rozdział 4

673 93 11
                                    

Minął już prawie tydzień od ostatniego incydentu, a Dan jest naprawdę podekscytowany umówioną wizytą u Chrisa i PJa. To jego starzy, dobrzy znajomi, ale od kiedy on i Phil - cóż - oddalili się od siebie, nie widywali się z nimi często. Wreszcie coś kazało Danowi do nich zadzwonić i spytać, czy nie chcą się z nimi zobaczyć jak dawniej. Phil zgodził się, że dobrze by było się spotkać.

"Spotkanie" okazuje się być siedzeniem u Chrisa i PJa podczas, gdy oni zupełnie demolują kuchnię, próbując jednocześnie gotować, klepać się po tyłkach i rozśmieszać Dana, aż zaczyna go kłuć w boku.

Phil stoi zamyślony w kącie, podając potrzebne składniki, kiedy PJ o nie poprosi i dołączając do rozmowy tylko wtedy, kiedy zostanie zmuszony.

- Prawdziwi z was mistrze kuchni - rzuca sarkastycznie Dan. Chris nie zwraca uwagi na drwinę  i wykręca w powietrzu zawijasy kuchenną łopatką, rozpryskując tym samym sos po kredensach.

- Dziękuję, dziękuję - odpowiada PJ. Phil prycha po cichu, próbując udawać poirytowanego, choć naprawdę uważa to wszystko za zabawne.

- Nasz szef kuchni potrzebuje teraz czystej miski, bo ktoś - PJ rzuca Chrisowi ostre spojrzenie. - rozlał do poprzedniej Ribenę.

- To nie ja! To... Phil.

- Jasne, skoro tak mówisz.

- Jestem niewinny, dopóki nie udowodni się mi winy!

Dan potrząsa głową, słuchając. Bardzo mu ich brakowało. - Spokojnie, zaraz podam wam czystą.

Sięga do otwartego kredensu po szklaną miskę z zamiarem podania jej PJowi, rzucając przy tym jakimś błyskotliwym komentarzem na temat stanu kuchni, ale plan wypala. Dan odwraca się do PJa, ten uśmiecha się do niego, ale niedługo potem jego oczy otwierają się szeroko ze strachu.

- Dan! - chwilę później widzi już PJa pochylającego się nad nim, stojącego między kawałkami potrzaskanego szkła. Mięśnie ręki Dana kurczą się, a lewą stroną jego ciała potrząsają drgawki. Nie zauważył nawet, że upada na ziemię do chwili, gdy już na niej był. Jego palce powinny go słuchać. Jego nogi nie miały prawa go upuścić.

Grobowa cisza w pokoju wydaje się trwać wieczność, choć w rzeczywistości to pewnie tylko minuty.

Phil wygląda na przybitego, a Chris patrzy na niego z głupią troską w oczach, która sprawia, że Danowi zbiera się na płacz, ale jedyne, na co może się zdobyć to patrzenie na własną dłoń. Dlaczego nie może poruszyć palcami? Przecież powinien być w stanie utrzymać miskę czy przejść dwa kroki bez przewracania się, prawda? To nie przypadkowy napad niezdarności, to kolejny z jego Incydentów, nie ma innej opcji. Dopiero wtedy zauważa, że jego ręka krwawi, przebita szkłem.

Phil usuwa się z pokoju pod byle pretekstem.

- Zaraz wracam - rzuca szybko.

W chwili, w której opuszcza pomieszczenie, Dan wyrywa się spod opieki PJa i wstaje plecami oparty o jedną z szafek. Chris i PJ próbują coś do niego powiedzieć, ale Dan widzi i słyszy jakby przez mgłę. Nie wie, co się dzieje, jest prawie tak zdezorientowany, jak przestraszony. Jego nogi poddają się, tym razem na jego życzenie, i osuwa się z powrotem na ziemię. To tylko sen, to wszystko musi mu się śnić.

Phil wraca niosąc apteczkę, kuca i mówi coś do Dana, czego on nie potrafi zarejestrować. Podnosi jego lewą dłoń i wyciąga z niej odłamki szkła, opatrując rany. Jest przy tym wyjątkowo delikatny, co przeraża Dana bardziej, niż wszystko inne. Teraz nie tylko Chris i PJ, ale i Phil patrzą na niego, jakby coś było z nim źle.

- Potknąłeś się? - pyta PJ.

- Nie, ja tylko... - Dan mruga. Nie wie, jak to wytłumaczyć. Im dłużej powtarza słowa w głowie, tym dziwniej brzmią. - Przecież wiecie jaki jestem niezdarny. Phil może potwierdzić!

phan™ | tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz