Rozdział 2

4 1 0
                                    

- James? Ocknij się przyjacielu.

Jamie zapatrzony w bezdenną dal, rozmyślał o tamtym dniu... Dniu w którym jego życie zmieniło się na zawsze.

- Przepraszam Chris... Zamyśliłem się.

- Rozumiem przyjacielu.

- Już nie jesteśmy przyjaciółmi Chris, nie wiem czy pamiętasz...

- Pamiętam Jamie. Spokojnie.

-To dobrze... To dobrze.

Chociaż atmosfera w gabinecie uległa rozluźnieniu, Jamie cały czas czuł jak mocno bije mu serce, czy jak pot spływa mu z czoła. Choć rozmowa była spokojna i przebiegała bez dalszych sensacji, to wspomnienia wywołane przez doktora Wakea były dosyć... Bolesne.

- Dobrze panie doktorze... Myślę że to tyle na dzisiaj. Muszę odpocząć

- W porządku, przemyśl to wszystko. I mam prośbę.

-Jaką?

- Nie pij tyle. Z drugiego końca pokoju czuję jakbyś dmuchał mi w twarz.

- Łatwo ci mówić Chris... Do zobaczenia

- Żegnaj, Jamesie Conwall.

Jamie choć ledwo stał na nogach, podniósł się z fotela i po raz ostatni spojrzał na niego. Jego twarz jakby z kamienia , ani trochę nie zmieniła wyrazu. Zawodowy aktor, psia jego mać.

W poczekalni było coraz więcej stłoczonych ludzi , którzy próbowali dostać się do rejestracji czy do gabinetu. Zamknięte w sobie zjawy czy ślady ludzi, którymi kiedyś byli. Teraz jedynie poświatą duszy swojej powiewały w rzeczywistości. Jamie nie chciał tam dłużej zostać. Czuł że się dusi.

Panicznie próbował przebić się przez wszechobecny tłum. Czuł że nie może oddychać. Paniczny lęk zaczął oplatać jego głowę i ciało. Na szczęście w ostatniej chwili, chwycił za klamkę, mocno nacisnął, i jak oparzony wyleciał na dwór. Początkowo nie mógł złapać powietrza, ale po chwili uspokoił się. Spojrzał w górę i zobaczył piękne niebo o zachodzie, wiosennego słońca. To dodało mu otuchy przed długą i ciężką nocą.

Po powrocie do swojego podłego mieszkania, pierwsze co zrobił Jamie to zaczął pić. Ale nie kulturalnie w szklaneczce czy kieliszku. Wziął butelkę taniej whisky i pociągnął z niej porządnego łyka, po czym powalony jej smakiem legł na kanapie, która wyglądała trochę jak toaleta publiczna. Przez chwilę zmagał się sam ze sobą, aby po chwili, zasnąć niespokojnym snem. Snem pełnym koszmarów

OS�=�c��

Źródło Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz