Takim więc sposobem cały plan powiedzenia Aurorze o Spider-Manie runie w gruzach. Peter nie chce mówić o tym przy Harrym, bo uważa, że każde z nich zasługuje na osobną, prywatną rozmowę, tylko w cztery oczy, a jeśli Osborn dowiedział się w taki sposób, to jego siostra tym bardziej powinna. O samym pocałunku więcej nie rozmawiają. Rory czuje się nieco zakłopotana, zapewne ze względu na to, że jest obecnie w związku z Abigail, Peter zaś nie przywołuje tego tematu kolejnego dnia w szkole. Harry też nie wspomina o tym ani słowem – mruczy coś tylko pod nosem, że w sumie to on nie ma zamiaru się pomiędzy nich wtrącać, a potem już temat nie powraca.
Najdziwniejsze jest dla niego to, że powinien żałować, żałować z naprawdę wielu powodów. Jak choćby przez to, że Aurora ma dziewczynę, on jest Spider-Manem, co może narazić ją na niebezpieczeństwo, a ponadto dotychczas sądził, że jest po uszy zakochany w MJ. Wyrzutów sumienia jednak nie ma, naprawdę, ani grama, nawet ich atomu. To dziwne, bo naprawdę nie wie, co ma o tym myśleć. Nie czuje przecież niczego tak spektakularnego, co zazwyczaj ogarniało go na widok Watson. Po prostu czuje się zwyczajnie, spokojnie i zwyczajnie. W tle nie ma żadnej filmowej muzyki, fajerwerków czy oklasków, jest po prostu normalnie.
W szkole nie ma okazji, żeby porozmawiać, bo Flash za każdym razem wchodzi mu w paradę, zaczepiając go i poniżając na oczach innych uczniów, jak to ma w zwyczaju. Po lekcjach z kolei Aurora bardzo szybko znika – praktycznie przez nikogo niezauważona – na kółku informatycznym. Peter chce mieć to jak najszybciej za sobą, więc postanawia spotkać się z nią wieczorem, o ile znajdzie dla niego trochę czasu.
***
Rory przemierza właśnie ciemne uliczki Nowego Jorku, gdy jej przemyślenia przerywa smartfon, głośno domagając się jej uwagi i wesoło wibrując w kieszeni dżinsów. Dziewczyna wyciąga telefon i szybkim ruchem kciuka odbiera połączenie.
– Cześć, Pete – mówi pośpiesznie, wyraźnie ciesząc się na dźwięk jego głosu; wtula się w beżowy golf, osłaniający ją od wiatru.
– Jesteś w domu? – pyta bez ogródek Parker. Kiedy odpowiada mu cisza, dodaje. – Rory?
– Dopiero wracam, będę za jakiś kwadrans, bo idę od Abigail – odpowiada szybko, jakby wyrwana z transu. Zauważa zbliżającą się z tyłu dwójkę ludzi, na co oddycha z ulgą. – Coś się stało?
– Możemy się spotkać?
– Jasne, oczywiście – rzuca natychmiast, lekko zaniepokojona nerwowym głosem przyjaciela. – Na pewno wszystko w porządku?
Odpowiedzi jednak nie słyszy. Zamiast tego jej uszu dobiegają podniesione głosy mężczyzn, wołających coś za nią, trochę niewyraźne, z obcym, wschodnim akcentem. Aurora przyspiesza kroku, rozglądając się w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłaby ich zgubić, ale jak na razie ma przed sobą prostą, ku jej przerażeniu pustą, drogę. W tym samym czasie, jak na złość, Peter rozłącza się. Wściekła wsuwa telefon z powrotem do kieszeni, podczas gdy dwójka obcych jest coraz bliżej niej.
– Hej, mała, nie musisz przed nami uciekać – rzuca jeden z nich, pojawiając się przed nią. – Nie zrobimy ci krzywdy...
– Zostawcie mnie – burczy pod nosem, starając się ich wyprzedzić. Mężczyźni jednak skutecznie zachodzą jej drogę. Jedyne, co przychodzi jej do głowy, to to, aby krzyczeć, ale strach jakby odbiera jej głos.
– Popatrz, Grigorij, nie dość, że ładna, to jeszcze wygadana...
W tym samym momencie prosto z nieba, przynajmniej takie wyjaśnienie jest pierwszą myślą Aurory, spada postać odziana w czerwono-niebieski strój. Dziewczyna rozluźnia spięte mięśnie, gdy zdaje sobie sprawę, że przed nią stoi sam Spider-Man, mityczny bohater Queens, o którym każdy w Midtown High School słyszał, ale niekoniecznie każdy widział. Mężczyźni, wybuchają głośnym, niepohamowanym śmiechem, przyglądając się mu.
CZYTASZ
little lion man ∆ spider-man
Fanfiction« superhero /ˈsuː.pəˌhɪə.rəʊ/ - someone who has done something very brave to help someone else » Bycie superbohaterem jest męczące, a bycie superbohaterem i nastolatkiem jednocześnie jest już cholernie wycieńczające. Peter Parker coś o tym wie...