Rozdział 11

48 5 1
                                    

Holle razem z Diabłem, Abbadon'em oraz Aniołem Śmierci przeszli do komnaty znajdującej się obok sali tronowej. Był to niewielki pokój wystrojony na kształt gabinetu. Stał w nim regał z księgami, duże biurko z kamienia oraz wielkie okno przez które można obejrzeć całe miasto. Na środku komnaty znajduje się puchaty dywan w kolorze bordo, na którym stoi szklany stolik oraz kanapa i dwa fotele. Wszyscy usiedli, wpatrując się w Samael'a.
- Jak się tu czujesz? - Zwrócił się do dziewczyny, uważnie ją obserwując.
- Chyba dobrze. - Uśmiechnęła się nieśmiało. - Jestem pod dobrą opieką i nie musisz się martwić.
- Cieszę się. Lucyferze, myślisz, że mogłaby zacząć naukę?
- Jestem przekonany, że tak. Abbadon zajmie się jej lekcjami latania, a sam pomogę jej opanować moce. - Mężczyzna kiwnął głową, dając znać, że się zgadza. Jednak Holle była przerażona, myśląc o użyciu swoich mocy. Nie chciała znowu doprowadzić do czyjejś śmierci.
- Moglibyście zostawić nas samych? - Dotarł do niej głos ojca i oddalające się kroki. Spojrzała na niego zaciekawiona, zastanawiając się, dlaczego wyprosił władców piekła. Samael wyciągnął małe pudełeczko z kieszeni marynarki, podając je dziewczynie. Pomału odwinęła wstążkę i ściągnęła wieczko. Jej oczom ukazała się śliczna bransoletka wysadzana kamyczkami ametystu.
- Jest piękna. - Wzruszyła się. Anioł uśmiechnął się, pomagając w zapięciu biżuterii. Widząc szczęśliwą córkę, czuł się źle, że musi powiedzieć jej bardzo złą wiadomość. Położył dłoń na jej ramieniu, a kiedy na niego spojrzała, wiedziała, że coś się stało. Jego wyraz twarzy się zmienił, stał się poważny, ale gdzieś w oczach chował się też smutek.
- Muszę ci coś ważnego powiedzieć, jednak ta wiadomość do miłych nie należy. - Zrobił pauzę. Holle przełknęła ślinę, obawiając się słów ojca.
- Twoja dawna rodzina... Zginęli dziś w wypadku samochodowym. - Dziewczyna poczuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją w twarz. - Dostałem rozkaz od Boga, aby pomóc im w drodze do nieba. - W oczach Holle pojawiły się łzy. Ludzie, którzy ją wychowywali i kochali, drugi raz odeszli. Młodsza siostra miała całe życie przed sobą, którym mogła się cieszyć i spełniać marzenia. Jednak przez kaprys Boga wszystko zostało przekreślone. Anielica poczuła ogromny gniew na Boga, jak i na Samael'a.
- Jak mogłeś na to pozwolić? - Wybuchnęła, odsuwając się od mężczyzny. - Jak?! Co oni takiego zrobili, że postanowiliście zakończyć ich życie? - Po policzku spłynęła łza. Na całym ciele czuła dreszcze, a oczy piekły od powstrzymanego płaczu.
- Nie podnoś na mnie głosu. - Skarcił ją lodowatym tonem. - Nie mogę się sprzeciwiać woli Boga. - Chciał podejść do niej, jednak dziewczyna zaczęła kręcić głową.
- Nie chce być taka jak TY! - Wykrzyczała te słowa z takim jadem, że kobra królewska mogłaby się schować. Po tych słowach wybiegła z gabinetu. Chciała pobyć sama, z daleka od tych wszystkich osób.
Weszła do swojego pokoju, rzucając się na łóżko. W tym momencie poczuła jak jej serce, rozsypało się na miliony drobnych części. Przed oczami widziała całą rodzinę, kiedy jeszcze ją pamiętali. Ich wspólne wakacje nad morzem, wycieczki rowerowe i wyjście do zoo. Wszystko to było już tylko wspomnieniem, które się już nie powtórzy.
Płakała w poduszkę przez dłuższy czas, dopóki nie zasnęła.
Z koszmaru obudziło ją pukanie do drzwi. Wstała z łóżka, a kiedy przechodziła obok lustra, zerknęła na swoje odbicie. Twarz była cała napuchnięta a oczy szkliste i zaczerwienione, włosy sterczały we wszystkie strony świata. Wyglądała marnie i też się tak czuła. Ostrożnie podeszła do drzwi przykładając do nich ucho. Słyszała oddalające się kroki. Odetchnęła z ulgą, opierając się o drzwi, w dłoniach schowała twarz. Miała wielką chęć rozwalenia czegoś. Na szafce obok łóżka zauważyła wazon z kwiatami, który chwyciła i rzuciła o ścianę. Szkło rozprysło się po całym pokoju, a na ścianie powstał flek po wodzie. Holle podeszła do ściany nie zwracając uwagi na roztrzaskane szkło. Małe odłamki wbijały się w jej bose stopy, raniąc skórę. Usiadła, opierając się plecami o ścianę, a w dłoni trzymała średniej wielkości szkło o zaostrzonej końcówce. Przejechała palcem po jego powierzchni, sprawdzając ostrość przedmiotu. Nie zastanawiając się, przyłożyła ostrze do przedramienia, naciskając na skórę do momentu, w którym nie wypłynęła stróżka szkarłatnej krwi. Wtedy przeciągnęła szkło po całej ręce, ukazując wszystkie mięśnie. Tą czynność powtórzyła kilka razy do momentu, w którym jej ciało nie zrobiło się senne. Zamknęła oczy a bezwładne ręce, opadły na poplamiony dywan.

Abbadon siedział w swoim pokoju, pisząc SMS'y na telefonie, kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Abbadon siedział w swoim pokoju, pisząc SMS'y na telefonie, kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Szybko wybiegł z komnaty, w mgnieniu oka znajdując się pod drzwiami anielicy. Zapukał, jednak nie dostał żadnej odpowiedzi. Z całych sił kopnął w drzwi, które ustąpiły, a jego oczom ukazała się straszna scena. Pod ścianą na podłodze leżała nieprzytomna Holle, wokół której uformowała się kałuża krwi. Blady jak ściana podszedł do dziewczyny, ściągając swoją koszulkę, którą zawiązał nad jej łokciami. Wziął ją na ręce najdelikatniej, jak potrafił, po czym szybko skierował się do skrzydła szpitalnego. Ostrożnie położył dziewczynę na sterylnym łóżku. Rozejrzał się, chcąc dojrzeć w pomieszczeniu lekarza. Podirytowany rozłożył skrzydła, wzbijając się w powietrze, z zamiarem odnalezienia piekielnego medyka. Przeleciał całe piętro i parter, jednak nigdzie go nie znalazł. W końcu postanowił zajrzeć do komnaty ojca. Zamachał skrzydłami raz, dwa znajdując się na odpowiednim piętrze. Wtargnął do komnaty, nie przejmując się pukaniem. Przy stoliku siedział Lucyfer oraz Ling, popijając whisky.
- Jest mi pan pilnie potrzebny. - Złapał mężczyznę za ręce, wzbijając się w powietrze, jednocześnie zostawiając zdezorientowanego diabła.
Po chwili Abbadon stał przy łóżku Holle, obserwując poczynania lekarza. Widząc jego twarz, domyślił się, że jest z nią źle.
- Straciła dużo krwi.
- Uratujesz ją, prawda? - W jego głosie słychać było panikę oraz troskę.
- Postaram się, jednak dziewczyna potrzebuje transfuzji.
- Daj mi wszystkie informacje, a na pewno zdobędę dla niej tą krew. - Piekielny medyk odwrócił się do chłopaka, udzielając informacji. Widząc, jak chłopak zaczął się oddalać, zaczął zszywać rany na przedramionach dziewczyny.

Piekielne Istoty: Anioł Śmierci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz