieniędzy, nie ważne ile ich tam masz.

- Potrzebujesz ich.

- Potrzebuję też cieplejszych ubrań i dachu nad głową, ale jakoś do tej pory dawałem sobię radę bez nich.

Po tych słowach zapadła cisza. Jesse skubał róg kołdry wpatrując się w swoje ruchy, jakby była to najciekawsza rzecz na świecie.

- Jesteś... - zaczęłam, ale te słowa nie mogły przejść mi przez gardło.

- Bezdomny. - dokończył zupełnie beznamiętnie.

- Dobrze się z tym kryjesz. - tylko to zdołałam z siebie wydusić.

- Mimo to, nie chcę znów być na czyimś utrzymaniu. Szczególnie na twoim, bo kim ty niby dla mnie do cholery jesteś, co?

- Ostatnią deską ratunku. - odpowiedziałam niemal od razu, a on nie powiedział już nic. Oboje wiedzieliśmy, że mam rację.

Znów zawiesił wzrok na zupełnie przypadkowym przedmiocie, na czymkolwiek, byleby nie musieć patrzeć na mnie. Wolno uniosłam dłoń i jeszcze wolniej przejechałam nią lekko po jego przedramieniu, po prostu. Żeby go uspokoić, i przekonać. Bezsłownie zapewnić, że wszystko jest w porządku, odruch bezwarunkowy. Jednak w momencie w którym moja skóra zetknęła się z tą jego, zacisnął oczy i usta w cienką linię, ale nie zabrał ręki. Miałam wrażenie, że trochę go to rozluźnia.

Posiedziałam tak jeszcze parę minut, po czym wstałam i bez słowa udałam się do wyjścia, zostawiając go z głową pełną myśli. Kiedy tylko znalazłam się po drugiej stronie drzwi, ze świstem wypuściłam zalegające w płucach, ciężkie powietrze i opadłam na krzesło. Czułam się w jakiś sposób związana z tym chłopakiem, nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale miałam wrażenie, że moim obowiązkiem jest mu pomóc. Nie takim narzuconym, czymś w rodzaju odruchu, ja po prostu... chciałam, żeby wyzdrowiał. Tyle.

Wyciągnęłam telefon i napisałam do Holly, że musiałam wcześniej wrócić bo źle się poczułam. Następnie zadzwoniłam do Zacha z prośbą, żeby przyjechał po mnie pod szpital. Oczywiście nieobyło się bez tysiąca pytań ,, co ja do cholery robię w szpitalu i czemu on nic o tym nie wie'' ale powiedziałam, że wszystko wyjaśnię mu później.

Czekając na jego przyjazd, poszłam do recepcji i podałam tam swój numer konta, wyrażając zgodę na pobieranie z niego potrzebnych na leczenie Jessego pieniędzy. Szczerze miałam gdzieś co myśli na ten temat, bo ja naprawdę chciałam go tylko wyleczyć i dać szansę na nowy start. Nic więcej.

Kiedy tylko otworzyłam drzwi do samochodu Zacha, ten zaczął zasypywać mnie tysiącem pytań. Na prętce wymyśliłam historię o dawnym przyjacielu, którego spotkałam w klubie i źle się poczuł. Nie chciałam na razie mówić mu jak było naprawdę. Po prostu samej było mi jeszcze ciężko się z tym oswoić, z nim, z moją decyzją i szeregiem konsekwencji które zapewne będzie za sobą ciągnęła.

- Po prostu odwieź mnie do domu. - westchnęłam i oparłam głowę o szybę. Byłam już cholernie zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to o ciepłym łóżku.

Kiwnął głową i odpalił silnik, a ja z całych sił probowałam walczyć z opadającymi powiekami. Na próżno.

Obudził mnie dopiero delikatny pocałunek. Zamroczona snem odwzajemniłam gest, a chwile potem poczułam jak ktoś wsuwa ręce pod moje kolana i łopatki. Następnie podnosi mnie i wyciąga z samochodu. Otworzyłam oczy i upewniłem się, że to Zach, a moje spojrzenie spotkało się z jego szerokim uśmiechem.

- Śpij. - powiedział ciepło, a mi nie trzeba było dwa razy powtarzać.

Zamknęłam oczy i wtuliłam się mocniej w jego tors. Było mi tak ciepło i dobrze, że mogłabym spać w takiej pozycji do rana, ale zapewne Zach by tego nie wytrzymał. W pół-śnie słyszałam jak przekręca klucz w drzwiach, a potem wchodzi na schody, starając się stawiać kroki jak najciszej. W końcu dotarł do mojej sypialni, i położył mnie na łóżku, gdzie zdjął mi kurtkę i buty. Później sama, nie do końca świadoma, zdjęłam z siebie obcisłą sukienkę, zostając więc w samej bieliźnie, jednak nie przeszkadzało mi to wtedy ani trochę. Szybko wsunęłam się pod kołdrę i już bardziej rozbudzona zauważyłam jak nachyla się nade mną i całuje mnie w czoło. Pózniej ruszył do wyjścia, a ja już  zwróciłam się do niego:

- Zach, zostań.

Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił na mnie wzrok.

- Napewno?

- Mhm. - mruknęłam, szczelniej zakrywając się kołdrą.

Wtedy już nie widziałam jego twarzy, ale słyszałam jak zmienia kurs i podchodzi coraz bliżej łóżka. Później ta wolna część materaca ugięła się pod jego ciężarem a chwile potem objął mnie w talii i przyciągnął bliżej, do swojego torsu, co wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech.

- Dobranoc. - szepnął, a ja odpowiedziałam mu tym samym.

*

Myśli plątały się w mojej głowie jak tysiące cienkich nitek, przy mocniejszym pociągnięciu, skłonnych do popękania. Tworzyły ogromny kołtun, zlepek scenariuszy i przemyśleń, a ja za cholerę nie mogłam zrobić z tym porządku.

-  A ten twój dawny przyjaciel? - spytałam, pakując sobie do ust kolejna porcje naleśników zrobionych przez Zacha. Cały ranek spędziliśmy rozmawiając o naszych bliskich, co bardzo mi się podobało, gdyż w końcu mogłam odsunąć myśli od spraw związanych z Jessem.

- Mówiłem na niego Deeter bo wiedziałem, że tego nie lubił. - zaśmiał się cicho. - Zawsze wyśmiewał się z moich włosów, a ja z niektórych jego ubrań, bo znaczna większość z nich była naprawde absurdalna. Miał swój własny, oryginalny i zarezerwowany tylko dla niego styl. Był naprawdę fajnym gościem, co chwile poznawał nowych ludzi i ogólnie - był duszą towarzystwa. Nie wiem co spowodowało jego zniknięcie, jeśli o to pytasz. Po prostu pewnego dnia wróciłem do naszego mieszkania a jego ani jego rzeczy juz nie było. Od tamtego czasu nie miałem z nim kontaktu. No i ... - przerwał mu sygnał mojego telefonu.

- No, mów. - powiedziałam, sięgając po przedmiot.

- No i nie wiem gdzie teraz jest. Nie próbowałem go szukać bo domyśliłem się, że pewnie i tak by tego...

- Przepraszam cię na chwilę. - przerwałam mu i wstałam od stołu, żeby lepiej przyjrzeć się wiadomości, która dostałam od nieznanego numeru. Przełknęłam ogromną gule w gardle i drżąca ręką po raz kolejny przejechałam palcem po ekranie.

,,Nie mieszaj się w to i nie pomagaj mu."

KNOW LOVE | Jesse RutherfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz