Rozdział 10

200 14 0
                                    

  Wraz z dzwonkiem wyszedłem ze szkoły, wzrokiem wyłapałem auto Liama i szybkim krokiem udałem się w jego stronę. Otwierając, drzwi od auta wrzuciłem swój plecak na tylne siedzenie, a sam usiadłem z przodu i od razu zapiąłem pasy.

-Hej skarbie- Powiedziałem, całując jego usta

-Hej- Odpowiedział, mrucząc w moje usta.

-To do kont jedziemy- Spytałem, wiercąc się na siedzeniu.

-Niespodzianka to niespodzianka- Powiedział i ruszyliśmy- A poza tym, jak bym ci powiedział, teraz to byś może uciekł- Zaśmiał, się kładąc swoją rękę na moim udzie.

-Zabawne Liam- Powiedziałam, patrząc mu w oczy- Wcale nie dodajesz mi otuchy.

-Wybacz- Jego ręka ślepo błądziła po moim udzie- A poza tym wiesz, traktuj to jako rodzaj zabawy- Zaśmiał, się łącząc nasze ręce.

Droga z każdą minioną sekundą stawała się coraz dłuższa i dłuższa, momentami zastanawiałem się, czy nie chcę wywieść mnie do jakiegoś burdelu na obrzeżach miasta.
Przed nami były tylko same lasy i polany, co jakiś czas jakieś tabliczki z nazwami wsi, o których istnieniu nie wiedziałem. Nagle zatrzymaliśmy się w środku lasu, a on wysiadł z auta i gdzieś najzwyczajniej sobie poszedł. Nie chcąc, zostawać z tyłu wyjąłem kluczyki ze stacyjki i wybiegając, z auta szybko je zamknąłem i udałem się za Liamem. Zatrzymaliśmy się przed dość dużym hangarem, liam zapukał do drzwi i bez żadnego proszę, wszedł do środka ciągnąc mnie ze sobą. W hangarze stało strasznie dużo samolotów, które wyglądały na dość używane

-Liam co my tu robimy- Powiedziałem, przyglądając się mu- Co to do cholery ma być Liam

-To jest hangar pełen samolotów, które służą do skoków ze spadochronem i właśnie tamten jest nasz- Wskazał palcem na stojący w oddali samolot- Czeka na nasz już kierowca wiec pośpieszmy się.

Byliśmy, już jakieś 1000 metrów nad ziemią a moje nogi były jak z waty. Czułem ze to będzie najgorsze przeżycie, jakie kiedykolwiek przeżyję, jeżeli w ogóle je przeżyje. Byliśmy już gotowi do skoku i bum zimne powietrze przycisnęło mnie do niego jeszcze bardziej. Przed moimi oczami ukazał się piękny obraz lasów i pól nawet nie wiedziałem, że może to wszystko tak pięknie wyglądać. Zbliżaliśmy się do ziemi w zawrotną prędkością, a Liam nie rozkładał tego jebanego spadochronu. W pewnym momencie byłem pewien, że chce nas po prostu zabić, lecz on w ostatniej chwili otworzył spadochron na dość odpowiednich metrach od otworzenia go. Swobodnie opadliśmy, na ziemie a ja cieszyłem się z to przeżyłem, położyłem się na ziemi i nawet nie chciałem wstać, lecz poczułam, jak jakaś siła obraca mnie na plecy i się na mnie kładzie. Po chwili otworzyłem oczy i zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz.

-Ty debilu mogłeś nas zabić- Krzyknąłem- Nigdy więcej takich zabaw zrozumiano

-Dobrze kochanie, ale przyznaj, było fajnie- spytał - No przyznaj

-W sumie był niezły ubaw, ale i tak nigdy więcej czegoś takiego zrozumiano- Odpowiedziałem, całując jego malinowe usta. Jego język obija się o moje zęby prosząc mnie o dostęp, delikatnie je uchylam a nasze języki walczą o dominacie, lecz on przerywa ten pocałunek

-Pora wracać słonko- Szepcze, mi w usta

Weszliśmy do domu a ja automatycznie udałem się w stronę sypialni. Czułem ze po takim przeżyciu przyda mi się chwila odpoczynku.  

----------------------------------------------------------------
BOŻE uświadomiłem sobie jak dawno nie było tutaj rozdziału a był napisany kurcze od stycznia.... Zeszłego roku XD. Opowiadanie mam nadzieje, że będzie również pojawiało się dość czesto jak reszta! 


Yeah, I Said It|| ZiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz