Głębia puszczy

141 17 1
                                    

Zamieszki w wiosce były rzadkością. Edwin już nie pamiętał ostatniego razu. Niekiedy chował się w domu lub w lesie, byle jak najdalej od bójek. Potrafił się bronić. Miał nawet sztylet, choć rzadko go używał, ale po prostu nienawidził rozwiązywać spraw siłą.

Teraz kierował się w stronę lasu, by uchronić się przed starszymi chłopakami, którzy dokuczali mu w dotychczasowym życiu. Tak jak z dorosłymi i jego rówieśnicy nie lubili się zapuszczać w gąszcz lasu. Edwina zawsze uspokajał szum drzew, śpiewy ptaków i różne odcienie zieleni. Lecz reszta mieszkańców oskarżała to miejsce o magię, od której trzeba trzymać się z dala. Dlatego chłopca obrzucali podejrzliwością i odrazą, szczególnie po przygodzie z rolnikami. Ta historia przeszła przez wiele osób, coraz szczególniej ubarwiana. Chłopiec słyszał już wersję jak to on sam zmienił się w wielkiego orła i porwał w szpony bezbronnych mężczyzn. Nikt jednak nie zwracał większej uwagi na bezmyślnego sierotę. 

Edwin ze spokojem i zwinnością pokonywał każdy metr. Z dala było słychać krzyki i głośne uderzenia żelaza. Doszło do prawdziwych potyczek, prawdopodobnie na śmierć i życie. Chłopiec po drodze natknął się na mężczyznę okładającego dziecko w wieku 6-7 lat. Edwin nie przepadał za przemocą, czego nauczyła go gosposia. Chwycił pierwszy lepszy kamień i rzucił w mężczyznę. Pocisk trafił go w głowę, a ofiara osunęła się na ziemię. Dziecko popatrzyło na wybawcę z podziękowaniem w oczach i pobiegło w głąb wioski. Edwin zwrócił się w przeciwnym kierunku. 

Te zamieszki zostały wywołane przez młodych. Strajkowali przeciw starszyźnie, bo wymagała zbyt wiele pracy i podporządkowania. Edwin posiadał na ciele wiele bolesnych kar od nich, przykładem była podłużna blizna po bacie, ciągnąca się wzdłuż szyi aż po brzuch. Dostał, gdy miał około 13 lat.

Ogólnie nikt nie lubił tutejszej starszyzny. Dbali wyłącznie o swoje dobro, zabierali pieniądze i jedzenie "na budowę świątyni". Oczywiście nigdy się ona nie pojawiła, a oni sami powiększali swoje majątki. 

Chłopak w końcu wyszedł z wioski, z dala widział rozciągnięty las. Idąc naprzód, usłyszał krzyki i nawoływania starszych chłopców, więc przyśpieszył kroku. Nie miał zamiaru znowu wdawać się w bójki. Przeliczył się.

- Ej, Edek, gdzie ci tak śpieszno? - krzyknął z szyderczym śmiechem jeden z chłopców. 

- Może idzie na randkę z wilczycą? - parsknął drugi.

- Nie dziwcie się, to dzikus - zaśmiał się inny.

Edwin nauczył się już, by ignorować takie zaczepki, więc szedł dalej w stronę lasu. Tamci szybko go dogonili. Było ich czterech.

- Już nas opuszczasz? - spytał z uśmieszkiem jeden. - Przecież chcemy tylko pogadać.

- Nie obchodzi mnie to - warknął przez zaciśnięte zęby Edwin. 

- To może zmienisz się w ptaszka i nam zaśpiewasz? - cała banda wybuchnęła śmiechem.

Edwin jeszcze bardziej przyśpieszył. Do lasu niedaleko, miał nadzieję, że dadzą mu spokój. Położył dłoń na rękojeści sztyletu i uspokoił się nieco. Chłopcy zauważyli ten gest. 

- O, patrzcie! - wykrzyknął ten najbliżej Edwina. - Ptaszyna chce nas zaatakować!

- O nie! - z udawanym strachem krzyknęła reszta.

Jeden pchnął od tyłu Edwina aż ten padł na ziemię. Próbował wyciągnąć swoją broń, lecz szybko go rozbroili i zaczęli okładać po brzuchu i twarzy. Edwin bezsilnie zasłonił się rękami. 

- Ptaszynka chyba się boi - szydzili z niego. - Bidulek, wracaj do mamuni. A zapomnieliśmy, ty nie masz mamuni!

Edwin miał ochotę się rozpłakać, ale powstrzymywał się ostatkiem siły woli. Nie chciał, by wyczuli jego słabość. Wytrzymywał przezwiska skierowane do niego, lecz nie dawał rady, gdy mówili o jego nieistniejącej rodzinie. Próbował przeczołgać się dalej, ale z bólu zdrętwiały mu kończyny. Czuł spływającą krew z głowy i obity do granic możliwości brzuch.

Nagle cała banda przestała go sponiewierać. Wszyscy naraz krzyknęli piskliwym tonem, a Edwin usłyszał niski głośny ryk dobiegający z lasu. Nie miał siły, by odwrócić się i zobaczyć zwierzę, które tak wystraszyło chłopców. Ci już uciekali tym pędy do wioski, zostawiając Edwina na pastwę losu. Usłyszał dudniące, lecz spokojne stąpanie po ziemi. Z odgłosów wynikało, że zwierzę było pokaźnych rozmiarów i posiadało cztery łapy. Edwin dobrze znał się na tropach, dźwiękach i zapachach, ale nie poznawał tego stworzenia.

Owe stworzenie pokazało mu się w końcu na oczy, które rozwarły się ze strachem. Przed bezbronnym sponiewieranym chłopcem stał pokaźnych rozmiarów smok.

Posiadał na całym ciele, prócz błon skrzydeł, futro. Miał kolory brązu, niekiedy z plamami zieleni, przypominające zamszoną korę drzewa. Cztery umięśnione łapy utrzymywały wielkie cielsko. Para skrzydeł była złożona, lecz można było wywnioskować, że również nie gardziły wielkością. Na końcu długiej szyi, znajdował się długi pysk, z dużymi nozdrzami i uszami oraz średniej wielkości porożem z tyłu głowy i wypustką na nosie. Duże oczy błyskały brązowymi odcieniami i niezwykłą inteligencją. Na końcu długiego grubego ogona znajdowało się zgrubienie przypominające maczugę, również pokrytą futrem. Smok otworzył pysk, ujawniając ostre zęby i niezwykle długi rozdwojony jęzor, który smakował otoczenie. Stworzenie przypominało mieszankę niedźwiedzia, wilka, węża, orła i jelenia.

Edwin nie miał szans, by uciec gdziekolwiek przed bestią. Wiedział aż za dobrze z legend, że nie są one przyjazne wobec ludzi. Chłopiec leżał na boku i powoli zamykał oczy z wycieńczenia.

 "Nie bój się. Jestem Terron. Zabiorę cię stąd, jesteś już bezpieczny."

Głos bestii był niski i w jakiś sposób uspokajający. Smok podszedł do niego, dmuchnął lekko w twarz Edwina i ten z niewyjaśnioną ulgą zasną...

*

Im dłużej przyglądał się grupie młodych mężczyzn, zmierzających w tę stronę, tym bardziej wzrastało uczucie, że dojdzie do czynów siłowych. I nie zawiódł się. Czterech chłopców zaczęło na ziemi okładać niższego, poważnie go raniąc. Terron już widział tego chłopca w lesie. Potrafił zachowywać się bardzo cicho, nie przeszkadzał żadnemu zwierzęciu. Od razu zdobył zaufanie smoka. Chłopiec opiekował się lasem, gdy ten smacznie spał. Terron otrząsnął się z zamyślenia i wyszedł przed las. Teraz to myśliwi stali się zwierzyną, gdy zauważyli z czym mają do czynienia. Banda uciekła po ryku smoka, zostawiając zakrwawionego chłopca na trawie. Terron podszedł do niego, pokazując się w całej okazałości. Brązowe oczy chłopca rozwarły się szeroko ze strachu. Zaczął ruszać się nieznacznie, lecz po chwili zaprzestał. Smok podszedł bliżej i uśpił go dmuchnięciem. Chłopak zamknął powoli oczy i widocznie się rozluźnił. Terron podniósł go jedną łapą i odbił od ziemi, kierując się w stronę wschodnią...

Walka ŻywiołamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz