Z miną zbitego psa wpatruję się w księżyc. Jest pełnia, całe szczęście, bo gdyby nie to pewnie strasznie bym się bała. Nie lubię ciemności, lecz jako dziecko byłam bardzo odważna. Wszystko uległo zmianie gdy miałam około trzynastu lat. Mieszkałam wtedy u starszego małżeństwa, które nie mogło mieć własnych dzieci. Byli mną zafascynowani, spełniali każdą zachciankę, można powiedzieć, że nawet w pewnym sensie czułam się przez nich kochana. Bawiłam się w ogrodzie z ich psem, pięcioletnim Labradorem, za którym tęsknię do dzisiaj. Rzucałam mu patyk, a on szczęśliwy mi go przynosił merdając ogonem. Pomyślałam wtedy, że zrobię psikus moim opiekunom. Niezauważona oddalałam się od domu, a za mną podążał mój wierny przyjaciel. Byłam przeszczęśliwa, bo nigdy nie wychodziłam sama. Wreszcie czułam się wolna. Z każdym krokiem byłam co raz dalej od domu, nim się obejrzałam stałam na skraju lasu, był wieczór.
Żądna przygód postanowiłam, że pospaceruję odrobinę dalej. Śpiewałam i tańczyłam między drzewami nie mając nawet pojęcia, że jestem kilka kilometrów od domu. Zmęczona usiadłam pod drzewem i zdałam sobie sprawę, że jest już bardzo późno, otaczała mnie ciemność.
Nigdzie nie mogłam znaleźć swojego psa, mimo ciągłego nawoływania, on nie przybiegał. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduje, ani która jest godzina. Chęć zdenerwowania przyszywanych rodziców była o wiele silniejsza niż rozsądek. Nie mogłam rozpoznać żadnej drogi, a czas mijał nieubłaganie.
Z przerażeniem odkryłam, że ktoś zbliża się w moją stronę bardzo szybko. Zaczęłam uciekać, lecz na nic się to zdało. Wysoki mężczyzna złapał mnie za rękę i uderzył w brzuch. Zaczęłam się dusić i płakać. Krzyczałam przeraźliwie, lecz nikt nie przybył mi z pomocą.
Popatrzył na mnie oczami pełnymi pogardy i uśmiechnął się z wyższością.
- Jesteś dupkiem – wyrzuciłam z siebie, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Wściekły uderzył mnie w twarz, a ja syknęłam z bólu.
Puścił mnie, w oddali zauważyłam dużą jasną plamę.
- Garwen! – krzyknęłam – Piesku chodź tutaj! – wrzeszczałam, oddalając się od wysokiego mężczyzny w czarnej bluzie z kapturem.
Pies radośnie podbiegł w moją stronę, i zaczął warczeć w stronę mojego oprawcy.
Nim się zorientowałam on wyciągną z kieszeni spodni nóż i wbił go w szyję mojego ukochanego czworonoga.
Piszczałam i krzyczałam, a łzy mieszały się z krwią z mojej przeciętej wargi.
Podbiegłam do zwierzaka, który był już martwy, pogłaskałam go po łapie i obdarzyłam jego mordercę wściekłym spojrzeniem.
- Zabiłeś go – wysyczałam i zaczęłam biec w przeciwną stronę.
Mężczyzna gonił mnie jeszcze przez pewien czas, lecz już mnie nie złapał. Gdy po kilku minutach odwróciłam się by sprawdzić gdzie jest, widziałam tylko ciemność. Byłam sama w środku lasu, wiele kilometrów od domu. Widziałam śmierć ukochanego zwierzaka. Czułam się strasznie.
Gdy zaczęło się rozwidniać, usłyszałam syreny samochodów policyjnych. Okazało się, że moi opiekunowie, od razu zawiadomili odpowiednie służby. Jeszcze wiele nocy po tamtym zdarzeniu nie mogłam spać, budziły mnie koszmary, ciągle miałam przed oczami moment, gdy on wyciąga nóż i morduje mojego psa.
Tamtego dnia przestałam ufać ludziom, wręcz znienawidziłam mężczyzn, i do teraz nie potrafię tak szybko im zaufać.
Czas mija mi co raz wolniej. Zziębnięta wsiadam do auta i włączam ogrzewanie. Z bagażnika wyciągam miękki, jasnozielony koc i przykrywam nim nogi. Jestem prawie pewna, że tak po prostu tutaj nie zasnę. Włączam muzykę i zaczynam podśpiewywać refren ulubionej piosenki. Bawię się telefonem co chwilę sprawdzając, która jest godzina.
Postanawiam jeszcze raz zadzwonić do mojego przyjaciela.
- Kriss ty idioto! Jeśli coś mi się stanie, pamiętaj, że to twoja wina! – zdenerwowana krzyczę do chłopaka.
- Ja tez się cieszę, że dzwonisz! Dawno nie rozmawialiśmy – odpowiada i z ironią cicho się śmieje.
- Boję się, mówię serio.
- Jak chcesz możemy cały czas rozmawiać, żebyś czuła się pewniej.
- Yhy, ale jest jeden problem – przyznaję z niechęcią – mam 17% baterii więc ...
- Na pewno nic ci się nie stanie, to spokojna okolica.
- No tak, ale zapomniałeś chyba o tym morderstwie miesiąc temu- mówię ciszej i zamykam na moment oczy.
- Chciałem cię pocieszyć, ale widzę, że ty za wszelką cenę chcesz się bać.
- Przepraszam Kriss – dodaję po chwili – masz rację. Kriss? Eeej Kriss!
Spoglądam na telefon z irytacją.
Tylko tego brakowało nie mam zasięgu. Załamuję ręce i wyglądam przesz szybę. Przede mną długa, nieprzespana noc.
W oddali zauważam samochód zbliżający się w moją stronę z zawrotną szybkością.
O Kurwa będą kłopoty – myślę i zamykam samochód.
*******
Jej <3 mamy pierwszy rozdział <3
Jak się Wam szkoda?
Jeśli przeczytałeś/łaś zostaw komentarz :)
YOU ARE READING
Nie chcę go kochać - muszę nienawidzić
ActionIch drogi nigdy miały się nie przeciąć ... Ona miała nie wiedzieć o nim dla jego dobra, on miał nie słyszeć o niej, by nie mieć problemów. Czy jedno przypadkowe spotkanie zmieni ich życie? Co się stanie gdy jedno z nich będzie musiało wybierać...