Rozdział 6

2K 165 38
                                    


Kompletnie wyczerpana po pierwszym dniu pracy Hermiona padła na miękkie łóżko bez życia. Po kilku minutach poczuła jak całe napięcie z niej ulatuje i przeszła do mocno oświetlonego salonu. Jednak niedługo było jej dane cieszyć się ciszą i spokojem. Właśnie zamierzała zabrać się za książkę, której nie skończyła poprzedniego wieczoru, ale przerwało jej mocne pukanie do drzwi. Niechętnie odłożyła tom na stolik i otworzyła drzwi niechcianemu osobnikowi. Na progu zobaczyła wpatrującą się w nią McGonagall.

-Dobry wieczór.-kobieta przywitała się z nią sucho-Chciałam zapytać się jak ci minął pierwszy dzień.

Hermiona skinęła lekko głową i wpuściła ją do środka. McGonagall weszła do salonu dokładnie oglądając każdy kąt pokoju jakby spodziewała się ujrzeć tu jakiś znak, który świadczyłby o złych i sadystycznych zamiarach młodszej czarownicy. Oględziny wyszły chyba inaczej niż się spodziewała, ponieważ odwróciła się w stronę Hermiony jeszcze bardziej niezadowolona niż wcześniej.

-Co myślisz o uczniach?-Minerwa wbiła w nią ostre spojrzenie

Hermiona zastanowiła się i ostrożnie dobierając słowa odpowiedziała:

-Trudno ocenić po jednym dniu. Z pewnością większość pierwszoklasistów jest pełna zapału, są przepełnieni energią, ale nie zawsze kierują ją w odpowiednią stronę. Często zamiast wykonywać zadanie robią coś innego i nie zawsze kończy się to dobrze. Wielu uczniów jest dość pilnych, ale niekoniecznie jeśli chodzi o Obronę Przed Czarną Magią. Część korzysta z wiedzy kolegów zamiast wykonywać zadanie samemu.-zamyśliła się, wracając wspomnieniami do czasów szkolnych- Jak Harry i Ron..

Cała zesztywniała, gdy uświadomiła sobie co powiedziała i w głębi duszy modliła się, żeby opiekunka Gryffindoru nie domyśliła się, o którego Harrego jej chodziło. Spojrzała na McGonagall i ciekawość, która pojawiła się w jej oczach przeraziła Hermionę. Kobieta jednak nic nie powiedziała i dziewczyna odetchnęła z nieopisaną ulgą.

-No cóż panno Rickman, mam nadzieję, że dobrze będzie się u nas pracowało.-z tymi słowami opiekunka Gryfonów chciała opuścić prywatne pokoje Hermiony, ale ta powstrzymała ją

-Pani profesor?

-Tak?-kobieta spojrzała na nią chłodno za okularów

-Czy mogła by pani mówić do mnie po imieniu?-zapytała Hermiona z wahaniem w głosie

Wyraz twarzy McGonagall nieco złagodniał, a wąskie usta ułożyły się w delikatny uśmiech.

-Oczywiście Marine.

I już jej nie było. Gryfonka usiadła na miękkim fotelu i zamknęła oczy. Jak mogła być taka głupia? Jak Harry i Ron... Jęknęła cicho i ukryła twarz w dłoniach. Kolacja będzie dopiero za dwie godziny, więc miała jeszcze sporo wolnego czasu, aby wypocząć. Za niedługo może zabraknąć jej tego czasu, pierwsze prace domowe już zadane. Sięgnęła po wcześniej odłożoną książkę i otworzyła ją na zaznaczonej stronie.

Obszerna lektura wciągnęła ją tak bardzo, że nawet nie zauważyła, gdy nadeszła pora kolacji. Ocierając zmęczone oczy ruszyła korytarzem. Uczniowie szli wokół niej w kilkuosobowy grupkach przekrzykując się nawzajem, bądź rozmawiając szeptem. O ile szept był możliwy w tym całym rozgardiaszu. Usiadła koło niezbyt zadowolonego Severusa, która petryfikował wzrokiem każdego, kto na niego spojrzał. Mężczyzna nawet nie tknął jedzenia, a sądząc po minach niektórych uczniów, pokazał już co potrafi. Był wredny, arogancki, chłodny, zdystansowany, introwertyczny i kto wie jaki jeszcze. Czarownica sięgnęła po tosta i uśmiechnęła się lekko pod nosem. Dla postronnych obserwatorów mogłoby to wyglądać dość niepokojąco, ale ona naprawdę nie knuła nic złego. Chyba.

Inne Czasy (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz