Z pamiętnika Elizabety cz.1 - Nienawiść

589 51 10
                                    

Pamiętam ten dzień lepiej, niż każdy inny. Mogę opisać każdą sekundę. Mogę dokładnie opowiedzieć, co wtedy czułam. Wciąż potrafię sobie przypomnieć każdy zapach.

Pierwsza była nienawiść.

~*~

Szłam korytarzem. Większość osób, które mnie mijały, była ode mnie wyższa. Ale ja czułam się wyjątkowo dorosła- szłam przecież do trzeciej klasy. Byłam dumna, ponieważ dostałam się do klasy, której uczniowie nie mieli żadnych większych problemów z nauką. Potrafiłam pisać wszystkie litery, tylko nieznacznie deformując "G". Według nauczycieli miałam ładną wymowę, mimo brakującej górnej trójki. Nie sprawiałam problemów wychowawczych- rodzice byli ze mnie bardzo zadowoleni.

Dwa kucyki kołysały się w rytm kroków. Uniosłam dumnie głowę i z uśmiechem podeszłam do grupki dziesięciolatków. Od razu zauważyłam Feliksa, który gestykulował żywo, opowiadając coś Torisowi. Obydwaj przywitali mnie uśmiechem, kiedy usiadłam obok nich pod ścianą.

- O czym rozmawiacie?

- O rodzeństwie.- Feliks skrzywił się, mrużąc delikatnie zielone oczy. Zdziwiła mnie reakcja Torisa, który wzdrygnął się.

- O co chodzi?

- Edurad [Estonia] ciągle mi wypomina, że jest młodszy, ale wyższy ode mnie.- Zrobił taką minę, jakby bolał go brzuch.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Ten miły, mały kujon, Eduard? Jakoś nie bardzo wierzyłam Laurinaitisowi, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo głos zabrał Feliks.

- To jeszcze nic.- Łukasiewicz potrząsnął blond czupryną.- Josef tylko mi dokucza. Mówię wam, nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś mi powiedział, że został podmieniony na jednego z tych kosmitów, o których ciągle gada Alfred.

Lepszego momentu na powiedzenie tego nie mógł sobie wybrać. Tuż za nim stał Josef, mierząc brata wściekłym spojrzeniem. A za Josefem opierał się o ścianę Roderich [Austria], który uśmiechał się z wyższością. Nie lubiłam żadnego z nich, a zwłaszcza Edelsteina [też Austria]. A znielubiłam go wtedy, gdy na zabawie w drugiej klasie jakaś nauczycielka zmusiła mnie, żebym z nim zatańczyła. Mimo, że byłam od niego młodsza o dwa lata, musiałam znosić go przez pół imprezy.

Ręka Josefa przecięła powietrze i trzepnęła Feliksa w tył głowy. Blondyn podskoczył i popatrzył na brata.

- Idź stąd, Pepik- powiedział, próbując odsunąć szatyna czubkiem czerwonego trampka.

Roderich zachichotał. Josef spiorunował go wzrokiem i zwrócił się do brata.

- Mamusia kazała ci przekazać, że masz się zachowywać.- W jego oczach zabłysła dziwna satysfakcja, jakby to on pouczał Felka, a nie przekazywał słowa mamy.

Feliks kopnął go pod kolanem, a Josef syknął. Roderich zaśmiał się cicho i pociągnął przyjaciela za ramię.

- Chodź, Pepik- powiedział, delektując się brzmieniem tych słów. Łokieć obrażonego Pepika wbił się w brzuch Edelsteina, co tylko bardziej rozbawiło chłopaka.

- Odejdź i nie wracaj, nieczysta istoto- mruknął Feliks.

Zabrzmiał dzwonek. Feliks pożegnał się ze mną i Torisem. Blondyn, ze względu na swoje ADHD został przydzielony do równoległej klasy. Pomachał nam ręką i zniknął w pomieszczeniu, "w którym torturują niewinne dzieci", jak to stwierdził. Laurinaitis złapał mnie za nadgarstek i poprowadził w stronę naszej klasy.

Na samym początku pani nauczycielka porozsadzała wszystkich do innych ławek, tak, żeby chłopcy siedzieli z dziewczynkami. Ze względu na to, że w naszej klasie było o trzy dziewczyny więcej od chłopców, ja musiałam siedzieć sama. Nie przeszkadzało mi to- lepiej siedzieć samemu, niż wylądować w jednej ławce z wiecznie obrażonym Vashem. Chociaż muszę przyznać, że czasmi potrafi być miły i z zasady jest uprzejmy, ale spróbuj takiego obrazić... Nie martwiłam się zbytnio brakiem kolegi, bo w sąsiednim, środkowym rzędzie siedział Toris- a że ławki były w miarę blisko, więc zawsze mogliśmy do siebie pisać na kartkach.

Drzwi klasy otworzyły się. Stanął w nich wysoki, jak na swój wiek, albinos. Spod grzywki białych włosów patrzyły czerwone, trochę przerażające oczy. Wąskie usta rozciągnięte były w kpiącym uśmiechu, a lekko zadarty do góry nos nadawał mu wygląd kogoś, komu nauczyciele przylepiają łatkę "kłopoty". Ubrany był w białą bluzkę z długim rękawem i rysunkiem wielkiego, czarnego orła na środku.

Nauczycielka spojrzała na albinosa i powiedziała:

- Gilbert Beischmidt, prawda?

- Tak, proszę pani- odpowiedział niby grzecznie, ale jednak z lekkim sarkazmem. Nauczycielka wyczuła to, bo skrzywiła się lekko i objęła wzrokiem całą klasę. Ku mojemu nieszczęściu zatrzymała wzrok właśnie na mnie.

- Usiądź w trzeciej ławce pod oknem.

Powoli podszedł do mojej ławki i rzucił pod nią plecak. Usiadł na krześle i wyciągnął zeszyty i piórnik. Przez całą lekcję nie zwracał na mnie uwagi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy nauczycielka zaczęła dyktować powoli krótki tekst, a ja starannie zapisywałam każdą literę, poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za kucyka. Lewego. Spojrzałam w tamtą stronę i uważnie obserwowałam Gilberta. Pisał, jak gdyby nigdy nic, a kiedy skończył, zaczął rysować na marginesie kurczaki. Wyczuł, że na niego patrzę, więc spojrzał na mnie i przekrzywił głowę, w niemym pytaniu. Machnęłam ręką i wróciłam do pisania.

Znowu poczułam, jak ktoś dotyka moich włosów. Ponownie zwróciłam wzrok na Beilschmidta, oczekując na jakąkolwiek reakcję. Uśmiechał się wrednie, ale nie patrzył na mnie. Zacisnęłam zęby i z całych sił powstrzymywałam się od złamania białowłosemu nosa. Zamiast tego zadowoliłam się ołówkiem. Głośny trzask rozległ się w klasie akurat wtdey, gdy nauczycielka przerwała swoją przemowę i ścierała tablicę. Spojrzała na mnie z naganą, a ja spuściłam głowę, ale daleko było mi do poczucia winy.

Zadzwonił dzwonek. Zaczęłam pakować książki i wyciągać te, które będą potrzebne na następnej lekcji. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i spojrzałam w czerwone oczy.

- Słuchaj...

Zamachnęłam się piórnikiem i trafiłam go w policzek. Natychmiast mnie puścił i odszedł gdzieś.

***

- Moja nauczycielka mnie nie lubi- stwierdziłam, gdy razem z Feliksem i Torisem szłam do domu. Opowiedziałam Feliksowi całą historię, a on, o dziwo, nie przerywał mi.

- Gilbert Beilschmidt, tak?- zapytał, nieświadomie powtarzając słowa nauczycielki.

Pokiwałam głową.

- To mój kuzyn.

Zatrzymaliśmy się pod wielkim dębem, rosnącym w parku, z którego mieliśmy niedaleko do domów. Każde z nas jednak musiało później iść w inne strony, więc zwykle po lekcjach bawiliśmy się tutaj, dopóki brat Felka nie skończył lekcji i nie zabierał go do domu- ja i Toris mieszkaliśmy na tyle blisko szkoły, że mimo młodego wieku rodzice pozwalali nam na samodzielny powrót do domu. W przeciwieństwie do naszego przyjaciela byliśmy odpowiedzialni i można nas było spuścić z oka na dłużej niż pięć minut.

- Co masz na myśli?- zapytałam, kiedy wspięliśmy się na grubą gałąź dębu.

- No, że to mój kuzyn. Ma młodszego brata, tak z dwa, trzy lata. Chociaż wszyscy myślą, że jest na odwrót. Generalnie, to nie widziałem się z nim od świąt. Nawet nie wiedziałem, że się przeprowadzili. Rodzice zawsze starają się wynajdować na osobne zajęcia, żebyśmy nie zaczęli się kłócić. Nie muszę chyba dodawać, że im się to nie udaje...

Dalej nie słuchałam Feliksa. Wiedziałam, że nigdy nie znienawidzę nikogo tak, jak znienawidziłam albinosa, mimo, że miałam tylko dziesięć lat.

- Hej, bawimy się w berka?- zawołał wesoło Toris, przerywając wywód Felka.

- Jasne!- krzyknął wcale niezrażony Łukasiewicz.

- Felek, gonisz!- zawołałam, zapominając o mojej nienawiści.


Ja sobie zdaję sprawę, że nie wszyscy lubią ten pairing. Ale proszę mnie nie hejtować- nie lubisz, nie czytaj. A Ci, co nie cierpią tego pairingu mogą na razie spokojnie czytać- między naszą słodką parką nic, prócz nienawiści na razie nie będzie. Zdała sobie sprawę, że przestałam to robić:

W kolejnym odcinku: Gilbert, Elizabeta i chyba tyle. Pojawią się też Feliks i Toris.

Do następnego!

Felkowe historie [APH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz