1.10 W życiu trzeba się ustawić.

2.4K 146 3
                                    

Jackson jest kanimą. Wiedziałam! Znaczy, nie wiedziałam, choć kto inny mógłby być obrzydliwą, wielką zmutowaną jaszczurką? Tylko Jackson... Lepiej on niż moja siostra. Prawda? Derek się mylił. Nie ukrywam, że czuję z tego powodu wielką satysfakcję. Rozwścieczony Hale postanowił ruszyć za kanimą, zostawiając nas pod domem Scotta. Nagle poczułam ogromną potrzebę pójścia za nim. Nie wiem, czy kierowała mną żądza zaspokojenia ciekawości, czy nie mogłam przeciwstawić się temu, że jestem jego nieszczęsną betą. Ucałowałam siostrę w czoło i ruszyłam biegiem za zapachem Dereka. Usłyszałam za sobą krzyki Stilesa i Lydii. Scott chwycił przyjaciela za bluzę, gdy ten chciał pobiec za mną. Po drodze próbowałam znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie mojego zachowania... Derek miał rację. Mogę wmawiać sobie wiele rzeczy, ale nie powstrzymam tego. Coś mnie do niego ciągnie... Musimy się zjednoczyć. Mam ogromne wrażenie, że ta cała sprawa z kanimą, jest początkiem czegoś wielkiego. Sami ze Scottem sobie nie poradzimy.
Prowadzona zapachem Dereka dotarłam pod jeden z mostów w naszym mieście. Dookoła rozbrzmiewały odgłosy walki. Serce podskoczyło mi do gardła. Po ostatnim starciu z Jacksonem mogę stwierdzić, że wtedy miałam po prostu zwykłe szczęście. Nie wiem, czy i tym razem będzie podobnie. Schowałam się za jednym z filarów. Derek walczył z kanimą. Niestety, ale Hale ewidentnie przegrywał. Przywarłam plecami do betonowej ściany. Instynkt podpowiadał mi, że mam pomóc Alfie, natomiast zdrowy rozsądek... Chrzanić zdrowy rozsądek! Ruszyłam Derekowi na pomoc. Alfa nie był zaskoczony na mój widok. Pewnie mój strach jest wyczuwalny na kilometr. Może Hale rzucił się w samotną pogoń za tym stworem, żeby mnie sprawdzić? Gdzie są do cholery pozostałe bety? Zdziwiło mnie to, że tak dobrze radziłam sobie w walce u boku Dereka. Zupełnie tak, jakby Hale dodawał mi swoją obecnością siłę. Miałam wrażeni, że Derek dokładnie wie, co siedzi mi w głowie. W pewnym momencie Hale zamarł. Też to poczułam... obecność ludzi, a raczej łowców. Derek momentalnie pociągnął mnie za sobą i schowaliśmy się za betonową ścianą. Przylgnęłam do niej, ciężko dysząc. Derek znajdował się obok mnie. Czekaliśmy na to, co się za chwilę wydarzy. Usłyszeliśmy strzały. Wychyliłam się delikatnie, targana ciekawością. Ojciec Alison stał odwrócony do nas plecami, a u jego stup leżał Jackson. Mężczyzna musiał wyczuć, że ktoś go obserwuje. Odwrócił się przez ramię... Na szczęście Derek w porę pociągnął mnie w swoją stronę, ratując mnie tym samym przed wzrokiem Argenta.
- On go chyba zabił. - Wyszeptałam ledwo słyszalnie.
- Wątpię w to.
Usłyszeliśmy tym razem potworny ryk kanimy.
- Miałeś rację. - Spojrzałam na Dereka.
- Musimy stąd uciekać.
Nie czekając na odpowiedź, Derek chwycił mnie za rękę i biegiem ruszył przed siebie. Gdyby Argent nas zobaczył... bylibyśmy martwi... zapewne. Gdy znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu, Derek zwrócił się w moją stronę.
- Nieźle skopaliśmy mu tyłek. Jeszcze trochę i byłby nasz. - Byłam z siebie zadowolona.
- No nie wiem... - Derek był niewzruszony.
- Dlaczego jesteś taki?
Derek głośno westchnął i raczej nie zamierzał udzielić mi odpowiedzi na zadane pytanie.
- Czy to prawda co mówiłeś pod domem Scotta? - Zapytał.
- Ty mi powiedz. - Hale schował ręce do kieszeni swojej kurtki.
- Nie czuję się częścią stada Scotta. Robię to, ponieważ są moimi przyjaciółmi.
- Czyli są dla ciebie jak stado. Kierujesz się uczuciami, które mogą okazać się dla ciebie zgubne. Powinnaś podążać raczej za siłą.
- Wiesz co. Myślę, że gdybyś był trochę milszy i częściej byś się uśmiechał, to nawet mogłabym ci wybaczyć.
- Wybaczyć co? - Derek uniósł brwi ze zdziwienia.
- To, że mnie ugryzłeś.
Chłopak zaśmiał się.
- Widzisz, o to mi chodziło! - Uderzyłam go delikatnie w ramię.
Nagle podbiegł do nas Scott. Co on tu w ogóle robi?
- Jackson uciekł Argentom. Musimy go znaleźć! - Wykrzyczał chłopak.
- Okej! Idziesz z nami. - Zwróciłam się do Dereka.
Ten przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Scott coraz bardziej się niecierpliwił i ewidentnie był niezadowolony z tego, że zaproponowałam współpracę Derekowi.
- Dobra. - W końcu Hale wycedził przez zęby.
- Nigdzie z nami nie idzie! - Scott jęknął.
- Scott uspokój się. Właśnie chcę zakopać topór wojenny między nami!
- Derek jest psychopatą!
- Może i jest psychopatą, ale potrzebujemy go!

Usiłowaliśmy znaleźć Jacksona, lecz to nie było łatwe zadanie. Do poszukiwań dołączył też Stiles, który również był niezadowolony z obecności Dereka.
- Nie możecie go wywęszyć? - Niezręczną ciszę przerwał Stiles.
- To coś chyba nie ma zapachu. - Odpowiedział mu Scott.
- Świetnie. - Chłopak wymruczał pod nosem.
Znajdowaliśmy się właśnie pod klubem, gdy Stiles zauważył kanimę wchodzącą do budynku przez okno.
- Dlaczego akurat tam? - Znów zapytał Stiles.
- Chyba wiem dlaczego.
Wskazałam palcem na Dannego stojącego w kolejce do klubu.
- Dlaczego za nim przyszedł? - Kolejne pytanie Stilinskiego.
- Stiles możesz nie zadawać tyle pytań? - Byłam już poirytowana zachowaniem chłopaka.
Tam są drzwi, przez które wejdziemy, nie zwracając na siebie uwagi. - Scott podbiegł do drzwi.
- Świetnie a jak chcesz przez nie wejść? - Stiles założył ręce i wyczekiwał na jakąś błyskotliwą odpowiedź.
Derek podszedł do drzwi i je wyrwał.
- Panie przodem. - Zwrócił się w moją stronę.
Weszłam jako pierwsza do budynku.
- Oczywiście! Przecież zapomniałem, że bujam się po mieście z wilkołakami. - Krzyknął Stiles.
Gdy znajdowaliśmy się w pomieszczeniu bardzo rozbolała mnie głowa. Sprawcą tego była głośna muzyka, która bombardowała mój zmysł słuchu. Derek podszedł do mnie.
- Zaraz nad tym zapanujesz. - Odparł ze spokojem w głosie.
- To jest klub gejowski. - Scott zamarł.
- Człowieku, nic nie ujdzie twoim wilkołaczym zmysłom co?
Kocham sarkazm Stilesa.
Tak samo, jak Scott, Derek zesztywniał, kiedy podszedł do niego wysoki, przystojny brunet. Chłopak był bez koszulki i wyraźnie mój Alfa wpadł mu w oko.
- Cześć kotku. - Odezwał się brunet.
Mina Dereka była bezcenna. Popatrzcie no tylko... wielki wilczek jednak się czegoś boi.
- Wiesz co. Właściwie to jestem zajęty. - Mówiąc to, Hale chwycił mnie za rękę.
- On się tylko kryje! - Nie mogłam przestać się śmiać.
Chłopak podniósł ręce w geście bezradności.
- Jakby co to będę na ciebie czekał kotku. - Brunet puścił oczko w stronę Dereka.
Hale zrobił kilka głębokich wdechów i zbombardował mnie spojrzeniem. W tym czasie Scott i Stiles chcieli wyłudzić alkohol od barmana. Byliśmy niepełnoletni i nawet fałszywe dowody moich przyjaciół nic nie zdzialały. Derek nie zwracając uwagi na Scotta i Stilesa, zamówił drinka dla mnie.
- Co to ma znaczyć? Jest młodsza od nas! W dodatku jest wilkołakiem... alkohol na nią nie działa. - Stiles był oburzony.
- Wiesz co Stiles... w życiu trzeba się ustawić. - Puściłam mu oczko.
Barman przyniósł zamówionego drinka. Upiłam łyk trunku. Był naprawdę dobry. Uśmiechnęłam się do Dereka, a ten niespodziewanie odwzajemnił się tym samym. Jego uśmiech był taki... szczery. Obróciłam się na krześle w stronę parkietu, sącząc drinka. Nic nie wzbudziło moich podejrzeń.

Spędziliśmy przy barze jakieś 40 minut i dalej nic się nie działo. Postanowiłam się trochę rozluźnić. Scott i Stiles sączyli colę, ponieważ tylko to mógł im zaoferować barman, a ja pociągnęłam Dereka na parkiet. Chłopak długo się opierał, ale w końcu skapitulował.
- Wiesz, nie lubię takich imprez. - Krzyknął w moją stronę.
- Imprez gejowski czy w ogóle?
- Żadnych!
Zignorowałam to, co powiedział Derek i zaczęłam tańczyć. Poruszałam ciałem w rytm muzyki, a mój towarzysz był wyraźnie speszony obecnością innych facetów. Przybliżył się bardziej do mnie. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego, ale Derek świetnie tańczył. Nachyliłam się do jego ucha.
- Myślę, że powinien cię teraz jakiś facet porwać.
- Niby dlaczego?
- Byłaby to kara za to, że próbowałeś zabić moją siostrę.
- Nie zrobiłbym tego.
- Na boisku mówiłeś coś zupełnie innego.
Derek obrócił mnie tak, że plecami przylegałam do jego klaty.
- Nie zabiłbym jej. - Tym razem to on zbliżył się do mojego ucha.
Może Derek nie jest, aż taki zły? Gdy nie znajduje się w otoczeniu pozostałych bet, można z nim nawet wytrzymać. Scott podszedł do nas.
- Spójrzcie do góry.
Zrobiliśmy to, co kazał chłopak. Jackson był tuż nad naszymi głowami. Momentalnie uwolniłam się z uścisku Dereka i byłam gotowa do ataku.
- Gdzie jest Danny? - Zapytałam.
- Stiles go szuka.
Nagle sala wypełniła się dymem. Wszyscy na parkiecie wydali z siebie okrzyk zadowolenia. Wszyscy... z wyjątkiem nas. Straciłam Jacksona z oczu i w sumie nie tylko jego. Z pola mojego widzenia stracił się również Derek i Scott. Zaczęłam panikować. Wpadałam na przypadkowych ludzi. Moją głowę znów sparaliżował ból. Udało mi się w końcu dostać pod ścianę. Osunęłam się na ziemię i zakryłam uszy dłońmi. Tym razem ból był nie do zniesienia. Do moich oczu napłynęły łzy. Co jest grane? Do głośnej muzyki dołączyły krzyki ludzi. Z moich rąk wysunęły się pazury. Nie, nie, nie... zaczynałam się przemieniać. Nagle poczułam, że ktoś sięga po moje dłonie. Spojrzałam przed siebie.
- Ellie musisz się opanować. - Derek usiłował mnie uspokoić.
- Nie umiem. Te wszystkie dźwięki... to boli. - Wyjąkałam.
- Skup się na czymś. Pomyśl o kimś.
- To nie działa.
Nagle stało się coś, o czym nigdy w życiu bym nie pomyślała. Derek zbliżył się do mnie na bardzo niebezpieczną odległość. Przestrzeń osobista została w tym momencie odepchnięta na drugi bok. Zatraciłam się w jego niezwykle zielonych tęczówkach. Hale przybliżył swą twarz do mojej. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Po chwili nasze usta złączył się w bardzo namiętnym pocałunku. Byłam w szoku. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam tego przerywać. Czułam, jak ból powoli opuszcza moją głowę. Wszystko zaczęło wkrótce wracać do normy. Gdy Derek chciał przerwać pocałunek, chwyciłam go za kurtkę i jeszcze bardziej go do siebie przyciągnęłam. Gdy w końcu zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie.
- Musimy stąd znikać! - Derek szybko sprowadził mnie na ziemię.
- A co z Jacksonem?
- Zająłem się tym.
Derek pomógł mi podnieść się z podłogi. Przy wyjściu zrobiło się tłoczno. Ludzie spanikowali na widok czwórki czy piątki sparaliżowanych chłopaków leżących na ziemi. Wśród nich był Danny. Zrobiło mi się przykro, ale dalej szłam za Derekiem... w sumie to on mnie ciągnął za sobą. Gdy w końcu znaleźliśmy się na dworze, zauważyłam, że Scott i Stiles są już w niebieskim jeepie. Pomachałam im, dając tym samym znak, że nic mi nie jest. Stiles wpatrywał się we mnie gniewnym wzrokiem. Chciałam do nich podejść, ale zauważyłam, że pod klub przyjechała policja. Z jednego z samochodów policyjnych wysiadł szeryf Stilinski.
- Zabiorę cię do domu. - Derek przyśpieszył kroku.
Hale ścisnął bardziej moją dłoń. Dopiero teraz oprzytomniałam i spojrzałam na nasze splecione ręce. Ogarnęło mnie bardzo dziwne uczucie...  

The Wolves (Teen Wolf)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz