Rozdział 5

65 4 0
                                    

- Kto dał ci prawo jazdy? W ogóle nie potrafisz jeździć! Jesteś ... Jesteś totalnym idiotą – wyrzucam z siebie na jednym wydechu i pochodzę do niego, wyzywająco patrząc w oczy.

-Ja jestem idiotą? To ty nie patrzysz jak chodzisz! A poza tym jak można zapomnieć zatankować!

- A ty znowu o tym? Jesteś nudny! Prawie mnie zabiłeś! Dla ciebie to nic takiego?!

- Prawie Adrienne, prawie!

- A co chciałbyś? – mrużę oczy ze zdenerwowania.

- Ty to powiedziałaś!

- Ale ty o tym pomyślałeś.

- Nie wiesz o czym myślę, nie wiesz jaki jestem. W ogóle nic o mnie nie wiesz!

- I dobrze! I wiesz co? Nie potrzebuję już twojej pomocy! Nic od ciebie nie chcę! Najlepiej by było gdybym cię nie poznała.

- Ja też bym tak wolał!

- Morderca!

- Świruska!

Uderzam stopą o chodnik z kostki brukowej. Podchodzę do niego jeszcze bliżej i pod wpływem chwili uderzam go w policzek i dumnie odchodzę. Jak on śmiał mnie tak potraktować?

Kilka dni wcześniej, prawie mnie zabił, a teraz udawał miłego!

Ugh, jeszcze przez jakiś czas nie jestem w stanie się uspokoić, z bezsilności siadam na schodach przed drzwiami mojego mieszkania. Nie chcę tam wchodzić. Gdybym była inną osobą pewnie teraz bym się rozpłakała, ale ja taka nie jestem. Życie nauczyło mnie, że mimo, iż obrywamy musimy wstawać i nigdy, przenigdy nie pozwolić by ktoś nas poniżał. Należy robić wszystko z dumą i wiarą w siebie. I taka już jestem, prawie nigdy nie pozwalam sobie na momenty załamania, a jeśli płaczę to tylko w samotności tak, by nikt tego nie widział. Odkąd pamiętam, tak właśnie się zachowuje, jestem ... Staram się być silna i nieugięta. Wpadłam w szał, tylko w tedy, jak obcy mężczyzna zamordował mojego psa, wtedy ostatni raz płakałam przy świadkach. Po tym wydarzeniu stałam się jeszcze bardziej twarda. Ale lubię siebie, mimo częstych wybuchów złości, nie jestem taka zła, chyba ... A przynajmniej tak mi się wydaje.

Gdy wreszcie znajduję klucz od drzwi wejściowych obracam go kilkakrotnie w dłoni. Opieram łokcie na kolanach i pochylam głowę patrząc na marmurowe stopnie.

- Adrienne? Coś się stało?

- Kriss! Jak to dobrze, że to ty! – wołam szczęśliwa i rzucam się mu na szyję.

- Tęskniłaś? – żartuje, przytulając mnie do siebie.

- Jak cholera przystojniaku!

Słyszę jego stłumiony śmiech, i sama się uśmiecham. Zapraszam go do środka i wyjmuję z lodówki ciasto z jagodami i mleczną czekoladą, które zrobiłam wczoraj.

- Dobre – chwali mnie, zjadając trzeci kawałek.

- To dobrze, że ci smakuje – uśmiecham się i przekrzywiam głowę ciągle na niego patrząc.

- Co?

- Jesteś brudny – mówię chichocząc.

Chłopak wyciera usta wierzchem dłoni z uśmiechem.

- I jak?

- Teraz jest ok.

*****

- Coś cię gryzie. – stwierdza siadając obok mnie na kanapie w salonie.

- Nie.

- Nie jestem głupi, przecież widzę. Znamy się i wiem kiedy coś jest nie tak.

- Potrzebowałam po prostu chwili samotności, ale naprawdę już teraz jest dobrze.

- Adi – chłopak dotyka mnie po dłoni ze smutkiem- jestem pewny, że coś się stało.

- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać – mówię z wymuszonym uśmiechem – jest wiele ciekawszych tematów, nie mam teraz siły na użalanie się nad sobą.

- Jak chcesz, ale pamiętaj, że zawsze ci pomogę.

- Dobrze. A teraz opowiadaj jak było, we Francji.

- Mama nie spodziewała się, że przyjadę tak szybko, ucieszyła się. Zrobiła moje ulubione ciasto, rozmawialiśmy ...

- Co z tatą – nie daję mu dokończyć.

- Gorzej, leki już nie działają. Od trzech miesięcy leży w szpitalu, nie ma na nic siły. To straszne, widzę jak mama cierpi, a ja jestem bezsilny, nie mogę jej pomóc. Lekarze też załamują ręce, nie wiedzą dlaczego tak mu się pogorszyło. Już było lepiej, wypisali go do domu, i teraz nagle taka zmiana.

- A jeśli spróbowali by innej metody leczenia, innych leków.

- Próbowali już wszystkiego, na prawdę wszystkiego, ale nic, totalnie nic nie pomaga. – przyznaje załamując ręce – Dobra, koniec smucenia – stara się uśmiechnąć, co słabo mu wychodzi – Idziesz dzisiaj do pracy?

- Nie, zrobiłam sobie wolne do końca tygodnia, potrzebowałam odpocząć, po próbie zamachu na moje życie – mówię ze śmiechem.

Razem z Kriss'em pracujemy w tym samym nocnym klubie. On jest barmanem od sześciu lat, i to on powiedział o mnie szefowi. Miałam wtedy totalnego doła, myślałam nad samobójstwem. Kupiłam alkohol i dużo tabletek nasennych. Uważałam, że moje życie nie ma sensu, nie miałam osoby, do której mogłabym zwrócić się o pomoc. Chodziłam po mieście z lekami i alkoholem, bez celu. Weszłam do przypadkowego nocnego klubu, siadłam przy barze i zamówiłam jednego drinka. Potem kolejnego i jeszcze kilka.

- Pani chyba już wystarczy – zagadał mnie Kriss.

- Co? Nie ... Zrób mi jeszcze jednego.

- Uważam, że pani już za dużo wypiła.

- Co ty wiesz o życiu! Co ty o mnie wiesz? Nie znasz mnie!

- Nie twierdzę, że panią znam, ale ...

- Nie pierdol, tylko zrób mi jakiegokolwiek drinka, cokolwiek, co zabije wspomnienia.

- Zaraz kończę pracę, odwiozę panią do domu.

- Kurwa! Nie rozumiesz po ludzku? Kriss – przeczytałam z plakietki na jego bluzce – chujowe imię!

- Nie kwestionujmy tego teraz.

- Inteligent – skwitowałam ze złością.

*****

Hej kochani <3 kolejny rozdział mojej nowej książki :)

Jak się Wam podoba?

Wasza: angellamalik18 <3

Nie chcę go kochać - muszę nienawidzićWhere stories live. Discover now