Rozdział 11

1.1K 95 13
                                    

Wstałam pierwsza. Spojrzałam na zegarek 6:30. Serio spałam 3 godziny? Autobus przyjeżdża 6:45 a przystanek jest przd placówką więc z moich obliczeń wynika że mamy jakieś...

-Lou wstawaj!- zerwałam się na nogi podbiegając do jego łóżka, szturchając go w ramię.

-C-Co? Jeszcze 10 minuuuuuut...- powiedział przeciągle przekręcając się na drugi bok.

-Za 10 minut musimy być na przystanku! Wstawaj!!

-Okaaaay...

Otworzyłam szafę i chwyciłam jakieś randomowe rzeczy, mam same czarne i szare rzeczy więc nie martwiłam się o dopasowanie kolorów, poszłam umyć zęby i się ubrać.

Po chwili wyszłam już gotowa, nie mamy problemów z książkami bo teraz nic nie zadają i książki zostawiamy w szafkach za to im w duchu dziękuję.

***

Na przystanku siedziało już kilka osób ale większość zwykle albo nie przychodziła na pierwsze lekcje albo wogóle tego nie robiła.

-Wiesz jak ja ci zazdroszczę, że możesz chodzić w tych jeansach do szkoły...

-A dlaczego ty nie możesz? W ośrodku jakoś chodzisz...

-Trudno by było ukrywać ogon w obcisłych spodniach nieuważasz...? - ściszył odrobinę ton głosu.

-Fakt...Zapomniałam...Ale nie uważasz, że mógłbyś poprostu postawić sobie włosy tak żeby nie było widać kocich uszu? Przecież kolor włosów masz podobny... A nie gotujesz się w tej czapce.

-Masz rację...Jak wrócimy to się tym zajmę

Naszą rozmowę przerwał nadjeżdżający autobus. Do którego momentalnie wsiedliśmy zajmując miejsca z tyłu.

-Zdajesz sobię sprawę, że jestestem rok młodsza i masz lekcję na górnym piętrze prawda?

-Niestety tak...

-Ej spokojnie, nikt nie wie o twojej orienracji ani o tym więc wszystko masz pod kontrolą.- uśmiechnęłam się do niego ciepło.

-Tak, tak wiem i będzię dobrze?- zapytał spoglądając na mnie.

-Tak będzię! Optymizm to podstawa szczęśliwego życia!- zaśmiałam się na co w odpowiedzi otrzymałam taką samą reakcję.

***

W szkole o dziwo nikt mi dzisiaj nie dokuczał co niezmiernie mnie ucieszyło.

-I jak tam po pierwszych lekcjach z nową klasą?- zapytałam podchodząc do szatyna.

-Jest wporządku, ludzie są mili i wogóle wszystko okay.- powiedział z uśmiechem. - Widziałaś wogóle dzisiaj 0038?- dodał po chwili.

-Niee i troche mnie to martwi a szczególnie po wczorajszym.

-Mnie w sumie też. Całą lekcję historii się nad tym zastanawiałem.

Naszą rozmowę przerwał dzwonek i musieliśmy się rozstać na chwilę i wrócić do klas.

***

-Psst...- zaczepiła mnie Alice gdy usiedliśmy w ławkach.

-Hm?

-Ty się znasz z Harrym z IIIa ?

-Z 0..Harym! Tak tak... A co? - poprawiłam się szybko, używałam numerów z przyzwyczajenia...

- A to ty nie wiesz?! On

-Agnes! Alice! Cisza! - przerwała nam Pani Staron.

Całą lekcję siedziałam cicho, lecz zastanawiało mnie to co chciała mi powiedzieć Alice.. Co on? Coś zrobił? Nie mogłam się na niczym skupić przez cały dzień.

***

Siedziałam z 0078 w autobusie. Nadal zastanawiała mnie sprawa z Alice i gdzie w ogóle był 0038?!

- Widziałeś 0038? Dzisiaj? W ogóle po tym jego dziwnym wybiegnięciu o 02:00 w nocy...

-Nie...A ty?

-No właśnie też nie i w ogóle są jakieś ploty na jego temat ale nic się nie dowiedziałam bo na lekcji uciszyła nas nauczycielka...

-Może jest w ośrodku... Pogadamy jak dojedziemy- niepewnie powiedział chłopak.

Dojechaliśmy na miejsce po jakiś 10 minutach. Pierwsi wysiedliśmy i pobiegliśmy do pokoju, rzuciliśmy rzeczy na łóżka i skierowaliśmy się do pokoju 0038.  Na korytarzu nie było jeszcze nikogo więc szybko przeszliśmy.

-0038? Jesteś tu? - zapytałam niepewnie wchodząc do pokoju.

Na jego biurku był mega bałagan jakieś zgniecione kartki, butelki po jakimś soku, jakieś nieokreślone śmieci i kilka kopert. Rozejrzeliśmy się trochę ale ani śladu właściciela...Wyszliśmy z pokoju i zdążyliśmy zrobić zaledwie kilka kroków i "nasza zguba" znalazła się.

-0038! - krzyknęliśmy oboje podchodząc do bruneta.- Gdzie ty do cholery byłeś?! Wiesz jak się martwiliśmy! - odezwałam się pierwsza na co szatyn przytaknął.

-Jaa...Nooo..yyy..- plątał się zielonooki pocierając kark.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć albo raczej wyjąkać? Uprzedziła go 0050 z koleżaneczkami...

- Ej ile bierzesz za godzinę? Co? - zaśmiała się.

-Weź 0050 spierdalaj co? Weź swoje przydupaski i wypierdalaj - odpowiedziałam na jej zaczepkę choć nie była skierowana do mnie.

- Upadłeś aż tak nisko 0038? Że zadajesz się z 0021?- zaśmiała się ignorując mnie.- Chodźcie dziewczyny nie będziemy rozmawia z tymi dziwadłami- powiedziała i odeszła.

-Ehhrrr! Nienawidzę suki!- powiedziałam wkurzona.

-Ejjj... A oco jej chodziło z tym "ile bierzesz za godzinę"?- zapytał 0078.

-Właśnie...

-N-Nie w-wiem...

- Okay... To widzimy się potem u nas w pokoju?

-J-Jasne...- powiedział i szybko odszedł.

***

-Jak to nie wydaję ci się podejrzane to ja nie jestem hybrydą!- powiedział Louis chodząc w kółko po pokoju gestykulując rękoma.

-Jak cholera podejrzane...

-Ale dowiemy się oco chodzi..

-No na pewno! Musimy...

Resztę dnia rozmawialiśmy i wymienialiśmy się przypuszczeniami czekając na zielonookiego który niestety się nie pojawił...

__________________

Woah!!! 1 tyś. wyświetleń książki!! Jesteście niesamowici!!!

Dziękuję z całego serduszka <3 Kocham was!

Do następnego xxx

Inna? ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz