rozdział 11

494 78 35
                                    

Phil słyszy już zza drzwi. Stukot klawiszy. Urywki melodii. Dan próbuje grać na pianinie i nie wychodzi mu to za dobrze. Coś w Philu pęka, serce mu się ściska.

- Dan - mówi cicho i otwiera drzwi do pokoju.

Dan podnosi ręce znad klawiszy, brwi ma zmarszczone, nadal przygryza wargę, próbując się skoncentrować. Przymyka oczy i zaciska ręce w pięści, a Phila zalewa fala smutku.

Oplata ramionami Dana i przyciska usta do jego głowy mając nadzieję, że to choć trochę go uspokoi. Jeszcze raz wypowiada jego imię. Dan odwraca się i chowa twarz w materiale koszuli Phila. Zaczyna przesiąkać przez nią wilgoć.

- Hej - mówi delikatnie, unosząc podbródek Dana, by na niego spojrzał. Jego oczy są zapuchnięte i czerwone. Wygląda tak bezradnie, że Philowi również zbiera się na płacz, ale wie, że nie może sobie na to pozwolić. Musi być silny. Dla Dana. I będzie.

- Misiu - mruczy. Stare przezwisko przestało już Danowi przeszkadzać. Po chwili ociera łzy, ale mimo to poczucie bezradności pozostaje.

- Już dobrze - dodaje, biorąc jego dłoń w swoją, splata palce z chłodnymi palcami Dana.

- Nie brzmi dobrze - burczy Dan. - Nie mogę już grać. Ciągle coś mieszam, nie wychodzi czysto. Grałem to już milion razy, a teraz... Jestem bezużyteczny.

- Nie - ucina Phil ostrym tonem. Nie wie, jak mu pomóc i to go wkurza. Cholera, jak go to wkurza. Chce pocałować Dana i szeptać do niego słowa pocieszenia. Chce udowodnić, że  wciąż jest piękny, jest idealny, jest sobą. Ale nie ma czasu. Nie ma kiedy dowiedzieć się, czy może to zrobić. Żeby przemyśleć wszystko tak, by niczego nie schrzanić. Coś przewraca mu się w żołądku na myśl o tylu słowach, których nigdy nie zdąży powiedzieć.

Zamiast tego przyciąga tylko Dana bliżej do siebie.

- Nie jesteś bezużyteczny. Nigdy nie będziesz. Uwierz mi - nie udaje mu się powiedzieć wszystkiego, co kotłuje mu się w głowie, ale czuje, że jego słowa i tak dotarły do Dana. Usiłuje przesłać mu wiadomość samą swoją bliskością, ręką zaciśniętą na jego dłoni.

Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię.

Nie jest w stanie tego wypowiedzieć, ale może pokazać i to wystarcza.

-

Są akurat w Tesco. Słyszą muzykę zaczynającą płynąć ze starych głośników.

Dan zachłystuje się powietrzem, gdy rozpoznaje piosenkę. Potyka się i w rezultacie musi oprzeć się na swoich nowych kulach. Phil przystaje. Opuszcza oczy z półek pełnych płatków śniadaniowych na podłogę sklepu. Serce Dana bije, jakby miało wyrwać się z piersi.

- Tańczyliśmy do tego - mówi cicho. Miało to być stwierdzenie, ale brzmi bardziej, jakby pytał. Jakby szukał potwierdzenia, że tamta noc w garniturach na czerwonym dywanie rzeczywiście się wydarzyła.

- Tak, tańczyliśmy. Aż nie mogę w to uwierzyć.

Uśmiecha się delikatnie. To nie pasowało do nich w tamtym czasie. 

- Czyj to był pomysł?

- Twój.

Dan sobie przypomina i śmieje się. Rzeczywiście był na tyle szalony, by to zrobić. Słyszy echo ich dawnej wymiany zdań:

- Dan, to zły plan.

- I co?

- Myślałem, że...

- Daj spokój, Phil, tylko dla żartu.

- Tak. Jasne - odpowiada. - Czy mogę cię prosić do tańca?

phan™ | tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz