Rozdział III

43 3 3
                                    


— Kreatora nie ma w gabinecie.

To właśnie usłyszał Fay, stojąc przed bogato zdobionymi drzwiami. Po wieczorze spędzonym przy piwie — no, nie tylko jednym i nie tylko piwie — nieco się odprężył. Widok za oknem nie wydawał się taki straszny, a poranne słońce przyjemnie grzało skórę. Młodzieniec nie zwlekał więc z podjęciem decyzji. Uznał, że to pora na poważną rozmowę. Wyruszył na poszukiwania Kreatora, zdeterminowany, by znaleźć też drania odpowiedzialnego za utrudnianie mu misji.

Nie przewidział jednak, że Kreator zniknie. Zarządca Biura prawie cały czas spędzał zaszyty w gabinecie. Pojawiał się na oficjalnych uroczystościach i świętach, a potem zamykał się w swojej samotni. Ostatni raz Fay widział go podczas Wieczoru Kryminałów. A może to był Dzień Czarnych Charakterów? Sam już nie pamiętał.

Grunt, że Fay stał przed gabinetem w wojowniczej pozie, mierząc się spojrzeniem ze strażnikiem, nie mogąc zrealizować planu. Tkwił w miejscu, na przemian zaciskając i rozwierając pięści, i musiał mieć bardzo głupią minę.

— W takim razie gdzie jest? — spytał.

— Podobno chciał przejść się po Biurze i zobaczyć, jak Gryzipiórki radzą sobie ze szkoleniem. — Strażnik wzruszył ramionami.

Fay wymamrotał słowa podziękowania. Gryzipiórki — hmm'ogańskie dzieci lub częściej Odmieńcy — były nowicjuszami w Biurze. Przechodziły szkolenie pod okiem bardziej doświadczonych pracowników. Ich kwatery mieściły się zaraz obok komnat Kartografów. A więc na darmo wspiąłem się na najwyższe piętro, myślał Fay. Kiedy schodził, stopnie trzeszczały mu pod stopami, jakby współczuły młodzieńcowi.

Wydział Geograficzny, głosiła tablica, którą wyminął, wkraczając na korytarz. Nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia. W środku zobaczył kilku Hmm'ogan, uwijających się jak w ukropie, oraz drugie tyle pracowników innych ras. Nie spodziewał się zastać takiego tłumu.

— To jest twoim zdaniem równoleżnik?! — Karzeł o błękitnej brodzie podskakiwał na jednej nodze. Pacnął drugiego Kartografa w ramię. — Równoleżniki, jak sama nazwa wskazuje, powinny być równoległe. Mówi ci coś takie pojęcie?

— P-p-proszę wybaczyć... — Chłopcu o spiczastych uszach zadrgała broda. Upuścił ołówek, a ten sturlał się na podłogę. — Pod tym kątem wyglądało dobrze.

Karzeł dalej krzyczał, wskazując na mapę, którą przecinała krzywa kreska. Praca Kartografów nie była łatwa. Fay dobrze o tym wiedział. Zanim został Łowcą, musiał sprawować również i takie stanowisko.

Postąpił w głąb sali. Na surowych ścianach z kamienia Kartografowie rozpięli płachty pergaminu. Maczając ogromne pędzle w tuszu, pracownicy zaznaczali na nich góry, zamki czy planety — wszystko, co występowało w danym świecie. Nie obyło się bez rozbryźniętych plam farby na podłodze, ale nikt nie zwracał na nie uwagi.

— Znowu leże smoków? — Usłyszał rozdrażniony głos. — Dlaczego w każdej historii muszą być smoki? Co za paskudne stworzenia.

— Ludzie uwielbiają o nich marzyć. — Krępy mężczyzna pochylał się nad biurkiem, trzymając linijkę. Przyłożył ją do kartki papieru i zaczął rysować. — Nie pytaj czemu. Ja wolę opowieści o kosmitach. Nie śmierdzą, nie zieją ogniem, a też są straszni. To dopiero coś!

Fay przeszedł koło stołu, wymijając zabieganych Kartografów. Mapy rozsypały mu się pod stopami, więc czym prędzej pozbierał kartki i wcisnął je w ręce zaskoczonego Hmm'oganina. Zmierzał ku drzwiom prowadzącym do siedziby nowicjuszy. Po drodze napotkał przejście do sekcji Astronomów. Zaplątał się w sznurki, na których wisiały modele gwiazd i planet, rozwieszone pod sufitem. Gdy się wyswobodził i otrzepał ubranie, odkrył, że stanął u celu. Zastukał do drewnianych drzwi. Uchyliwszy je, rozejrzał się.

Światła FaerieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz