rozdział 12

447 70 12
                                    

- Nie odchodź - szepcze desperacko Phil, zaciskając dłonie na talii Dana, jakby to w jakiś sposób miało pomóc mu stać się silniejszym, pokonać chorobę. Wiedział jednak, że nieważne co zrobi, nie może go przy sobie utrzymać.

- Chciałbym - odpowiada Dan, przyciągając Phila bliżej. Chłodne powietrze otula ich jak czarna peleryna. Nad nimi świecą gwiazdy, które chwilę wcześniej Dan wskazywał palcem, nazywając konstelacje, na które się składały. Drobne, świecące punkty odbijają się w oczach Dana i Phil łapie się na tym, że przygląda się galaktyce przed nim, zamiast tej nad głową.

Zastanawia się, czy jest wystarczająco blisko, czy może zostać tak na zawsze, nie pozwolić mu się wypalić i wybuchnąć w błysku światła. Dawno temu obiecał, że będzie go przed wszystkim bronić. Tylko wtedy miał na myśli namacalne czy emocjonalne problemy, nie nieuleczalną, pożerającą Dana od środka chorobę. Nie spodziewał się, że będzie musiał siedzieć bezsilnie i obserwować.

Jest przerażony. Zdaje sobie sprawę, że pierwszy raz obiecał Danowi coś, czego nie miał szansy zrobić.

-

Dan zmienił zdanie. Nie nagle, na skutek dłuższych rozmyślań. Decyzja przyspieszona była faktem, że jego choroba i tak postępuje szybciej, niż przywidziano, ale również dlatego, dawało mu to konkretny cel, którego mógł trzymać się do końca czasu, jaki mu pozostał.

Chce spędzić resztę życia z Philem. Nie chce stracić ani chwili. Pieprzyć wszystko, Phila nie będzie obchodziło czy może chodzić czy nie. Przecież to on.

Dan ma zamiar wykorzystać każdą sekundę, która mu pozostała. Nie podda się bez walki. I ma zamiar przygotować się na swoją nieuniknioną przegraną.

-

Phil wchodzi do pokoju i widzi Dana zawiniętego w kołdrę, kolana podkulone, pisze coś na komputerze. Przerywa i po chwili znowu zaczyna stukać w klawiaturę.

- Co robisz? - Phil zapada się w materac obok Dana, który tylko przygryza wargę i coś mruczy z oczami nadal wbitymi w ekran przed nim.

- Piszesz książkę beze mnie? - żartuje Phil, przysuwając się bliżej i obserwując, jak niezdarne palce Dana wciskają klawisze. Czuje się źle na wspomnienie tego, jak szybko kiedyś pisał i jaką widać teraz różnicę.

Dan wzdycha i zamyka laptopa.

- Video - odpowiada tylko.

Phil jest zaskoczony. Mimo, że na prośbę Dana nagrywali wszystko, co robili, nie mieli w planach wrzucać tego na żaden z ich kanałów.

- O? - wyrzuca tylko z siebie, zastanawiając się, czy chodzi o film, w którym Dan publicznie przyznaje, że jest chory i czy to dlatego wydaje się być taki przygaszony. Phil uważa to za swój obowiązek, by go rozchmurzyć.

- To tylko taki pomysł, na który wpadłem... - odpowiada wymijająco.

- Na DanIsNotOnFire?

- Możliwe.

Oczy Dana wydają się same zamykać, a Phil nie może stwierdzić czy to wina zmęczenia czy po prostu stara się na niego nie patrzeć. Wie tylko, że Dan nie chce o tym mówić, więc nie nalega. Zamiast tego zaciska pace na jego dłoni.

- Pomyślałem, że moglibyśmy zobaczyć się niedługo z Chrisem i PJem, co ty na to?

Dan zgadza się i znowu zapada cisza. Philowi to nie przeszkadza. Ostatnio często spędzał czas z Danem w ciszy, pomagając mu zasnąć wieczorami, masując jego brzuch i przyciskając usta do skroni.

-

Ostatnie Walentynki spędzili nie odzywając się do siebie: Dan w swoim pokoju, zawinięty w koce, oglądając filmy z kotami, Phil u siebie z ribeną i Buffy. Obaj równie żałośni. Obaj myśleli o poprzednich Walentynkach. O czekoladkach, kwiatach, ogólnej wesołości.

- Wesołych Walentynek - rzuca niespodziewanie Phil tego wieczora. Dan rzuca mu szybkie spojrzenie. Mieli niepisaną umowę ignorowania tego święta, która najwidoczniej została wreszcie złamana.

W tym roku też spędzili ten dzień zamknięci w mieszkaniu. Prawie jak za dawnych czasów.

Pierzyli się, bo Dan poprosił. Powiedział, że ma to na liście. Nie chciał jej Philowi pokazać, chociaż ciągle do niej nawiązywał. Phil zastanawiał się, czy Dan zapisał na tej swojej liście konkretnie jego czy po prostu czynność jako taką. Na początku protestuje, to bardzo zły pomysł.

Ale Dan praktycznie go błaga, więc w końcu się łamie, każąc mu jednak obiecać, że powie, jeśli tylko poczuje się źle.

- Jezu, jesteś cudowny - mamrocze Phil, bawiąc się włosami Dana, które powoli zaczynają się znowu falować - Cudowny - powtarza. - Kocham cię, misiu, jesteś piękny.

Phil wie, że się powtarza, ale Danowi to pasuje. Cieszy się dotykiem Phila.

W tej chwili, podpierając się nad Danem i całując jego szyję jest prawie w stanie uwierzyć, że wszystko będzie jak dawniej. Może udawać.

Dan ostatnio tak bardzo się zmienił. Dziwnie było widzieć go takiego. Jakby był zdrowy, jakby poprzednie dwa lata się nie wydarzyły. Nie wykonuje skomplikowanych ruchów, nie chodzi, wygląda zupełnie normalnie, a jednak Phil obchodzi się z nim jakby był ze szkła. Czuje pod palcami nie skórę, a porcelanę. Może za bardzo na niego naciska, może robi coś źle. Zapewnienia Dana, że wszystko jest w porządku są urywane i niespójne.

Zdecydowanie za szybko jest po wszystkim. Phil czuje, że w oczach zbierają mu się łzy, gdy myśli o tym, jak idealny jest Dan. Niespotykane widzieć go znowu rozpływającego się pod dotykiem Phila. Opadają w objęciach na materac.

- Wesołych Walentynek, misiu - mamrocze znowu Phil, zbyt szczęśliwy, żeby cokolwiek dodawać.

- Kocham cię - mówi Dan, przyciskając swoje czoło do jego i zamykając oczy.

Zasnęli później na sofie, oświetleni niebieskim światłem z ekranu telewizora, z muzyką z Ouran High School Host Club w tle.

-

Chris i PJ promieniują radością. Uśmiechają się tak mocno, że wygląda to prawie sztucznie. Siedzą wszyscy razem ściśnięci na kanapie. Dan cieszy się, że ma obok kogoś, kto będzie rozluźniał atmosferę.

Wszyscy w jakiś sposób go zaczepiają, jakby być jakimś świętym, którego wszyscy muszą dotknąć. Phil ściska jego dłoń, bawiąc się palcami, jakby chciał mu przypomnieć, że nadal tu jest. Chris siedzi przyklejony do niego z boku, PJ natomiast bawi się jego włosami, co jakiś czas szturchając go dla zabawy.

Kiedy jakiś czas później ruszają do kuchni prowadzenia przez PJa, Chris odchrząkuje i spogląda w górę.

- Czy to--?

- Jemioła - potwierdza Chris.

- Na zewnątrz jest z trzynaście stopni!

PJ uśmiecha się.

- Ale to najlepszy sposób na zmuszenie tego kretyna, żeby mnie pocałował.

-  Ale - nie poddawał się Phil. - jest kwie--

Przerywają mu usta Dana na jego własnych. Phil mógłby przysiąc, że widział PJa i Chrisa wymieniających ucieszone spojrzenia. On sam jest zdziwiony. To nie tak, że próbowali się z tym kryć, ale nie spodziewał się, że Dan będzie tak swobodnie pokazywał ich publicznie.

Przed przyjaciółmi.

Przed nieznajomymi.

Przed kamerami.

phan™ | tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz