Charlie
- Cassie Morris, Samuel Anders. – mówi pani Brensweel.
Nie. Nie mogę być z nim w parze. O mało co się przed nim nie wygadałam. To musi być pomyłka. Rozglądam się po sali, ale wszyscy mają już dobrane pary i grupy. Wątpię żebym mogła się z kimś zamienić. Mam ochotę uderzyć głową o blat biurka.
- A więc, jesteśmy razem w parze. – słyszę.
Odwracam się do Samuela. Jest naprawdę przystojny. Dobrze zbudowany z blond włosami, pięknym uśmiechem. I te niesamowite niebieskie oczy, które sprawiają wrażenie, że tonę w oceanie. Wiem, że tylko on może pomóc mi się wynurzyć na powierzchnie. I to jest już wystarczający powód, by trzymać się od niego z daleka. Mogę mieć znajomych. Ale nie chcę okłamywać ludzi, na których mi zależy. Nie może mi na nikim zależeć.
Uśmiecha się do mnie i widzę uroczę dołeczki w policzkach. Mój wzrok pada na jego usta. Dolna warga jest troszkę bardziej pełna od górnej. Mam nagłą ochotę, by go pocałować. Pierwszy raz tak bardzo chcę kogoś dotknąć.
Nie, Charlie. Opanuj się. To tylko reakcja fizyczna na miłego chłopaka. Za długo byłaś sama. To po prostu złudzenie.
Jednak jakiś cichy głos we mnie mówi „Na Clarka tak nie reagowałaś, chociaż też był miłym chłopakiem". Postanawiam go zignorować. Posyłam Samuelowi wymuszony uśmiech.
- Tak. Na to wychodzi.
I w głębi duszy chyba naprawdę się cieszę, że to z nim jestem w parze. Może nie będzie tak źle. Przy okazji poćwiczę samokontrolę.
- Dobrze, to już wszyscy. – mówi pani Brensweel – Mam nadzieję, że się dogadacie. Na za tydzień macie przedstawić mi dowolny utwór muzyczny, przedstawiony przez was, rzecz jasna. Myślę, że na dziś skończymy. Do końca tej godziny macie wolne - patrzy na zegar wiszący nad drzwiami, a następnie na nas - Widzimy się za tydzień. – I wychodzi.
- Wow. Nie często puszcza nas tak wcześnie. – mówi Samuel. Patrzę na niego pytająco – Miałem z nią zajęcia w zeszłym semestrze. – wyjaśnia krótko.
Skoro miał z nią zajęcia wcześniej to czy nie powinien być w parze z osobą z zeszłego semestru? Pytam go o to.
- Na szczęście nie. Nie wytrzymałbym znowu z Roxan. Nie wiem jakim cudem dostała się na wokalistykę, ale współczuję Leonowi. – wskazuję mi jakąś parę, która po cichu rozmawia w kącie sali – Biedaczysko nie wie jeszcze kto mu się trafił. – smutno kręci głową. Nagle bierze mnie za dłoń i ciągnie w stronę wyjścia – Chodź idziemy na lunch.
Przez chwilę jestem tak zaskoczona, że po prostu daję mu się poprowadzić. Strasznie miło czuć jak mnie dotyka. Otrząsam się z tej myśli i staję w miejscu przez co on również się zatrzymuje.
- Ale ja już się z kimś umówiłam. – mówię, chociaż z zaskoczeniem stwierdzam, że o wiele chętniej zjadłabym z Samem.
- Wiem. – mówi ze spokojem – Z Clarkiem. Tak się składa, że ja też. Chodź już. – po czym dalej ciągnie mnie wzdłuż korytarza.
- Ale skoro wiesz, że umówiłam się z Clarkiem, to musiałeś mnie już znać kiedy do mnie podszedłeś. – myślę głośno – Po jakiego grzyba pytałeś jak mam na imię? – pytam Sama rozbawiona i jednocześnie zirytowana. Już nawet nie będę mówić co czuję związku z tym, że on nadal mnie przytrzymuje.
- Z grzeczności. – odpowiada i się rumieni – Nie chciałem żebyś czuła się przytłoczona. W końcu to twój pierwszy dzień.
Jest naprawdę uroczy. A ja muszę przestać tak myśleć.
- Jak wolisz. – mówię. Zrównuję się z nim i delikatnie wysuwam rękę z jego dłoni.
- W każdym razie, pewnie i tak nie wiesz gdzie jest nasza pseudo stołówka, a skoro jemy razem pomyślałem, że cię odprowadzę.
- To miło z twojej strony, ale myślę, że równie dobrze poradziłabym sobie sama. – Może nie od razu, ale z pewnością bym tam trafiła. Kiedyś. Ale on nie musi o tym wiedzieć.
- Jestem tego pewien. – zaśmiał się, a mnie przeszły ciarki po plecach – Uznajmy więc, że to ja nie miałem ochoty iść sam. – uśmiecha się do mnie.
- Dlaczego mówisz pseudo stołówka? – pytam
- Bo w sumie to tylko funkcjonuję jak stołówka. Z resztą sama zobaczysz.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg szerokich, dwuskrzydłowych drzwi już wiedziałam dlaczego pseudo. Ogólnie całe pomieszczenie bardziej przypomina bar. Okrągłe stoliki z krzesłami stoją tak blisko siebie, że ledwo się da między nimi przecisnąć. Z niewielkiego głośnika w kącie leci przyjemna dla ucha muzyka. Nawet okna są do połowy pozasłaniane przez co w pomieszczeniu jest półmrok. Jedyna rzecz jaka pasuje do nazwy "stołówka" to lada stojąca po prawej stronie, przy której jakaś starsza pani wydaję jedzenie. Nie wiem kto to wymyślił, ale mnie się podoba.
- Już chyba rozumiem o co ci chodziło.
- Mówiłem.
Rozglądam się za Clarkiem. Zauważam go z kilkoma innymi osobami na końcu pomieszczenia. Macha do nas, a ja idę w jego stronę. Dopiero po chwili orientuję się, że Sam nie idzie koło mnie, ale wciąż stoi przy drzwiach i wściekle wpatruje się w Clarka, który z satysfakcją na twarzy mówi coś do blondynki siedzącej obok niego. Ta odwraca się i idzie w naszą stronę.
- Kto to jest? – pytam cicho.
- Moja była. – mówi nadal chyba zły – Jeśli by cię obraziła od razu przepraszam. – zwraca się do mnie. Nadal nie wiem o co chodzi, ale gdy dziewczyna się zbliża widzę, że patrzy na mnie z nienawiścią. Super, tylko tego brakowało. Zazdrosnej byłej.
A miałam się chować w cieniu.
CZYTASZ
Niechciany cud
RomanceWyobrażacie sobie jak to jest umrzeć? Wasze wszystkie plany zostają wymazane gumką, wasi przyjaciele i rodzina zostają od was odgrodzeni grubą linią. Nic nie możecie zrobić. Charlie Roberts nie żyje. Cassie Morris właśnie żyć zaczęł...