Peterowi nie jest łatwo odwrócić uwagę Goblina od nowojorczyków, którzy bezustannie atakowani są dyniowymi bombami. Jedna za drugą eksplodują pomiędzy nimi, raniąc i strasząc nie tylko cywilów, ale też policję. W dodatku ci drudzy wciąż strzelają do niego, drażniąc go jeszcze bardziej z sekundy na sekundę, wraz z odbijającymi się od zbroi pociskami. Z czasem jednak Green Goblin całkowicie poświęca swoją uwagę tylko Spider-Manowi, co pozwala służbom zabrać rannych, a także ewakuować pozostałych. Parker wie, że jeśli teraz nie pokona swojego przeciwnika i nie odda go w ręce policji, kolejnym razem może ucierpieć jeszcze więcej ludzi. W ciągu dwóch walk z Green Goblinem, kilkanaście osób wylądowało w szpitalu, a kilka z nich, w wyniku zbyt dużych obrażeń spowodowanych wybuchem miniaturowych bomb, poniosło śmierć. Peter nie chce dawać mu kolejnej szansy na następne zabójstwa.
– Hej, Grinch, chyba trochę przesadziłeś z botoksem – woła Pająk, uderzając przeciwnika raz po raz po twarzy, chcąc go chociaż w pewnym stopniu ogłuszyć.
– Żarty ci nie pomogą – odpowiada gniewnie Goblin – bo tak czy inaczej cię wykończę.
Peter wymierza mu kolejny cios, ale Goblin sprawnie go unika, przez co chłopak na moment traci równowagę, zsuwając się kilka metrów w dół. W ostatniej chwili wystrzeliwuje pajęczą sieć, łapiąc się ściany budynku. Czuje, jak przeciwnik atakuje go od tyłu, próbując zranić ostrzami przymocowanymi do przedramion zbroi. Jak widać, Goblin także nie marnował tego czasu, tworząc ulepszenia w swoim kostiumie. Spider-Man odskakuje za każdym razem, gdy ten próbuje rozerwać go metalowymi żądłami.
– Wykończyć? – rzuca Parker, zaklejając mu oczy, co kupuje mu kilka sekund na kontratak. – Nie chciałeś się wcześniej po prostu ze mną podroczyć czy coś?
W stronę Pająka leci kilka bomb. Błyskawicznie ich unika, spuszczając się na pajęczynie parę metrów w dół.
– Denerwujesz mnie, Spider-Manie – warczy Goblin. – Za każdym razem niszczysz mi zabawę.
– Spoko, nie masz za co dziękować – rzuca Peter z sarkazmem. – Chociaż jakbyś mi kupił pizzę, hawajską, z podwójnym serem, to na pewno bym się nie obraził.
Strzela w jego deskę swoimi nowymi pociskami, ale Goblin, jak na złość, żwawo ich unika, przez co małe pajęcze kulki eksplodują w powietrzu. Parker dostrzega tłum gapiów, zebranych na dole, co cholernie go drażni. Dlaczego ludzie, zamiast uciekać, wolą stać i na nich patrzeć, choć nie mają ani grama gwarancji, że nic więcej się im już nie stanie?
Peter wie, że wielu z nich jest tam z jego powodu – kibicują mu, obserwują, wszystko po to, aby mieć co opowiadać na rodzinnych obiadach. W końcu nie na co dzień ogląda się walczącego Spider-Mana, ale cholera, trzeba też w tym wszystkim zachować trochę zdrowego rozsądku i wybrać to, co jest ważniejsze, czyli zdrowie czy życie.
Jak można być tak bezmyślnym, żeby nie uciec z miejsca, gdzie zagrożenie jest tak ogromne, iż praktycznie wychodzi poza skalę? Ludzie lubią patrzeć na tragedie, które ich nie dotyczą, to fakt, ale jeśli w jakiś sposób zagrażają ich bezpieczeństwu, to wola przetrwania powinna być przecież silniejsza niż ciekawość czy wścibskość.
Widząc, że jest jedyną racjonalnie myślącą – no może poza policją próbującą ewakuować ludzi, co niezbyt się jej udaje – postanawia wyciągnąć Goblina gdzieś daleko, a przynajmniej z dala od tłumów.
Jako że ściągnięcie uwagi nie przynosi pożądanych efektów, Spider-Man wystrzeliwuje pajęczą sieć w stronę deski, a potem korzystając z chwili nieuwagi Goblina, rzuca się w głąb Nowego Jorku. Nie jest łatwo – pajęczyna jest naprężona do granic możliwości, a pojazd bezustannie ciągnie w przeciwnym kierunku. Peterowi jednak udaje się odciągnąć go gdzieś w okolice wieży Oscorp, a potem Green Goblin wyrywa się z pajęczyny i z wyraźną agresją rzuca się na niego.
CZYTASZ
little lion man ∆ spider-man
Fanfic« superhero /ˈsuː.pəˌhɪə.rəʊ/ - someone who has done something very brave to help someone else » Bycie superbohaterem jest męczące, a bycie superbohaterem i nastolatkiem jednocześnie jest już cholernie wycieńczające. Peter Parker coś o tym wie...