Abbadon szybkim krokiem przemieszczał się po korytarzach zamku, wskakując na schody, jednocześnie omijając po jednym schodku. Spieszył się do komnaty ojca, chcąc mu jak najszybciej powiedzieć, co przytrafiło się Holle. Komnata władcy piekieł znajdowała się na najwyższym piętrze. Don przystanął, łapiąc się za brzuch. Wyprostował się, rozpościerając skrzydła, którymi potrząsnął, szykują się do lotu. Uwielbiał latać zwłaszcza w przestworzach piekła, gdzie znajdował się kilkanaście metrów nad ziemią. Czuł się wtedy wolny.
Stanął przed wielkimi, czarnymi drzwiami z wygrawerowanymi na złoto literami, tworzącymi napis Lucyfer. Chłopak zapukał i wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź. Widział ojca siedzącego przy biurku, który był zawalony papierami i różnymi dokumentami, o których chłopak nie miał zielonego pojęcia.
- Ojcze, muszę ci coś ważnego powiedzieć o Holle. - Diabeł podniósł głowę znad kartki, którą właśnie trzymał w dłoni, zauważając obecność syna. Nie był zadowolony z faktu, że Don wszedł do pokoju bez jego zaproszenia. Już wiele razy zwracał mu uwagę i próbował go nauczyć manier, jednak do chłopaka nic nie docierały. Machnął ręką, aby mógł kontynuować.
- Dzisiaj przeniosła się do świata ludzi, a mianowicie do swojego dawnego domu. - Zdziwiony Lucyfer przejechał palcami po włosach. Oparł się o krzesło, patrząc na syna, jednocześnie powtarzając jego słowa w głowie.
- Niemożliwe, przecież to za wcześnie.
- Czemu tak mówisz?
- Ponieważ jej moc niedawno się uaktywniła, a żeby przedostać się do świata ludzi i to jeszcze tak, że nas nie widzą, trzeba przejść kurs i wiele ćwiczeń.
- Chcesz przez to powiedzieć, że ona jest potężniejsza, niż nam się wydaje? - Na jego twarzy malowało się zaskoczenie. Nie mógł uwierzyć, że ta drobna dziewczyna i to w dodatku pół człowiek, ma w sobie tak potężną moc.
- Tak. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, bo jak widzisz mam pełno pracy. - Machnął ręką na stertę papierów.
- Chciałem zrobić imprezę urodzinową dla Holle. W końcu miała urodziny, a przy okazji poznałaby mieszkańców piekła.
- Dobry pomysł. Masz wolną rękę co do tego. - Zadowolony książę wyszedł z komnaty, w głowie układając listę gości. Postanowił również, że dekoracją sali zajmie się służba. Nagle przypomniał sobie o bardzo ważnej rzeczy. Holle nie posiadała żadnej sukni balowej. Za pomocą skrzydeł w mgnieniu oka znalazł się na parterze zamku, idąc do komnaty krawcowej. W pomieszczeniu po całej podłodze rozrzucone były materiały krawieckie oraz wielokolorowe tkaniny. W rogu stały dwa manekiny, przy których stała niska kobieta z okularami na nosie i miarą przewieszoną przez szyję.
- Dzień dobry. - Przywitał się chłopak, dotykając palcem jednego manekina.
- Witaj Abbadonie. - Odwróciła się do niego, a na jej głowie wystawały dwa niewielkie rogi. - W czym mogę ci pomóc?
- Nasz gość potrzebuje sukni balowej.
- Rozumiem. Na, kiedy mam ją uszyć? - Książę uroczo uśmiechnął się do kobiety, pomału wycofując się z pracowni.
- Na jutrzejszy wieczór. - Powiedziawszy to, szybko wyszedł z komnaty. Wiedział, że kobietę nie ucieszy ten fakt i jak na zawołanie usłyszał jej krzyk, a przez drzwi przeleciał bal materiału.Holle obudziła się późnym popołudniem, a jej samopoczucie było kiepskie. Ześlizgnęła się z łóżka, idąc do toalety. Kiedy wróciła, usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła je, a jej oczom ukazała się lekko przejrzysta kobieta z szarawym odcieniem skóry. Ubrana była w strój ze średniowiecza, a na nadgarstku miała czarną bransoletę z numerem.
- Proszę udać się za mną. - Usłyszała jej delikatny i zmęczony głos. Dopiero wtedy anielica poruszyła się, a po jej plecach przeszedł dreszcz, uświadamiając sobie, że przed nią stoi duch. Nieśmiało podążała za kobietą, przyglądając się jej. Była ciekawa, dokąd idą. Duch poprowadził ją na drugie piętro, zmierzając w stronę brązowych drzwi na końcu korytarza.
- Jak masz na imię? - Zapytała z ciekawością Holle. Kobieta odwróciła się do niej, patrząc przepraszająco w oczy.
- Niestety nie pamiętam, panienko.
- Dlaczego?
- Ponieważ jestem tu już tak długo, że zapomniałam, a dla mieszkańców piekła jesteśmy tylko numerkami.
- To straszne. - Spojrzała ze smutkiem w oczach na wyblakłe, brązowe tęczówki zjawy. Kiedy tak się w nie wpatrywała, w głowie usłyszała jakiś szept.
- Emily. - Odezwała się, uśmiechając się do kobiety.
- Słucham?
- Nazywasz się Emily. - Stanęły przed drzwiami, które się otworzy, za którymi stał zwyczajny mężczyzna po trzydziestce.
- Dziękuję. - Wyszeptała zjawa, uśmiechając się do dziewczyny, po czym się rozpłynęła w powietrzu.
- Zapraszam. - Zachęcił ją mężczyzna, otwierając szerzej drzwi. Holle nabrała powietrza i pomału je wypuściła, wchodząc do pomieszczenia. W środku zauważyła niewielki regał, gdzie znajdowały się książki, a pod oknem stało biurko z dwoma krzesłami. Pokój mógł mieć wymiary 1:1, przez co tworzył się kwadrat.
- Jestem Dave. Abbadon prosił mnie, abym pomógł ci lepiej kontrolować emocje. Powiedz mi, co lubisz najbardziej robić i jak się wtedy czujesz.
- Kiedyś grałam na fortepianie. A co wtedy czułam? Hmm... Wszystkie swoje emocje przelewałam w graną melodię. - Powiedziała, przyglądając się mężczyźnie. W jego wyglądzie nie zauważyła żadnych rogów czy jakichś innych dziwnych rzeczy. Nagle przed nią pojawił się fortepian. Dave zachęcił ją ruchem ręki, aby podeszła. Podekscytowana dziewczyna usiadła, a palcami przejechała po czarnej ramie fortepianu. Wszystkie jej ruchy były delikatne i płynne. Widać w nich było lata praktyki. Nacisła jeden klawisz, a na wydany dźwięk po jej plecach przeszły ciarki. Zaczęła grać, a muzyka była łagodna i spokojna, wręcz melancholijna. Anielica zatraciła się w granej przez siebie melodii. Uśmiech błądził na jej twarzy, a wraz z ostatnim dźwiękiem spoważniała i otworzyła oczy. Spojrzała na mężczyznę, który był zachwycony talentem dziewczyny. Podszedł do niej, szeroko się uśmiechając.
- Pięknie grasz. Jeśli chcesz, to fortepian jest do twojej dyspozycji. I mam dla ciebie jeszcze jedną małą radę. Jeśli znowu poczujesz gniew albo twoje emocje będą rozchwiane, pomyśl o graniu. Powinno cię to uspokoić. - Dziewczyna kiwnęła tylko głową, dając znak, że zrozumiała. Dave pożegnał się, wychodząc z komnaty. Holle została sama, grając dalej na fortepianie.
Po dwóch godzinach wyszła z pokoju, idąc do swojej komnaty. Była zmęczona i śpiąca, a po jej głowie chodziła tylko jedna myśl, aby położyć się do miękkiego łóżka. Wspinając się po schodach, zastanawiała się, co robi Don. Pewnie zabawia się z jakąś dziewczyną, pomyślała, wchodząc do swojego pokoju. Położyła się na łóżku, od razu zasypiając.
CZYTASZ
Piekielne Istoty: Anioł Śmierci
FantasyJedna noc zmieniła moje życie w piekło, i to dosłownie. Trafiłam do miejsca, o którym nie miałam pojęcia, a ludziom by się nawet nie śniło. Zostawiłam rodzinę, przyjaciół. Zniknęłam z dawnego życia, zapomniana. Teraz szykuję się do nowej roli, do kt...