Cichy sztorm

120 18 2
                                    

- Viol, a coś ty taka zmoknięta? - spytała z nieukrywaną odrazą Sahla. Była typową dziewczyną - laleczką, które nie lubiły brudzić sobie rąk. Długa, biało - lawendowa suknia i białe pantofelki pasowały do naszyjnika i masy bransoletek. Jasne blond włosy spływały na odsłonięte ramiona, a niebieskie oczy tryskały obrzydzeniem. - Jak będziesz tak chodzić to żaden cię nie zechce. 

Obie nie przepadały za sobą. W ogóle Violet nie przepadała za żadną dziewczyną w mieście. Zachowywały się jakby były pępkami świata.

- Przynajmniej mam wolną rękę - odgryzła się Violet. 

Sahla spojrzała na swoją dłoń i wszystkie 16 bransoletek. Prychnęła z pogardą i wróciła do swoich przyjaciółek. Violet tymczasem poszła do domu, by pochwalić się nową muszlą ojcu.

Ich dom był nieduży, drewniane ściany i spadzisty dach robiły miłe wrażenie. Było dużo okien, więc do środka wpadało wiele światła. Za budynkiem znajdował się obszerny ogród, w którym ojciec sadził najróżniejszego typu kwiaty. O poranku zawsze wybudzały dziewczynę ze snu swoimi zapachami. 

Violet weszła do środka i zaczęła rozglądać się za ojcem. Gdy go nie znalazła, skierowała się w stronę ogrodu. Tak jak się spodziewała, siedział na małej ławeczce z zamkniętymi oczami, skierowanymi w niebo. Podeszła do niego. Lekka siwizna na ciemnych włosach mówiła o długim życiu. Spracowane dłonie i wyćwiczone mięśnie ramion świadczyły o pracy w polu i ogrodzie. Mężczyzna otworzył zielone oczy i uśmiechnął się na widok córki. Widząc zmoknięte ubrania, uśmiechnął się jeszcze szerzej. 

- Znowu łowiłaś? - spytał. Głos miał niski, lekko schrypnięty, lecz przyjazny i sprawiający przyjazne wrażenie. - Pokaż, co tam masz.

Violet dała mu do ręki podłużną muszlę. Mężczyzna obracał ją uważnie, obserwując z każdej strony. Pokiwał znacząco głową.

- Bardzo piękna - powiedział. - Zatrzymaj ją sobie.

- Myślisz, że jest jakaś wyjątkowa? - spytała go dziewczyna, zabierając muszlę.

- Na pewno nie znajdzie się drugiej takiej. Gdzie ją znalazłaś?

Violet wahała się przez chwilę, ale usiadła obok ojca i opowiedziała mu o przygodzie z rekinami. Pominęła zgrabnie moment z oddychaniem pod wodą i panowaniem nad nią. Ten uniósł jedną brew wysoko do góry. Violet próbowała się tego nauczyć, lecz nigdy jej się to nie udało.

- Bardzo ciekawe... - powiedział po historii. - Te drapieżniki nigdy nie zaciągały się aż tutaj. Coś musiało je przegonić.

- Może jakiś większy rekin? - spytała Violet. - Albo po prostu inny drapieżnik?

- Bardzo możliwe - odparł. - Ale cieszę się, że nic ci nie jest.

Przytuliła się do ojcowskiej piersi i wsłuchała w rytm jego serca. Odkąd jej matka umarła na nieznaną chorobę, coraz rzadziej się uśmiechał. Tylko gdy coś przynosiła i upiększała dom oraz ogród, zdołał wywołać szczęście na twarzy i odzyskiwał coraz więcej humoru. Choć już starszy, oczy wciąż tryskały energią, a praca w ogrodzie sprawiała mu radość. Pogłaskał córkę po głowie.

- Wiesz, że już dorastasz, prawda? - spytał ze smutkiem.

- Tak, wiem... - szepnęła.

- Niedługo znajdziesz sobie męża - powiedział łamliwym głosem. - Usamodzielnisz się. Ja nie będę żył wiecznie...

Chociaż wiele razy to przerabiali i tak łzy zawsze spływały po policzkach dziewczyny. Kiedyś mogło się z tego żartować. Teraz nabrało to całkiem nowego znaczenia. Wtuliła się mocniej.

Walka ŻywiołamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz