Tres || La verdad

645 38 30
                                    

Jak na Buenos Aires, dzisiejszy dzień jest wyjątkowo chłodny. Temperatura ledwo sięga piętnastu stopni Celsjusza. Brunetka szybkim krokiem pokonuje kolejną przecznicę. Sprawnym ruchem omija dużą kałużę, znajdującą się na środku wąskiego chodnika. Drobne krople deszczu spadające z nieba sprawiają, że materiał jej żółtej, pastelowej marynarki robi się coraz bardziej mokry, a wilgotne powietrze wcale nie jest łaskawe dla włosów dziewczyny.

Zatrzymuje się na moment, aby odgarnąć pojedyncze kosmyki, które pod wpływem wiatru, zabłąkały się na jej twarzy. Bierze głęboki oddech, po czym ponownie rusza przed siebie. Uważnie rozglądając się na boki, przechodzi na drugą stronę jezdni. Przeskakuje dwa stopnie i lekko popycha duże, szklane drzwi. Już po chwili znajduje się w ciepłym pomieszczeniu, a cudowny, słodki zapach, który je wypełnia, przywołuje na jej twarzy szeroki uśmiech. Podchodzi do lady i w skupieniu lustruje wzrokiem półki zastawione najróżniejszymi wypiekami. Od zwykłych drożdżówek, aż po wymyślne, kolorowe torty, przystrojone na rozmaite sposoby. Przesuwa się kawałek do przodu i wtedy je dostrzega. Puszyste i idealnie zrumienione leżą na drugiej półce od góry. Posyła serdeczny uśmiech starszej pani, znajdującej się po drugiej stronie kontuaru. Kładzie przed sobą banknot i prosi o dwie sztuki, jedna dla niej, druga dla niego.

Naciska dzwonek, po czym leko pociera ramiona. Kilkaście sekund później słyszy dźwięk otwieranego zamka, a jej oczom ukazuje się znajomy widok. Chłopak opiera się o framugę i przez moment uważnie przygląda się dziewczynie. I chociaż próbuje zachować poważny wyraz twarzy, kąciki jego ust delikatnie unąszą się ku górze. Delfi wyciąga w jego stronę rękę, w której trzyma papierową torebkę, na której widnieje logo jego ulubionej cukierni.

- Z czekoladą? - pyta, drocząc się z nią.

- Z czekoldą – odpowiada, szeroko się do niego uśmiechając.

Pedro podchodzi bliżej i składa delikatnego całusa na czubku jej nosa. Przepuszcza brunetkę w drzwiach, po czym chwyta jej dłoń i prowadzi ją do swojego pokoju. Wyciąga z szafy granatowy sweter i podaje go dziewczynie.

- Jesteś cała przemoczona. - Tłumaczy. - Przebierz się, a ja w tym czasie zrobię herbatę. - Muska wargami jej policzek i wychodzi z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Ona natomiast, wiedząc, że nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia, nawet nie protestuje. Zdejmuje z siebie bluzkę i marynarkę, które faktycznie nie należą w tym momencie do najsuchszych. Wciąga sweter przez głowę i lekko podwija rękawy. Wyjmuje z torebki szczotkę i przeczesuje posklejane kosmyki włosów. I chociaż jeszcze kilka tygodni temu, pewnie spędziłaby dobre dwadzieścia minut przed lustrem stojącym tuż za nią, teraz wydaje jej się to śmieszne. Wie, że dla Pedro dużo bardziej niż to jak wygląda, liczy się to, co ma w środku. Wiesza mokre ubrania na krześle i również opuszcza pomieszczenie.

Zajmuje miejsce przy blacie i delikatnie przechyla głowę na bok. Uważnie obserwuje chłopaka krzątającego się po kuchni. Brunet również przez chwilę na nią spogląda. I ta właśnie chwila nieuwagi wystarczy, aby wrzątek, który miał zamiar wlać do kubka, spłynął po jego ręce. Pedro syczy z bólu, cicho zaklinając pod nosem. Dziewczyna natomiast, czym prędzej zrywa się z miejsca i do niego podbiega. Odkręca zimną wodę i wsuwa pod nią jego dłoń.

- Wszystko w porządku? - pyta Delfi, gdy zaczerwienienie zaczyna blednąć.

- Sam nie wiem, wyglądasz w tym swetrze zdecydowanie lepiej ode mnie – odpowiada, a na jego twarzy pojawia się promienny uśmiech. Brunetka opiera czoło o klatkę piersiową chłopaka i wybucha gromkim śmiechem.

Resztę popołudnia spędzają na kanapie. Rozmawiają, śmieją się, popijając przy tym gorącą herbatę z miodem i objadając pączkami z czekoladą, które również nie zdążyły jeszcze wystygnąć. I nawet coraz mocniej padający za oknem deszcz, nie jest w stanie zepsuć im dobrej zabawy.

EL CIELO || SOY LUNAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz