5 - Początki

340 23 10
                                    

Czekałam za filarem obok sklepiku już dwie minuty. Za chwilę Betty zobaczy Jacka z inną dziewczyną i wszystko się wyda, a ja w końcu pozbędę się blizny z lat podstawówki. Czekając tak na dziewczynę, patrzyłam się na Bellę i Jacka przytulonych razem i przez chwilę poczułam coś jak...wyrzuty sumienia? Nie wiem. Nigdy ich nie miałam, ale to raczej nie to. Patrząc tak na parę stojącą obok okna, nawet nie zauważyłam jak obok mnie pojawiła się Cloe.

-No tak. Wiedziałam że coś tu nie gra. - Dziewczyna była czerwonna ze złości.

-Kompletnie nie wiem o co ci chodzi. - Starałam się zakończyć tą rozmowę i odgonić ją z przed sklepiku, ale ona nie chciała się ruszyć. - Słuchaj mam tu sprawę do załatwienia.

-Jak mogłaś mnie tak okłamać? - Cloe wyjęła z kieszeni mój telefon i pokazała mi wiadomości z Betty.

-Grzebałaś w moim telefonie? - Teraz to ja się wściekłam. - Tam są moje prywatne rzeczy...

Nie dokończyłam. Obok nas przemknęła czerwona ze złości Betty. Wychyliłyśmy się z za filara żeby podsłuchać co dzieje się po drugiej stronie korytarza.

- Jack jak możesz!

- Emm a ty to...

- Betty! A ty pisałeś że nie masz dziewczyny!

Nawet nie zauważyłam kiedy wszyscy na korytarzu zaczęli gapić się na całe zdarzenie, jakby nie mili w życiu nic do roboty.
Jack spojrzał z obawą na Bellę, która widocznie oddaliła się od niego i skrzyżowała ramiona na piersi robiąc pytającą minę. W końcu wzrokiem powrócił do Bet.
-Ejj słuchaj dziewczynko. Chyba mnie z kimś pomyliłaś. Ja nie pisałem z żadną Betty.

-Tak? Nie pisałeś? Okey... - Diewczyna wyjęła z kieszeni telefon, a ja nawet nie zauważyłam kiedy z uśmiechem wyszłam z za filaru. - Prosze bardzo. O to nasze rozmowy.

Wszyscy we troje pochylili się nad ekranem Betty.
Po chwili Bella z rozbawieniem w oczach oddaliła się od komórki.
- Tsaaa rozmawiał z tobą. - Teraz wszyscy skierowali wzrok na nią-Szkoda że to nie jest numer Jacka.

Chłopak zmarszył brwi i wziął telefon w rękę, po czym wyjął swój. Wszyscy patrzyli jak przez chwilę coś tam klika, aż w końcu podniósł wzrok.

-Masz rację to  nie jest mój numer. - Spojrzał z niedowierzeniem w oczach na Bellę i pokazał jej ekran swojej komórki. - To numer Victori.

Jack
Sprawdziłem po raz drugi. Nie. To nie możliwe. Po co Victoria miałaby mnie udawać i zrobić komuś coś takiego? Przez chwilę poczułem też złość. Ona w ogóle pomyślała o mnie i o Belli? Przecierz mogła pomyśleć że to prawda. A wtedy co byłoby z nami? Zrobiłbym tu niezłą awanturę gdyby nie to, że złość jakby nigdy jej nie było, znowu ustąpiła miejsca niedowierzeniu.
Odruchowo rozejrzałem się po korytarzu, aż w końcu ujrzałem na drugim końcu korytarza uśmiechniętą od ucha do ucha Victorię. Wyglądała zupełnie jakby nie żałowała tego co się właśnie wydarzyło. Przeciwnie. Wyglądała na usatysfakcjonowaną (?) tym że właśnie kogoś zraniła. Może i Luna miała rację? Może to śmiertelniczka jak wszystkie inne bez uczuć i jakichkolwiek wyrzutów sumienia?

Betty zakryła twarz dłońmi i pobiegła gdzieś w głąb korytarza.
- Tego właśnie chciałaś tak? - Cloe stanęła obok Victori. - Chciałaś tylko doprowadzić ją do płaczu!
Po tej wypowiedzi kiedy dziewczyna pobiegła za Betty Victoria nadal stała z uśmiechem od ucha do ucha wpatrując się w miejsce gdzie przed chwilą pobiegły dwie dziewczyny.
Teraz już cały korytarz patrzył w tą stronę co ja. Na stojącą dumnie na środku Victorię. Wystarczyłoby jej dorysować różki i ogon, a ona już wygląadałaby jak wcielenie szatana. Nawet nie przejmowała się tym, że wszyscy na nią patrzą. Niektórzy z obrzydzeniem, niektórzy ze strachem w oczach, a jeszcze inni wydawałoby się że ją podziwiają. Kiedy tak się w nią wpatrzyłem nawet wydawało miii się że bije od niej taki jakby fioletowy blask, ale kiedy usłyszałem okrzyki zdziwienia, zorientowałam się że mi się nie wydaje. Stałem jak głupi i gapiłem się na fioletowy znak nad głową dziewczyny. Że był trochę niewyraźny udało mi się dostrzec jakiegoś kija... coś jakby gałązka. Udało mii się dostrzec też zarys... jabłka? Brzoskwini? Może pomarańczy.
Kiedy Victoria odkryła że rzuca fioletową poświatę i zaczęła panikować, z tłumu wyłonili się zbawiciele. Jeff i luna złapali ją za ręce i poprowadzili w stronę toalety dla inwalidów.




Okey... Ten rozdział musiał być trochę chaotyczny, ale uwierzcie mi że inaczej się nie dało. Wiedzcie też że wakacje się końcą i niestety trzeba iść do szkoły i mieć inne obowiązki niż wyjęcie brudów z basenu, więc może być trudno.

*+Kom = motywacja

Brak*+Brak kom = zapewnienie że mnie nie zmotywujecie i rozdział będzie nudny

Córka Nemezis - Obóz Herosów (Lekka Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz