Podczas paru miesięcy mieszkania z Akaashim, Bokuto nauczył się rzeczy, których nie zauważył przez cztery lata ich znajomości — zaczynając od tego, że chłopak zawsze mówił do telewizora kiedy coś oglądał, przez fakt, że był zadziwiająco dużym bałaganiarzem (co w sumie mu nie przeszkadzało, bo Kou sam naprawdę lubił sprzątać), aż po fakt, że kiedy czegoś szukał, po paru minutach zaczynało mu skakać ciśnienie. To było dosyć zadziwiające, że tak spokojny chłopak, zaczynał przeklinać i przewalać cały dom, bo chociażby zgubił jedną, samotną skarpetkę.
Pewnego gorącego ranka w sierpniu obudziły go więc przekleństwa Akaashiego, który właśnie chyba wywalał coś w innym pomieszczeniu. Mieszkali w dosyć małym mieszkanku — dwa pokoje (w tym jeden był połączeniem kuchni i salonu) i łazienka. Bokuto, gdy tylko usiadł na łóżku, przeciągnął się i ustalił, skąd biorą się te dziwne dźwięki. Najwyraźniej musiał poszukiwać czegoś w łazience, bo właśnie stamtąd, przez lekko otwarte drzwi, wszystko się niosło.
Koutarou przeciągnął się po raz ostatni i zszedł powoli z łóżka, poprawiając dziwacznie zawinięte bokserki i ziewając głęboko. Powoli, uważając, żeby nie przewaliło go jeszcze nocne zamroczenie, ominął kapcie leżące na środku dywanu, a potem przeszedł nad ich kundelkiem, który akurat musiał zasnąć przed drzwiami do łazienki.
Opierając się ob framugę, zajrzał do środka, przez moment obserwując, jak do połowy ubrany Akaashi, wywala wszystko po kolei z szafki pod umywalką.
— Co robisz? — zapytał Bokuto, cudem powstrzymując się od kolejnego ziewnięcia.
Akaashi natychmiast odsunął się od mebla, siadając po turecku na podłodze i patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
— Koutarou... Obudziłem cię?
To było dosyć dziwnie, kiedy z dnia na dzień, Akaashi nagle przestał do niego mówić "Bokuto-san", a zaczął używać jego imienia. Wytłumaczył się tym, że są już ze sobą tak długo, że dalsze używanie takiej formy stanie się niedługo dosyć kłopotliwe.
Kou pokręcił powoli głową, co było oczywistym kłamstwem i poczochrał swoje włosy tak, żeby przestały zasłaniać mu widok.
— Co robisz, Akaashi? — powtórzył.
Jakkolwiek Keiji przerzucił się na nazywanie go po imieniu, tak Koutarou wolał zostać przy nazwisku. Jak się wytłumaczył — jest o wiele bardziej seksowne. Nie, nie pytajcie, w jaki sposób nazwisko może być seksowne, bo Akaashi to potrafił.
Chłopak przeczesał więc odstające, czarne kosmyki dłonią i skrzywił się, zirytowany faktem, że od dłuższej pory nie może znaleźć swojej zguby.
— Szczoteczki do zębów.
— Nie jest na umywalce?
Keiji pokręcił głową i wstał, nogą zatrzaskując szafkę i podnosząc z półeczki pod zlewem kubek, w którym teoretycznie powinny znajdować się dwie szczoteczki i pasta. Złota szczoteczka z sową na końcu była, tak samo, jak jedna z bardziej znanych past wybielających (bez lokowania produktu!), ale ta druga, czarno-niebieska i dosyć prosta, musiała gdzieś zniknąć.
Bokuto otworzył szerzej oczy i podszedł bliżej, znowu powstrzymując ziewnięcie. Tak, jakby miało to coś dać, potrząsnął kubkiem, ale szczoteczka w żaden magiczny sposób się nie znalazła.
— Meh, kupisz sobie nową — rzucił, nie widząc w tym żadnego problemu.
Akaashi chyba jednak widział, bo zmarszczył brwi i z hukiem odstawił kubek na miejsce.
— Zapłaciłem za nią pięć tysięcy jenów — powiadomił go i odwrócił się, tym razem zaczynając grzebać w dużej, drewnianej półce, gdzie zazwyczaj leżały wszelkie rzeczy do pielęgnacji — płyny, maszynki, zapasowe pasty do zębów i szampony, papier toaletowy i cała reszta rzeczy, która nie mieściła się w innych miejscach.
— Masz tak cholernie drogą szczoteczkę?
— Jest warta swoich kosztów.
— Och, oczywiście — wymamrotał pod nosem Bokuto, przypominając sobie, że mu już kupić zajebistej koszulki z Ushijimą za dwa tysiące jenów już nie pozwolił.
Dla świętego spokoju zaczął jednak sam grzebać się wszędzie, mając dla świętego spokoju nadzieje, że szczoteczka znajdzie się już niedługo. Znając Akaashiego, jeżeli tak nie będzie, kupi sobie kolejną. Identyczną. I, mimo że Bokuto dopiero teraz dowiedział się o jej cenie, już go bolało takie wydawanie ich biednego majątku.
Minął jednak kwadrans, a bezskuteczne poszukiwania nadal tkwiły w punktu wyjścia. Swoimi poszukiwaniami obudzili nawet Neko — trzyletniego kundelka, który przez dziewięćdziesiąt procent dnia spał, a teraz wparował im do łazienki i jak gdyby nigdy nic, wskoczył sobie do wanny.
— Cholera — burknął Bokuto, rozumiejąc powoli uczucia towarzyszące wkurzonemu Akaashiemu. — Gdzie ją ostatnio widziałeś?
Chłopak zatrzymał się i rozciągnął, rozmyślając nad wczorajszym wieczorem.
— Odłożyłem ją na umywalkę, bo zadzwonił telefon — powiedział w końcu, patrząc szeroko otwartymi oczami na swoją drugą połówkę. — Na umywalce jej nie ma, więc to nam raczej nie pomoże.
Bokuto zmarszczył brwi, przypominając sobie o pewnej sytuacji sprzed roku.
— Pamiętasz, co się stało w lipcu tamtego roku? Jak musieliśmy zawieść Neko do weterynarza? — I wskazał palcem na siedzącego w wannie psa, który radośnie zaszczekał.
— Wtedy, jak zjadł kawałek klepki na mu— Nie, nie mów, że... — Spojrzał na psa, zdając sobie sprawę z naprawdę ich paskudnego położenia.
A piesek zaszczekał jeszcze radośniej, jakby chciał powiedzieć "tak, to ja!".
— O mój Boże, zabiję tego psa.