Rozdział IV

31 4 4
                                    

Pierwsze, co zobaczył po wejściu do biblioteki i znalezieniu odpowiedniego biurka w Dziale Swobodnych Rozmów, to stos książek na blacie. Tomy różnych rozmiarów, ułożone od najgrubszego do najcieńszego, tworzyły wysoką wieżę. Na samym dole leżał Zbiór najpopularniejszych wątków kryminalnych, przygnieciony między innymi Kodeksem Łowców, Tajemnicami seryjnych morderców oraz Stoma sposobami na zabicie człowieka. Gdy Fay się skupił, na samym szczycie dojrzał tytuł jeszcze jednej księgi. Kiepskie romansidła i jak się z nimi uporać, przeczytał ze zdziwieniem.

— O ranyyy... — Usłyszawszy przeciągłe jęknięcie, drgnął i rozejrzał się wokół.

Dopiero po chwili zobaczył, jak zza misternej konstrukcji z książek wyłania się ręka rozpaczliwie szukająca oparcia. Niewiele myśląc, Fay złapał ją i przyciągnął do siebie, a jego oczom ukazała się jej właścicielka.

— Co ty wyprawiasz? — spytał, gdy Neyrin podnosiła się, stękając z wysiłku. — Już myślałem, że cię tu nie ma.

— Bawię się w chowanego — burknęła, pochylając się i podnosząc leżące na podłodze księgi. — Cóż, miałam tu małą katastrofę. Zostałam przygnieciona książkami.

Fay omiótł wzrokiem wszechobecny bałagan i westchnął cicho. W takiej lawinie papierów na pewno nie umiałby się odnaleźć, ba, już teraz miał problem ze znalezieniem miejsca, by wygodnie usiąść. Odciągnął na bok kilka woluminów, po czym usadowił się na krześle.

— Te książki będą nam tylko przeszkadzać — stwierdził. — Pozwolisz, że pozbędę się chociaż części.

Zagwizdał cicho, a wtedy zza regału wyłoniła się grupa małych skrzydlatych istot, które z piskiem podfrunęły do młodzieńca. Neyrin śledziła je wielkimi, podkrążonymi ze zmęczenia oczami. Jej włosy były w kompletnym nieładzie. Wyglądała, jakby przed chwilą stoczyła co najmniej bitwę o losy królestwa.

— Chochliki introligatorskie — wyjaśnił Fay, dostrzegając jej zdziwienie. — Przyleciały z mojego świata. Mieszkają tam, gdzie jest dużo ładnych okładek. A za słodycze zrobią wszystko, spójrz tylko.

Położył na dłoni kilka czekoladek i wyciągnął ją przed siebie. Jeden z chochlików zachichotał, po czym zaczął popiskiwać coś niezrozumiałego, machając łapką na swoich pobratymców. Stworzenia wirowały wokół Faya, chcąc czym prędzej schwycić słodycze, ale młodzieniec nakrył je drugą dłonią.

— Nie tak prędko — powiedział. — Każdy z was dostanie po kawałku za odniesienie książki, co wy na to?

Ledwie skończył mówić, a istoty zaczęły formować się w grupy. Kolejno chwytały za rogi woluminów, po czym z wysiłkiem dźwigały je do góry, szaleńczo machając skrzydełkami. Zadowolony Fay częstował je czekoladkami, gdy wracały po kolejne tomy, by odstawić je na właściwe półki.

— Ahaaa. — W oczach Neyrin pojawił się błysk zrozumienia. — Słyszałam, jak Bibliotekarze narzekają, że półki całe się lepią. Nawet wywiesili kartkę, na której napisali, że „w bibliotece nie wolno spożywać niczego, a w szczególności słodyczy". No to już wiem, czyja to sprawka.

— Wbrew pozorom chochliki są bardzo pożyteczne — odparł Fay obronnym tonem. — Dbają o okładki i opiekują się książkami. Chyba nie sądzisz, że pozwoliłbym na to, żeby którąkolwiek zniszczyły.

Neyrin mruknęła coś na znak zgody i sięgnęła po czystą kartkę. Zaczęła stawiać pojedyncze słowa, co pewien czas robiąc przerwy i raz po raz nerwowo wzdychając. W końcu odłożyła ołówek, po czym spojrzała na Faya, który bacznie obserwował jej poczynania.

Światła FaerieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz