Powietrze

164 22 2
                                    

Cudowny ciepły wieczór, na niebie prawie żadnej chmury. Słońce rzucało ostatnie promienie na dziewczynę, stojącą samotnie na klifie. Lekki wiatr rozwiewał jej jasne, prawie że białe włosy, a błękitne bystre oczy podziwiały krajobraz górski. U pasa miała przypięty atlatl, broń przypominającą kuszę, lecz o ręcznym działaniu. Wystarczyło nałożyć strzałę w zagłębienie na końcu, zamachnąć się i wypuścić pocisk. Broń ta już była dawno zapomniana i mało osób jej używało. Aurora, bo tak brzmiało imię dziewczyny, potrafiła posługiwać się zarówno nim jak i łukiem. Właśnie ruszała na polowanie, ale czekała na zapadnięcie zmroku. 

Rodzinna osada dziewczyny położona była u stóp szczytu Karahal, legendarnego miejsca prawdopodobnych narodzin Smoczycy Powietrza. Osobiście nie wierzyła w bajki, lecz zainteresowała ją ta historia i co dzień penetrowała skały w poszukiwaniu dowodów. Wiedziała, że w osadzie uważano ją za dziwaczkę, ale nikt się do tego nie przyznawał na głos. Miała wysoko ustawionego starszego brata, więc nikt nie odważył się jej dopiec. Szczególnie, że nie było do tego powodów. 

Gdy jej brat przypominał ich matkę, Aurora najbardziej upodabniała się do ojca. Jako ta zwinna i gadatliwa dziewczynka, zawsze zyskiwała szacunek u innych. Niekiedy polowała dla innych rodzin, by mieli co jeść zimą, jej brat tymczasem zajmował się domem i politycznymi sprawami, których Aurora nie rozumiała. 

W końcu zapadł zmrok. Słońce dało jeszcze ostatnie tchnienie i schowało się za pagórkami. Dziewczyna ruszyła w głąb lasu w poszukiwaniu zwierzyny. Już po kilku minutach usłyszała szelest i na małą łąkę wyskoczył zając. Wyprostował się i nastawił uszy. Wiatr wiał w stronę zwierzyny, więc mógł ja wyczuć w każdej chwili. Modliła się w duchu, by podmuch zmienił kierunek i, ku jej zdziwieniu, tak się stało. Pozbywając się szoku, nałożyła strzałę na atlatl, wymierzyła i wystrzeliła pocisk w stronę zająca. Grot trafił go w łapę, ale jeszcze bezsilnie próbował się wyrywać. Aurora podeszła i skręciła kark stworzeniu, kończąc jego cierpienia.

- Wybacz - powiedziała. - Ale jesteś potrzebny moim bliskim.

Następnie wzięła zwierzynę na plecy i ruszyła do osady. Nagle drogę zastawił duży wąż, patrzył na dziewczynę, sycząc cicho. 

Aurora nienawidziła węży, wręcz się ich bała. Ogólnie nie lubiła niczego co posiadało łuski, wolała pióra lub futro. Węże dla niej były zdradliwe, sprytne stworzenia, które wbijają nóż w plecy. Opuściła powoli zająca na ziemię i sięgnęła do atlatlu. Gad wpatrywał się w martwe zwierzę i otworzył paszczę. 

- To moja kolacja - warknęła dziewczyna. - Lepiej spływaj!

Wąż nie usłuchał i zaczął pełznąć w jej stronę, więc Aurora nałożyła strzałę i wycelowała. Gad zatrzymał się i chyba zrezygnował z darmowego posiłku, bo zmienił kierunek i wszedł między krzewy. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, zarzuciła zająca z powrotem na plecy i szła dalej. 

Po jakimś czasie zorientowała się, że zaszła o wiele dalej niż kiedykolwiek. Znajdowała się u stóp góry Karahal, po stronie, której jeszcze nie spenetrowała. Powiesiła swoją zdobycz na drzewie i podeszła do szczytu. Po chwili poszukiwań, znalazła mały odstęp między skałami, prowadzący w głąb góry. Nareszcie! Wejście!

Włożyła rękę do szczeliny i po omacku zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. Kamienie wewnątrz były śliskie i wilgotne. Aurora skrzywiła się. Nie przepadała również za wodą. Ostatnie pływanie źle się dla niej skończyło. 

Usłyszała ze środka szelest, przypominający łopotanie, a później przeciągły syk. 

Węże?!

Aurora natychmiast wyciągnęła rękę i cofnęła się szybko. Nie zamierzała tego powtarzać. Ściągnęła zająca i pobiegła w stronę domu. Wiatr zawył jej w uszach, biegła szybciej niż się spodziewała i już po chwili była w osadzie. Obejrzała się na górę. Liście tańczyły na wietrze, zataczając koła i tworząc piruety. Uśmiechnęła się lekko i pobiegła pochwalić się bratu co ją spotkało...

*

Ta dziewczyna była zbyt odważna jak na 16-latkę. Smoczyca obserwowała, jak młoda ręka przeszukuje wnętrze jaskini. Bestię obudziło właśnie to dziewczę, rozprowadzała wokół siebie dziwną aurę. Smoczyca wstała z legowiska i załopotała pierzastymi skrzydłami. Dłoń znieruchomiała, a gdy bestia wydała syk, całkiem się cofnęła na zewnątrz. Słyszała szybkie kroki dziewczyny, która wraz z oddalaniem się, zabierała smoczycy całą siłę. Musiała się pożywić i ją znaleźć, góra miała inne wyjścia, do których żaden człowiek się nie dostanie. Niech rozpoczną się łowy...

Walka ŻywiołamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz