Z pamiętnika Elizabety cz.2 - Większa nienawiść

389 40 19
                                    

Pamiętam każdą sekundę z czasu, który spędziłam z Tobą. Tak bardzo Cię nienawidziłam. Jeśli chcę, mogę sobie przypomnieć każde wyzwisko, którym mnie obrzuciłeś. Mogę przywołać każdą zniewagę, która opuściła moje usta i skierowana była do Ciebie. Tak wiele mogę...

Tylko po co?

"Piszę to dla ciebie.

Mój wrogu.

Mój przyjacielu

Wiesz - musisz już wiedzieć.

Przegrałeś."*

Druga była jeszcze większa nienawiść.

~*~

Miałam dwanaście lat, kidey moja niemawiść do przystojnego Niemca, Gilberta Beilschmidta, osiągnęła swój szczyt.

Szłam korytarzem i śmiałam się z opowieści Feliksa.

Chłopak nie zmienił się za bardzo przez te dwa lata- nie miał tylko szczerb między zębami, a jego włosy były dużo dłuższe. Poza tym, to był stary, wspaniały Feliks, który potrafił nas rozbawić do łez, który był przy nas w każdej trudnej sytuacji- nie żeby było takich dużo, bo w końcu dopiero co zaczęliśmy być nastolatkami.

Toris Laurinaitis - najsłodszy chłopak, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Był raczej nieśmiały, ale bardzo pomocny i miły - to on zwykle pocieszał Feliksa, kiedy jego drużyna przegrała mecz . To z nim każde z nas mogło pogadać na każdy temat. Jego włosy były takiej długości jak Feliksa, ale lekko poskręcane na końcach. Niebieskie oczy były najczęściej poważne, ale przyjacielskie, nie odpychały tak jak oczy Gilberta.

Kochałam obydwu jak braci i wiedziałam, że oni też czują to samo do mnie. Wiele osób już dawno porobiło zakłady, kto zostanie we friendzone, a Toris był na straconej pozycji. Żeby go pocieszyć, Łukasiewicz przyszedł następnego dnia w spódnicy do szkoły i stojąc na ławce, krzyknął, że jeśli ktoś zostanie we friendzone, to tylko on. Oczywiście został ukarany, ale właśnie wtedy zrozumieliśmy, że jesteśmy dla siebie kimś więcej, niż znajomymi z podwórka. Że jesteśmy przyjaciółmi, rodzeństwem, jakie każde z nas chciało mieć - nie wkurzających braci, na których nieustannie obaj narzekali, ani wyimaginowaną siostrę, z którą moja ośmioletnia wersja rozmawiała przed snem.

- Hedervay- rozległ się śpiewny głos, wprost ociekający nienawiścią.

- Beischmidt.- Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam prosto w czerwone oczy.

- Wyglądasz, jakby ci dwa wielkie robale próbowały zjeść mózg.- Popatrzył z kpiną na moje warkocze, które upodobałam sobie w Lany Poniedziałek rok temu.- Ale chyba... Tak, te biedne robale zdechną z głodu, bo nie masz nic pod czaszką.

- I mówi to ktoś, kto nie potrafi poprawnie napisać słowa "mózg"?!- Zaśmiałam mu się w twarz.

- I mówi to ktoś, kto z ostatniego dyktanda dostał tróję?

- A ty co dostałeś? Dwa? Wprost proporcjonalnie do twojego poziomu IQ!

- Mój przynajmniej jest większy, niż twój! Ile wynosi? Pięćdziesiąt na minusie?

- O proszę! Wiesz, co to znaczy "na minusie"? A myślałam, że to Feliks nie umie matematyki. Jestem... jak to się mówi? Pełna podziwu? Nie... Zwyczajnie chce mi się rzygać na twój widok.

- Zostaw Elizkę!- przerwał kuzynowi Łukasiewicz.- Daj jej spokój, bo twój kurczak zginie w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach!

Na twarzy albinosa pojawiła się panika. Jeżeli miałabym wymieniać rzeczy, które ten zadufany w sobie dureń lubi, lista ograniczałaby się do Gilbirda, lub jak nazywał go ten idiota, Dumy Beilschmidta. Wiem, że kurczak nie był niczemu winny, ale nienawidziłam go prawie tak bardzo, jak tego przeklętego Niemca.

Odeszłam, mamrocząc pod nosem najgorsze przezwiska, jakie ślina przyniosła mi na język. Feliks i Toris (ale głównie Feliks) dorzucali swoje propozycje. Byłam zdziwiona, że nie próbują mnie uspokoić, pocieszyć, tylko pomagają mi wyładować swoją złość. Świadomość, że mam kogoś takiego, dodawała mi siły.

Zabrzmiał dzwonek. Wiele osób na korytarzu zatkało uszy, ale jak lubiłam ten dźwięk- przywrócił mnie do rzeczywistości, pozwolił całkowicie wyzbyć się nienawiści do Niemca. Objęłam jednym ramieniem Feliksa, a drugim Torisa i z uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę klasy.

Oczywiście mój humor natychmiast się pogorszył, przez pewnego albinosa siedzącego na swoim miejscu. Nauczyciele ciągle mi to robią- co roku, na co najmniej jednej lekcji muszę znosić tego upierdliwca. Położyłam swoją torbę na ławce i usiadłam. Gilbert natychmiast wyprostował się, w ogóle na mnie nie patrząc.

- I tak jestem wyższa- szepnęłam z wyższością wprost do jego ucha. Wzdrygnął się na te słowa, a ja uśmiechnęłam się złośliwie.

Nauczyciel zaczął lekcję. Była akurat historia, z której nikt z naszej klasy nie miał niższej oceny, niż piątka. Słuchałam uważnie o najważniejszych bitwach średniowiecza i notowałam daty, każde zdarzenie podkreślając innym kolorem.

- Dobrze, teraz weźmiemy kogoś do odpowiedzi. Kto dawno nie był... Elizabeta Hedervay. Mogłabyś podejść? Bez zeszytu, wiem, że prowadzisz go starannie.

Stanęłam przed biurkiem i odpowiadałam płynnie na zadawane mi pytania, wahając się tylko przy dwóch. Zza pleców nauczyciela Toris i Feliks pokazali mi wyprostowane kciuki. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy nauczyciel przeglądał podręcznik, szukając jakiegoś pytania dla mnie.

I wtedy to zobaczyłam.

Jak ta niemiecka zaraza śmiała tknąć mój zeszyt!?

Gilbert z niewinną miną schował MÓJ zeszyt do SWOJEJ torby i równie niewinnym gestem zaczął rysować kurczaki na marginesie swojego podręcznika. Zacisnęłam zęby. Oberwie się mu.

- Dobrze, Elizabeto. Dwie pomyłki, ale to dopuszczalne. Siadaj, masz piątkę.

Uśmiechnęłam się do nauczyciela i poszłam do swojej ławki. Przywal mu!, krzyczał głos w mojej głowie, nie pozwalając się skupić już do końca lekcji. Łamałam już trzeci ołówek, ten pożyczony od Torisa, kiedy zabrzmiał dzwonek.

Odwróciłam się plecami go Belischmidta i udawałam, że szukam czegoś w plecaku, pakując przy okazji losowo napotkane rzeczy. Moja ręka wymacała piórnik. Uśmiechnęłam się złośliwie. Już po tobie.

Patrzyłam kątem oka, jak albinos kładzie mi na pulpicie zeszyt. Kiedy jego dłoń jeszcze znajdowała się na jego powierzchni, moja ręka zaatakowała niczym rozjuszony wąż- szybko i z 90% skutecznością.

Ostra końcówka cyrkla wbiła się w wierzch jego dłoni. Krzyknął z zaskoczenia i szybko zabrał dłoń, powiększając ranę. Wytarłam cyrkiel w jego koszulkę.

- Nie tylkaj moich rzeczy- powiedziałam każde słowo powoli i dokładnie, jak tłumaczy się coś trzyletniemu dziecku.

Wyszłam z klasy przepełniona satysfakcją.

Dopiero wieczorem otworzyłam zeszyt i zaczęłam oglądać rysunki zrobione ręką Gilberta. Były to zwykłe karniaki- męskie genitalia i podpisy niemal wszystkich osób w klasie. Najczęściej zauważałam te Feliksa i Torisa.

- Oj, debilu- szepnęłam.- Nie umiesz podrabiać ich podpisów. Przecież Felek zawsze pisze ozdobne "P" i "L". I ma trochę staranniejsze pismo od ciebie. A Toris bardzo się przykłada do wszystkiego.Z takim pismem nadawałbyś się tylko na lekarza... Współczułabym każdemu, kto przyszedłby do ciebie.

A potem się rozpłakałam.

Dlaczego on nie może zostawić mnie w spokoju!?


* Cytat z książki autorstwa Clarie North pt.: "Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta"


Hej!

Mamy kolejny rozdział. Następny nie wiem, kiedy będzie. Może za rok, może za dwa... (Czterdzieści lat minęło...)

A tak z innej beczki- czytalibyście coś podchodzącego pod horror? Oczywiście z uniwersum Hetalii.

Do następnego!

W kolejnym odcinku: Ci, co nie lubią PrusHuna chyba też mogą czytać- nie będzie żadnego miziania, ani scen "rzygam tęczą". 

Felkowe historie [APH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz