Jeżeli Fay miałby wybrać miejsce w Biurze, w którym najwięcej się działo — od zabaw zacząwszy i na awanturach skończywszy — to ani chwili by się nie wahał. Bez wątpienia wskazałby karczmę. Odwiedzała ją przeróżna klientela. Goście przyzwyczajeni do cichej atmosfery Biura przeżywali szok, gdy przychodzili tu po raz pierwszy. Fay też tego doświadczył. Kiedy parę miesięcy temu trafił do karczmy, miał wrażenie, że omyłkowo wylądował w innym wymiarze.
Tego wieczoru nie było inaczej. Fay i Neyrin stanęli w drzwiach, a w powietrzu przefrunął wielki kufel, mijając ich głowy o centymetry. Bryzgające krople piwa opadły na drewnianą podłogę. Wokół rozległ się gardłowy śmiech.
— Dzięki, siostro! — zawołał Hmm'oganin, chwytając naczynie wielkimi łapami. Upił łyk alkoholu i paskudnie się skrzywił. — Co za lura! Quinn, coś ty zamówił?!
Złapał sąsiada za ucho, a ten wrzasnął z bólu. Hmm'oganie zaczęli się szarpać. Wszystko wskazywało na to, że kłótnia zaraz przerodzi się w bijatykę. Gdy jeden z mężczyzn złapał za krzesło, Fay odwrócił wzrok.
Z drugiego kąta karczmy też dobiegały pijackie okrzyki. Na brudnych stołach stały butelki, na których dnie można było dostrzec ślady cieczy o barwie niebudzącej zaufania. Goście klaskali, dolewając sobie resztek płynu.
— O, piękna syreno, gorzały daj litr lub dwa — śpiewali chórem. — Hej, ha! Hej, ha! Daj nam litr lub dwa!
Jeden z nich oberwał w głowę kawałkiem krzesła, ale nawet tego nie zauważył. Gdzieś w rogu pomieszczenia ktoś głośno beknął, by potem zsunąć się z dębowej ławy i zasnąć.
— Mam wrażenie, że zbyt wiele się dziś nie dowiemy — stwierdził Fay, tłumiąc ziewnięcie. — Nie widzę tu nikogo, kto nadawałby się do rozmowy.
Rozejrzał się po lokalu, szukając wzrokiem co bardziej przytomnych klientów. Stawiając krok, poczuł chrzęst szkła pod stopami. Zerknąwszy w dół, spostrzegł stłuczoną butelkę. Obok drzemał siwy mężczyzna. Neyrin westchnęła i z niesmakiem zatkała nos, zerkając na zalanego w trupa starca.
— Na razie lepiej chodźmy coś zamówić — powiedziała, przeciskając się koło zataczających się olbrzymów. — Au! — krzyknęła, gdy ktoś wbił jej łokieć w żebra.
Podeszli do stołu koło szynkwasu, gdzie zdołali znaleźć dwa wolne miejsca. Fay usadowił się na rozklekotanym krześle, zastanawiając się, ile razy było składane do kupy. Sądząc po niepewnym trzeszczeniu, przeżyło wiele pijackich awantur. Sięgnął po kartę dań, która lepiła się od piwa.
— Wybieraj. — Patrzył, jak Neyrin z głodem w oczach przegląda obrazki najróżniejszych potraw.
Oprócz smrodu alkoholu w powietrzu unosiła się woń pieczonej wołowiny. Fay zmarszczył brwi. Wiedział, że karczma słynęła z, o dziwo, dobrej kuchni, ale akurat tego zapachu nie znosił.
— Łap. — Karta prześlizgnęła się po blacie w stronę Faya. — Rozumiem, że znów zamówisz jakieś korzonki. Pokusiłbyś się o coś konkretniejszego, co? Ja spróbuję pieczonego prosiaka.
— Łatwo ci mówić. — Zgromił Neyrin spojrzeniem. — Wiesz, że nie mogę jeść mięsa.
Przyjaciółka nie odpowiadała. Odwrócona bokiem, wpatrywała się w punkt, który przykuł jej uwagę. Poklepała Faya po ramieniu.
— Świetnie się składa. — Sięgnęła do kieszeni. — Dziś obsługuje ta nowa jędza. Zaczęła tu pracować parę dni temu i strasznie się rządzi. Wydaje jej się, że może wprowadzać własne zasady.
CZYTASZ
Światła Faerie
काल्पनिकFay jest Łowcą - jednym ze strażników Wyobraźni. Odwiedza fikcyjne światy, gdzie porządkuje historie, naprawia błędy w ich fabułach i przywołuje niepokornych bohaterów do porządku. Stara się jak najlepiej wypełniać swoje zadania. Pewnego dnia jednak...