ROZDZIAŁ 20

599 56 3
                                    

Catherine nic już nie widziała. Zapadł całkowity zmrok. Zdała się na intuicję konia. Jednak po półgodzinnym marszu zaszła z klaczy i usiadła na ściętym pniu. Chociaż wychowała się w lesie i wśród morderców, teraz bała się chyba jak jeszcze nigdy.
"A z resztą..."-pomyślała zrezygnowana-"i tak nikt za mną nie będzie tęsknił. Rodzony ojciec wyrzucił mnie z domu...Ale z drugiej strony... Potrzebują mojej pomocy. Jeśli się poddam i nie znajdę szybko drogi powrotnej, oni na pewno zginą. Albo stanie się coś gorszego. Zostaną uwięzieni!!!-z takimi myślami wstała i ruszyła w dalszą drogę. Koń podążył za nią.
-Też jesteś zmęczona, prawda? Chciałabyś już być w stajni z innymi końmi?-mówiła do zwierzęcia.
Nagle usłyszała szczeknie. Ciocia opowiadała jej, że w pobliskich lasach mieszkają zdziczałe psy. Klacz nerwowo stukała kopytami w miejscu. Nagle zza zakrętu wyskoczyła sfora psów. Spłoszony koń stanął dęba i pognał w las. Psy nie zwracając uwagi na dziewczynę, rzuciły się w pogoń za zwierzęciem. Catherine widziała, iż było kilka większych psów, które działając razem mógłby upolować klacz.
Odgłosy stada dzikich zwierząt powoli zanikały. Catherine została sama w ciemnościach. Usiadła znów na pniu i ukryła twarz w dłoniach. Z jej oczu popłynęły łzy strachu i bezsilności.

Toby wziął ze sobą latarkę, linę oraz przytroczył do siodła swoje siekiery. Był już w lesie. Od razu musiał zapalić latarkę. Drzewa nie przepuszczały niknących promieni słonecznych. Po drodze szukał jakichś punktów, dzięki którym wiedziałby jak wrócić. Jednak nic takiego nie było. Wszędzie wszystko wyglądało podobnie. Nagle usłyszał, że w jego stronę biegnie ciężkie zwierzę. Chwycił za jedną z siekier. Już miał ją rzucić z zamiarem powalenia dzika lub łosia, gdy zauważył, iż to koń. W dodatku jeden ze znajomej stadniny. Za zwierzęciem wypadła sfora psów. Rzucił, trafiając jednego. Reszta wygłodzonych zwierząt dokonczyła rzezi na niedawnym towarzyszu. Chłopak zeskoczył z siodła, biorąc ze sobą linę. Podszedł do klaczy i przywiązał ją do drugiego konia. Zabrał je ze sobą, kierując się połamanymi gałęziami i krzakami.

Dziewczyna zdrzemnęła się. Nagle ze snu wyrwało ją poruszenie. Otworzyła oczy. Zobaczyła zbliżające się światło.
"Kto o tej porze chodzi po lesie?"-zastanawiała się. Podeszła w tamtą stronę. Ze zdziwieniem stwierdziła, że to Toby, który w dodatku odnalazł jej ulubioną klacz.
-Toby? Co tu robisz? Jak mnie znalazłeś?-na te i inne pytania chciała poznać odpowiedzi.

Odnaleźć drogę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz