Niebo w ogniu

142 17 0
                                    

Huk i krzyki. Całą rodzinę Felixa wraz z nim obudziły hałasy. Bliźniaczy bracia pierwsi wybiegli sprawdzić co się dzieje. Zaraz za nimi pobiegli rodzice, na końcu chłopiec z siostrą na rękach. Ujrzeli okropny widok.

Wszędzie buchały płomienie, budynki stawały w ogniu, a mieszkańcy wioski bez ładu i składu biegali przerażeni. Choć była zima, ogień bardzo ogrzewał powietrze i mimo nocy oświetlał doskonale otoczenie, a dym wywoływał napady kaszlu. Felix zobaczył przyczynę.

Wioskę napadli najeźdźcy ze środkowej Nortii. 

Nigdy nie słyszał opowieści gorszych od tych. Jak plądrują, zabijają, gwałcą, kradną i palą wszystkie napotkane miejsca, które, według nich, są czegoś warte. Teraz biegali między płonącymi budynkami i strzelali do bezbronnych mieszkańców. Maya wtuliła się w szyję brata, a ten przytulił ją mocniej, jakby to miało uratować ją przed rychłą śmiercią lu, co gorsza, niewolą. Jego bracia walczyli mieczami z najeźdźcami, ojciec strzelał z kuszy, a matka próbowała pomóc mieszkańcom. Felix pobiegł za dom do puszczy i posadził siostrę pod krzewami, które powinny osłonić ją przed widokiem wroga. 

- Słuchaj, Mayu - powiedział. - Teraz nigdzie nie idziesz. Siedzisz tu i czekasz na mnie lub kogoś z wioski, rozumiesz?

Kiwnęła głową, a z oczu popłynęły grochy łez. Ściskała swoją ulubioną lalkę. Felix pogłaskał ją po głowie i pobiegł z powrotem do rodziny. Ich dom również zaczął się palić. Chłopiec patrzył jak żywioł, który kochał, trafi jego życie.

- Przestań! - krzyknął, jakby to miało coś pomóc. 

Ogień syknął przeciągle i zaczął... gasnąć. Na oczach Felixa, płomienie za każdą chwilą się zmniejszały aż całkiem zniknęły. Chłopiec patrzył na swój dom, choć dotknięty przez ogień, trzymający się jeszcze.

Usłyszał krzyki braci. Jednemu z nich krwawiło ramię, drugi próbował odgonić zbirów. Felix wyciągnął swoją procę i włożył gładki kamień do wgłębienia. Choć nie przepadał za starszym rodzeństwem, miał obowiązek ich chronić. Zakręcił procą ze złością i wystrzelił pocisk w kierunku jednego z wrogów. Kamień trafił go w głowę, powalając przeciwnika na ziemię. Brat obejrzał się na Felixa i kiwnął mu głową. Później kilkoma ruchami mieczem, pozbawił innego oprawcę broni. Felix włożył drugi kamień do procy i zaczął kręcić. Tym razem obrał za cel grupkę zbirów, stojących dalej. Zanim wystrzelił, wpadł na pomysł.

Zakręcił szybciej. Tak jak się spodziewał, po chwili kamień zaczął się tlić, nie paląc jednak procy. Gdy zapłonął już żywym ogniem, chłopiec wystrzelił ognisty pocisk w stronę bandziorów. Ci, zaskoczeni przez kulę w płomieniach, próbowali uniknąć zderzenia, lecz kamień był szybszy. Odbił się od głowy jednego, uderzając jeszcze drugiego. Obaj nieprzytomni padli na ziemię, ku zachwytowi chłopca. 

Napastnicy po chwili oszołomienia, zauważyli powód stojący nieopodal z procą w ręce. Felix próbował przygotować kolejny pocisk, ale strzała najeźdźcy przecięła mu ramię, pozostawiając krwawiącą ranę. Chłopiec nie mógł już ruszyć, co dopiero zakręcić ręką, więc szybko schował procę, zanim jeden ze zbirów pchnął go na ziemię. Wróg wyciągnął długi miecz i wymierzył w pierś Felixa. Zamachnął się, chłopak zamknął oczy szykując się na śmierć, lecz gdy nic nie nastąpiło, otworzył je i zauważył... zupełnie nic. Bandziora nie było. Obejrzał się na resztę i, ku zdumieniu, zobaczył jak, potykając się uciekają. Felix nie musiał długo czekać na powód nagłego napadu strachu u barbarzyńców.

Ogromny cień przysłonił całą wioskę. Słońce już wychylało się nad horyzont robiąc wrażenie, jakby całe niebo płonęło kolorami żółci, pomarańczu i czerwieni, więc oświetliło postać z legend. 

Nad budynkami latał wielki smok. Czerwone i brązowe łuski odbijały blask płomieni. Ogromne skrzydła wywoływały podmuchy wiatru, jednocześnie gasząc ogień. Długi ogon kiwał się w różne strony, utrzymując pionową postawę, dwie tylne nogi skulone, nie przeszkadzały w locie. Na końcu długiej szyi znajdował się średniej długości pysk, z dwiema parami wielkich rogów z tyłu głowy. Smok uzbrojony był w rząd ostrych jak brzytwa zębów, a złote oczy trzaskały wściekłymi ognikami. Potężna klatka piersiowa i mocne mięśnie nóg oraz skrzydeł świadczyły o wielkiej sile bestii. Smok skrzyżował spojrzenie z Felixem. Zamachnął się jeszcze kilka razy skrzydłami, gasząc resztki ognia i wylądował zgrabnie, przy okazji niszcząc już całkiem spopielone budynki. Podpierając się skrzydłami, niczym przednimi łapami, podszedł do chłopca i spojrzał mu głęboko w oczy. Felix ujrzał wielką inteligencję w płonącym spojrzeniu i pionowych źrenicach. Przekrzywił głowę, a smok powtórzył gest. Chłopiec wyciągnął rękę w stronę pyska ogromnego gada, lecz ten warknął, odsłaniając zęby. Felix cofnął rękę, przypominając sobie wczorajszą przygodę z ogniem. Czy to miało jakieś powiązanie?

Najeźdźcy, już mniej przerażeni, wystrzelili salwę strzał w kierunku bestii, ale nie zrobiły jej krzywdy. Twarda jak stal łuska, nie przepuszczała broni przeciwnika. Smok ryknął przeraźliwie głośno i całkiem odwrócił się w stronę zbirów, zasłaniając chłopca. Na klatce piersiowej kreatury pojawiły się przebłyski światła, jakby dobiegającego z wewnątrz. Blask zaczął wspinać się po szyi, przeciskając się między łuskami zwierzęcia aż dotarł do głowy. Smok otworzył pysk ujawniając światło dochodzące z głębi gardła, a barbarzyńcy zbyt późno zorientowali się co to za brzask. 

Gad wypluł z siebie strumień gęstego ognia, który pochłonął wrogów. Po chwili smok zamknął paszczę a za następny cel obrał sobie katapulty zbirów i inne ich maszyny. Płomień strawił wszystko w kilka chwil, a smok zaryczał przeciągle. Felix patrzył z zachwytem, strachem i niedowierzaniem, jak największy postrach północy, ucieka w popłochu. 

- Felix! - usłyszał krzyk ojca.

Matka trzymała na rękach Mayę, bracia przyglądali się ze strachem w ogromną bestię. Smok odwrócił się w stronę chłopca i przystawił pysk tak blisko, że Felix poczuł powiew wydychanego powietrza. 

"Chodź ze mną"

Chłopak wzdrygnął się na donośny głęboki głos w jego głowie. Zorientował się, że pochodzi od smoka. Felix cofnął się w stronę rodziny. Nie chciał ich zostawiać, ale coś mówiło mu, by posłuchał kreatury. 

"Me imię to Igros. Będę zmuszony cię stąd zabrać siłą."

Zanim Felix zdążył się zastanowić, smok, zwany Igrosem, rozłożył skrzydła i, odpychając się od ziemi, porwał chłopca w szpony. Ten wydał zduszony okrzyk, zaskoczony obrotem spraw, rodzice i rodzeństwo wołali jego imię, lecz po chwili zniknęli. Gad poruszał się nadzwyczaj szybko jak na swoją wielkość, znaleźli się ponad chmurami, gdzie Felix w końcu odzyskał głos.

- Zostaw mnie!!! - krzyczał. - Postaw mnie na ziemi!!!

Igros wiele nie robił sobie z krzyków chłopca. 

Lecieli przez dłuższy czas ponad chmurami, słońce już dawno całkiem wstało. I choć Felix wiedział, że są już daleko, nie przestawał wyzywać smoka od okrutnych gadów i kreatur.

Kiedy jednak po jakimś czasie ucichł, myślał czy całkiem nie stracił głosu... 

*

Nie wiedział jak tu dotarł, lecz już od pierwszego spojrzenia wiedział, że ten chłopiec jest tym "czymś". W jego oczach tkwiły te same ogniki co u niego. Igros wiedział, że chłopiec posiada rodzinę, lecz jeśli jest tym, kim myślał, że jest, znajdował się w wielkim niebezpieczeństwie. Przez większość drogi wysłuchiwał krzyków bezbronnego młodzieńca, od których zaczęła boleć go głowa. W końcu chłopak zasnął w łapach smoka, co go uspokoiło. Musiał zabrać go w bezpieczne miejsce, najlepiej na wchodzie, gdzie znajdowała się placówka wszystkich smoków żywiołów. Skoro on znalazł człowieka, to reszta również musiała. Na razie musiał zająć się chłopcem i zaznajomić go z sytuacją. Choć i tak wiedział, że nie będzie chciał go słuchać...

Walka ŻywiołamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz