Rozdział 1

3.9K 206 8
                                    


Czarownica wręcz z nabożną ostrożnością i niebywałą delikatnością trzymała w zdrętwiałych palcach zmieniacz czasu, który dostała od McGonagall. Ten sam, którego używała w trzeciej klasie. Zaraz po ukończeniu Hogwartu, McGonagall postarała się, aby Hermiona, która nie chciała korzystać z przywilejów, które otrzymali uczniowie biorący w bitwie, także dostała coś cennego. Teraz raz po raz zerkała na śpiącego obok Rona. Jeszcze dwa lata temu myślała, że go kocha, ale teraz każda, dosłownie każda, chwila spędzona w jego towarzystwie sprawiała, że chciała zniknąć w trybie natychmiastowym. Miała już prawie dwadzieścia jeden lat i czuła naglącą potrzebę wzięcia się za siebie i za swoje życie. Ostatnimi czas nic nie przynosiło jej szukanej satysfakcji, potrzebowała zmiany. Chciała w końcu zrobić coś, co sprawi, że jej życie zmieni się nie do rozpoznania. Marzyła o tym by spróbować czegoś nowego. Marzyła by uciec, gdzieś bardzo daleko, bez słowa, tak po prostu. Wreszcie zrobić coś spontanicznego, tylko dla siebie, bez potrzeby myślenia o konsekwencjach. Zamknąć oczy, wziąć głęboki wdech i rzucić się w niekończącą się przepaść. Przymknęła powieki. Od miesięcy zastanawiała się, czy istnieje miejsce wystarczająco daleko, miejsce, gdzie mogłaby odciąć się od przeszłości, chociaż na parę miesięcy. Myślała o czymś, gdzie nikt by jej nie znał, gdzie nikt by jej nie znał. Gdzieś na końcu świata, najlepiej w innej galaktyce.

– Hermiono?– usłyszała irytująco zaspany głos rudzielca.

Nie miała pewności, który to już raz w ciągu ostatnich kilku tygodni wysiliła się na wyraz twarzy, który powinien imitować szczery uśmiech. Najlepsze z tego wszystkiego było to, że nawet, jeśli Ron tego nie zauważał, lub udawał, że nie zauważa, to Harry doskonale wiedział, że coś się święci. I jasno dawał jej do zrozumienia, że cokolwiek to będzie, on wesprze ją każdym możliwy sposób. Ich przyjaciel zawsze miał tendencję do poświęcania własnego dobra, byleby tylko pomóc najbliższym. I nie tylko im. Obawiała się, że będzie musiała to wykorzystać, miała jednak nadzieję, że po raz ostatni. Odłożyła zmieniacz na szafkę stojącą obok łóżka.

– Tak, Ronaldzie?

Zapytała tak słodko, że sama poczuła mdłości. Wolałaby już nigdy więcej nie słyszeć siebie mówiącej tym tonem. Wciąż zaspany rudzielec uśmiechnął się i przyciągnął czarownicę do siebie. Otoczył ją ramionami, mrucząc marnie brzmiące komplementy. Starał się, a to czyniło sprawę jeszcze trudniejszą.

– Ron, przestań– wyplątała się z jego objęć i usiadła na łóżku.

Spuściła nogi na ziemię. Jej ciało było tak spięte, że czuła niemal fizyczny ból, ale nie umiała sobie z tym poradzić. Starała się przejść przez, jak miała nadzieję, ostatnie dni ich związku na jednym wdechu i z zamkniętymi oczami. Nie wiedziała jednak, czy starczy jej powietrza. Ron otaczał ją wszędzie, z każdej strony i nie dawał chwili wytchnienia. Chłopak, mimo że niechętnie, pozwolił jej pozostać w bezpiecznej odległości od siebie. Hermiona ruszyła do kuchni ich niewielkiego domku. Wiedziała, że nie zniesie tego więcej. Musiała zakończyć ten toksyczny dla nich obojga związek. Jeszcze nie wiedziała, jak to zrobi, ale wymyśli coś. Razem z Harrym, jeśli się uda. Taką miała przynajmniej nadzieję. Znalazła stary pergamin i póki Ron był jeszcze w łóżko, pośpiesznie nabazgrała:

Harry, proszę spotkajmy się dzisiaj około szóstej Pod Trzema Miotłami. Chciałabym z tobą porozmawiać. Hermiona

Przywiązała świstek papieru do nóżki sowy Rona i wypuściła ją. Ledwie minęło półgodziny i do kuchni wszedł niczego nieświadomy rudzielec. Hermiona zdążyła usadowić przy stole, jak każdego ranka, z nosem w książce i kubkiem herbaty pod ręką. Była świadoma tego, że jedynie ostatkiem silnej woli postanowił jej nie przeszkadzać i wyminął ją, składając jedynie delikatnego buziaka na policzku. Koło południa sowa wróciła razem z odpowiedzią od przyjaciela i Hermiona z ulgą stwierdziła, że Harry bez problemu zgodził się na spotkanie.

Dokładnie kwadrans przed szóstą wyszła z domu, twierdząc, że potrzebuje odrobiny świeżego powietrza. Ron nalegał, że pójdzie z nią, ale z uprzejmym uśmiechem oświadczyła, że nie ma takiej potrzeby. Prawie natychmiast po przekroczeniu progu teleportowała na skraj Hogsmeade i szybko ruszyła w stronę zapełnionego po brzegi pubu. Harry już na nią czekał i oparty o ścianę, czytał najnowsze wydanie Proroka Codziennego.

– Harry– Hermiona mimo woli się uśmiechnęła na widok przyjaciela.

– Witaj, Hermiono– Harry westchnął, jakby zaskoczony jej widokiem i nieprzytomnie odwzajemnił uśmiech.

Weszli do zdecydowanie zbyt ciepłego wnętrza i tradycyjnie zamówili piwo kremowe, z którym wiązały się miliony szczęśliwych wspomnień. Mimo, że był w nich Ron, to w większości zachowały swój kojący charakter. Byli wtedy jeszcze tylko przyjaciółmi, a w ciągu ostatnich dwóch lat nie mieli zbyt dużo czasu, na choćby zwykłe spotkanie, jak za czasów szkoły. Przez chwilę milczeli i widać było, że cisza w tym wszechobecnym hałasie ciąży chłopakowi. Ona także czuła niezrozumiałą dla siebie presją, ale po raz pierwszy nie wiedziała, od czego zacząć. Dyskretnym ruchem dłoni otarła pianę z ust i w końcu spojrzała na Harry'ego.

– Harry– zaczęła z wahaniem w głosie i w nerwowym geście nawinęła kosmyk włosów na palec.– nie dam rady już w ten sposób dłużej. Nie wiem, czy Ron zawsze taki był i ja tego nie dostrzegałam, ale już nie mogę. Patrzę na ciebie i Ginny i wiem, że nigdy nie potrafiłam patrzeć tak na niego. On widzi tylko mnie, ale tak naprawdę nie miał szansy bliżej poznać żadnej innej dziewczyny. Oczywiście była Lavender- skrzywiła się- ale to nie to samo. Czepił się mnie jak rzep psiego ogona. A ty i Ginny... Sam wiesz.– mówiła powoli i cicho.

Widziała, że przyjaciel nie jest pewien, jak zareagować na jej słowa i niespokojne cierpienie wymalowane na jej twarzy. Ron też był jego przyjacielem i znał go lepiej niż ktokolwiek inny. Nie mieszał się jednak w ich sprawy, mimo że widział, co się dzieje.

– Wiem, Hermiono. Wiem– powiedział po chwili wahania, na jego twarzy widziała zrezygnowanie.– Im dłużej z nim jesteś, tym bardziej on się od ciebie uzależnia. Jeszcze chwila i niedługo nie będzie mógł bez ciebie żyć– przerwał na chwilę.– Już nie może.

Czuła jak do oczu napływają jej łzy bezsilności, ale Harry spojrzał na nią ciepło, jak to tylko on potrafił.

– Cokolwiek postanowisz, wesprę cię. Pamiętaj jednak, że Ron nie może się dowiedzieć się. Załamałby się całkowicie, gdyby widział, że mam cokolwiek wspólnego z twoim odejściem.

Hermiona wręcz ochoczo pokiwała głową i po chwili milczenia powiedziała:

­– Chciałabym zniknąć. Znaleźć takie miejsce, gdzie nikt nie będzie mnie znał. W którym nikt mnie nie znajdzie. Pomóż mi, Harry. Ten jeden raz nie wiem, co i jak powinnam zrobić.

­– Weź głęboki wdech, Hermiono. Coś się wymyśli– zdjął okulary i przetarł przekrwione oczy.

Gwar jakich ich otaczał, nie sprzyjał skupieniu myśli, ale oboje w milczeniu, popijając piwo kremowe, starali się znaleźć rozwiązanie.

– Jeśli mam być szczery to odpada każde miejsce w Anglii– jęknął w końcu Harry zrezygnowanym głosem.– Ron przetrząsnąłby cały świat, szukając cię. Chyba, że...– zawahał się.

W oczach czarownicy pojawiła się iskierka nadziei. Harry miewał dziwne pomysły, ale część z nich po pewnych przeróbkach miała zastosowanie w praktyce.

– Masz jeszcze zmieniacz czasu? Ten, który podarowała ci McGonagall?– zapytał z ostrożnością w głosie.

Hermiona zmarszczyła brwi. Zaledwie kilka godzin wcześniej miała go w ręce. Pokiwała głową w odpowiedzi na słowa Harry'ego. Nie była pewna, do czego pije czarodziej, ale po chwili uśmiechnęła się. Zaczynała rozumieć, w jakim kierunku zmierzał przyjaciel.

– Mogłabyś go użyć, ale trzeba by go wzmocnić. I nie mogłabyś cofnąć się za daleko, zmieniacz by tego nie wytrzymał– przestrzegł ją.

Dziewczyna wychyliła się zza krawędzi stołu i uściskała go. To było to. Może nie jedyne i nie najlepsze rozwiązanie, ale dokładnie tego potrzebowała. Dopiero teraz dotarło do niej zmęczenie, które widniało w oczach Harry'ego. Poczuła się winna, że dostarcza mu jeszcze więcej zmartwień. Praca Aurora zdecydowanie nie była lekka i choć Ron także nim był, to widać było, kto robi w niej więcej.

– Spróbuj odpocząć– uśmiechnęła się delikatnie.

Harry roześmiał się i potarł nieogolony policzek.

– Żeby to było takie łatwe.

Inne Czasy (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz