Rozdział 6

2 1 0
                                    

Był w drodze do baru, kiedy w jego kieszeni zadzwonił telefon.

- Jamie? Kiedy będziesz?

- Za pięć minut. Jestem tuż za rogiem

- To dobrze. Czekam

Jej głos brzmiał wyjątkowo spokojnie. Wyjątkowo dziwne, zważywszy na fakt że miała problem i chciała się nim podzielić. Wszedł do baro- kawiarni w której umówił się z Lily i od razu dostrzegł znajomą twarz.

-Witaj James, co dla ciebie?

- Cześć Lizy. Jeszcze nie wiem. Podejdź do tamtego stolika za 10 minut, to się okaże.

- Spokojnie.

James dostrzegł że Lily siedziała w dalszej części lokalu, odwrócona plecami do niego. Ale tych włosów, tego sposobu siedzenia nie dało się pomylić.

- Och, Jamie, nareszcie... Spóźniłeś się.

- Tylko pięć minut.

- Aż pięć minut

-Nie przesadzaj. To nie koniec świata. Zresztą to nie moja wina. Miasto dzisiaj jest wyjątkowo zakorkowane.

- No dobrze. Siadaj. Kawy?

- Poproszę.

- Dobrze.

- Co u ciebie Lily? – zapytał ze sztucznym zaciekawieniem.

- Bywało lepiej James. A u ciebie? Dalej śmierdzisz jak gorzelnia, czy trochę ci się poprawiło? Zresztą nie odpowiadaj.- powiedziała zgryźliwie- Dobrze wiemy że i tak jest po staremu.

- Lily Dickenson. Uszczypliwa jak zawsze. Czego chcesz?

Rozmowę na krótka chwilę przerwała im kelnerka, która po złożeniu zamówienia oddaliła się w stronę kuchni.

- James Conwall. Wyjątkowo miły i czarujący- rzekła z nieskrywanym sarkazmem- Musimy porozmawiać.

- Po to tu przyszedłem. Podobno masz jakiś problem w którym mogę ci pomóc.

- To ty masz problem. A moim problemem jest to, że ty masz problem. Więc porozmawiajmy o tobie.

- Znowu zaczynasz... Nic mi nie jest.

- James... Obydwoje wiemy jaki jest twój problem. Za dużo pijesz. Pytanie brzmi tylko, dlaczego.

- Nie pije za dużo. Po prostu lubię raz na jakiś czas wypić sobie piwo, czy drinka.

- Dlaczego pijesz? – powiedziała wyjątkowo stanowczym głosem

- Nie pije.

Lily zmierzyła go takim wzrokiem, jakby miała w oczach rentgen i szukała w środku jego ciała jakiegoś młotka. W jej oczach widać było poruszenie, troskę, ale także gniew i zniecierpliwienie. Jamie nie znosił tego wzroku.

- To nie twoja sprawa.

- Właśnie że moja. Jestem jedyną bliską ci osobą, więc chyba mam prawo wiedzieć co się dzieje.

- Nic się nie dzieje, naprawdę. Wszystko jest w porządku. Tylko ci się wydaje.

- Moim zdaniem powinieneś iść na odwyk. Udać się do takiego miejsca, gdzie nie będziesz myślał o piciu. Do takiego miejsca, które pozwoli ci zacząć nowe życie. Na trzeźwo.

- Dobrze mi tu. Nie chce nigdzie wyjeżdżać.

- Dobrze ci w tym stęchłym mieszkanku, w którym tylko pijesz i śpisz? Naprawdę to jedyny sens twojego życia? Nie chcesz poczuć czegoś innego?

- Tu mi dobrze.

Znowu ten wzrok...

- Dzwoniłam do Chrisa. Jutro o 10 masz u niego wizytę. Myślę że powinieneś z nim o tym porozmawiać. W końcu to twój psycholog.

- Nienawidzę psychologów.

- Z wzajemnością. Ale przynajmniej starają się ci pomóc.

- Starają się.

Wzrok.

- Wychodzę James. Mam dosyć. Idziesz jutro na wizytę u psychologa. Przysięgam ci że jeśli nie pójdziesz, własnoręcznie zapisze cię na odwyk.

Wstała i wyszła. Była wysoką kobietą, z odpowiednimi kształtami. Jej sposób poruszania się, charakteryzował się tą wyniosłością, tą gracją. Jej twarz, pół okrągła, zwykle uśmiechnięta, teraz była smutna. Długie blond włosy opadały jej na czoło w nieładzie, a z przepięknych, niebieskich oczu, wypływały łzy. Łzy troski i miłości. Łzy, które mówiły jak wiele dla niej znaczył. Łzy, które mówiły wszystko.

Kochała go.

Z wzajemnością.

s

Źródło Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz