Rozdział 6. Ja mam moc!

1.2K 92 75
                                    

Droga do lasu trwała 34 minuty. W końcu znalazłam polanę z mojego snu. Podeszłam do krzaka przy którym powinna być bransoletka. Rzeczywiście, była tam. Myślałam, że to był tylko sen i nie będzie bransoletki, a tu proszę. Była taka sama jak w moim śnie. Ubrałam ją. Była przepiękna.

Postanowiłam wrócić do domu, gdyż powoli zaczęło się ściemniać. Szybko wbiegłam do pokoju. Było już póżno, więc postanowiłam iść się umyć.

Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro.

-Moje oczy! Co się stało!?- Pomyślałam.

Jedną tęczówkę miałam czerwoną, a drugą granatową.

Jak ja to ukryję, przecież to tak mocno widoczne!. Nie mogę patrzeć nikomu w oczy.

Szybko się umyłam i poszłam spać. Następnego dnia rano obudziła mnie toriel.

- Frisk, wstawaj, za chwilę przyjdzie Sans i Papyrus!- powiedziała toriel.

- Dobrze.- powiedziałam i poszłam się przebrać.

Nie zauważyła moich tęczówek. To dobrze.

Po godzinie ktoś zapukał do drzwi. To byli szkieletowi bracia. Cały czas miałam spuszczony wzroki. Sans to zauważył.

-Hej, czemu ciągle patrzysz na podłogę? Aż taka ciekawa?- zapytał się z uśmiechem.

-Taa...- Odpowiedziałam

- Czy mi się wydaje, czy ty coś ukrywasz?

- Wydaje ci się...- Odpowiedziałam

- To spójrz na mnie.- odpowiedział

- Nie mogę

- A czemu?- zapytał

- Bo nie- zaczął mnie wkurzać

-Czyli coś ukrywasz!- krzyknął

- Odczep się ode mnie-krzyknęłam.

Wtedy w mojej lewej ręce pojawił się płomień, a w prawej lód. Już celowałam płomieniem w Sansa, ale w ostatniej chwili się opamiętałam. Co się właśnie stało? Poczułam na sobie wzrok wszystkich zebranych. Mogłam zrobić mu krzywdę. Zaczęłam płakać i wybiegłam z domu.

Słyszałam za sobą nawoływania wszystkich, ale nie mogłam tam wrócić. Mogłam kogoś skrzywdzić.

Pobiegłam do lasu. Usiadłam na pobliskiej polanie. Usłyszałam łamanie gałęzi. Obejrzałam się. Stał tam szkielet ubrany w długą , czarną szatę. Miał 2 pęknięcia na głowie. Wyglądał strasznie.

-K-kim j-jesteś?- spytałam wystraszona

- Jestem Gaster- uśmiechnął się- Mówiłem ci, że nie jesteś zwykłym człowiekiem.

- To ty byłeś w moim śnie?

- tak to ja. Muszę już iść. Uważaj, widziałem niskiego szkieleta zbliżającego się w tą stronę. Zniknął.

- Sans- pomyślałam – on tu idzie. Muszę uciekać, bo coś jeszcze mu zrobię.

Zaczęłam biec. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani w jakim kierunku biegnę. Słyszałam, że ktoś mnie goni. Miałam mało czasu. Wspięłam się na drzewo i schowałam się w gałęziach. Tak jak myślałam, za mną biegł Sans. Rozglądał się na wszystkie kierunki. Gdy mnie nie znalazł, wrócił tam skąd przyszedł.

- Nie mogę wrócić do domu. Nie chcę ich zranić.

Tak się zmęczyłam biegiem, że zasnęłam nawet na nie wygodnej gałęzi.

------------------------------------------------------

Hejo, kolejny rozdział zrobiony.

Mam nadzieję, że się podoba.

Komentujcie i gwiazdkujcie

Do zobaczenia


Undertale. Serce nie sługa. Sans x FriskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz