Rozdział 15

944 79 22
                                    

Ploty, które okazały się być prawdą,na temat 0038 ucichły. Tak jest przeważne zawsze, dajesz komuś gorący temat żeby urozmaicił nudne życie a potem musi szukać nowego. Na szczęście nie mam tego problemu. Optymiści mają fajne życia i szczerze współczuję pesymistom,których nie rozumiem, ale mniejsza.

-Elo ziomy! - zaśmiałam się podchodząc do 0078 i 0038.

-Cześć, chciałaś zabłysnąć czy jak? - zaśmiał się zielonooki.

-Jak ty potrafisz zepsuć marzenia...

-Bardzo śmieszne wiecie, a co teraz macie? - wtrącił szatyn.

-Chemie- odpowiedziałam.

-Historie- odezwał się 0038.

-Ja Matme...

-Ha! A ja już miałam

-Ja mam za dwie godziny...Farciarze..

-Nie marudź- powiedziałam rozbawiona.

Naszą rozmowe przerwał dzwonek i udałam się na chemie.
Wszystko było by fajnie gdyby nie jedno zdanie nauczycielki.

-Wyciągamy karteczki!- uśmiechnęła się szyderczo.

-No ale prooooosze paniii...-odezwał się ktoś z tyłu.

-A to będzie na ocenę? - zadał pytanie Erick.

-Nie, na ziemniaki...- mruknęłam wyciągając kartkę na co Alice wybuchła śmiechem.

***

Dzisiejszy dzień w szkole był nudny. Zresztą jak wszystkie...I jeszcze kartkówka z chemi ehhh.
Siedziałam bezczynnie na łóżku, czekając na 0078 którego na korytarzu sprzątaczka poprosiła o pomoc.
Położyłam głowę na poduszce i chyba zasnęłam.

***

Poczułam, że ktoś szturcha moje ramię więc leniwie otworzyłam oczy.

-Spałaś? - zapytał 0078 siadając obok mnie.

-Niee, byłam w śpiączce, dziękuje za uratowanie życia- powiedziałam na co hybryda tylko się zaśmiała.

-Zasnęłaś z nudów, co?

-Najwyraźniej...Idziemy gdzieś? - zapytałam z entuzjazmem.

-W sumie to możemy. - zgodził się ze mną.

***
Na korytarzu panowała cisza, no nie zupełna bo było słychać nasze szybkie kroki po czym pukanie do pokoju zielonookiego.

-Hej? Chcieliście coś? - zapytał 0038 stając w progu swojego pokoju.

-Idziesz z nami się czymś zająć? Bo nie wiem jak tobie ale nam się nudzi...

-Brzmi kusząco, ok idę z wami - zaśmiał się.

Przeszliśmy po całej placówce szukając czegoś w co można ręce wsadzić, weszliśmy na stołówke i skierowaliśmy się do kuchni.

-Dzień Dobry!- uśmiechnęłam się witając z kucharkami.

-Jest może coś w czym byśmy mogli pomóc? - zapytał 0078.

-Możecie nam pomóc zmywać, mamy za chwilke przerwe więc macie całą kuchnie dla siebie, jeśli ogarniecie połowe z tych naczyń to będzie dla nas dużo. - uśmiechnęła się Pani Jeankins.

-Wporządku, to jak chłopaki? Do garów! Heh zawsze chciałam to powiedzieć- zaśmialam się.

-Jak ty wytrzymujesz z jej "poczuciem humoru"?- zapytał 0038, szatyna kreśląc cudzysłów w powietrzu.

-Na szczęście nie chwali się swoim błyskotliwym "poczuciem humoru" zbyt często.- powtórzył gest zielonokiego, po czym oboje zaczęli się śmiać.

-Ej z czego się tak śmiejecie? - zapytałam wychylając się z zza półek.

-Myyy? Z niczego.- uśmiechnął się Lou wymieniając się spojrzeniami z Harrym.

-Ehh...mężczyźni jak ja ich nie rozumiem. - powiedziałam bardziej do siebie po czym odwróciłam się w strone brudnych naczyć.

Po chwili również chłopacy wzięli się do pracy i mieliśmy już prawie połowe roboty za sobą.

Ale kim byłabym ja gdybym nie zahaczyła ręką o podstawe góry czystych naczyć, która po chwili runęła na ziemie z ogromnym hukiem.
Chłopcy otworzyli szeroko oczy spoglądając na zszokowaną mnie...A ja jedyne co z siebie wydusiłam to...

-Oopss...

-Masz przesrane.- zaśmiał się zielonooki.

-Ojjj tak...Ma przesrane.-powiedział szatyn spoglądając na 0038, krzyżując ręce na piersi.

-Mam przesrane!-powtórzyłam wyrzucając ręce w góre.-Ale to nawet nie połowa naczyć się zbiła więc nie jest źle...- zaczęlam szukać pozytywów.

-Kupimy ci ładne kwiatki na pogrzeb- powiedział 0038.

-Dokładnie- przytaknął mu 0078.

-Moglibyście przestać? Szukam pozytywów...

-Ale dyrektor cie za to zabije...Nie ma pozytywów- powiedział widocznie rozbawiony zielonooki.

-I to jest zabawne?!

-Nawet bardzo

-Możecie przestać? - wtrącił Lou.-Może jak się zgłosisz dobrowolnie to da ci jakąś mniej surową karę?-dodał.

-Ha! I to jest myśl, dzięki Lou. Widzisz Hazz on przynajmniej umie używać mózgu - powiedziałam śmiejąc się.

-Najpierw trzeba go mieć.-zaśmiał się szatyn

-Ej po której ty jesteś stronie?!

***
Byłam a drodze do gabinetu.Chłopaki postanowili tam zostać i posprzątać. Zapukałam do drzwi i po chwili nacisnęłam na klamkę.

-Dzień Dobry! - powiedziałam wesoło wchodząc.

-Witaj 0021. Stało się coś? - zapytał.

-Yyyy...Właściwie to nie a jednocześnie tak...- zaczęłam, bawiąc się palcami.

-Czyli?

-Zrobił pan tu ostatnio remont? Jakieś przemeblowanie? Bo wydaje mi się, że tego kwiatu tutaj nie było- udałam zamyśloną spoglądając na rośline w doniczce, stojącą w rogu gabinetu.

-Coś czuję, że nie przyszłaś tu tylko po to żeby mi o tym powiedzieć...Więc? - zapytał piorunując mnie wzrokiem.

-Noooo nieeeee, yyyy więc...

-0021...

-Eh no dobra! Bo ja chcialam pomóc zmywać, bo było nudno i przypadkiem zahaczyłam o te talerze i one wszystkie sie potłukły...- powiedziałam ze skruchą.

-Wiesz spodziewałem się czegoś w tym stylu. Ale doceniam, że sama się przyznałaś.

-To jak? Nie ma kary?

-Kara musi być. Myślę, że będziesz chodziła spać o 20:00 i zamiatała korytarze codziennie przez tydzień, pan Adams będzie cie pilnował. Zaczynasz od jutra.

-Ehh wporządku...Do widzenia...-powiedziałam i wyszłam.

Kto na tym świecie ma takie zajebiste szczęście jak ja...?

_____________________

Agnes ty niezdaro...

Hii c:

Mam nadzieję, że się podobało 😊
I postaram się dawać 1 rozdział tygodniowo w weekendy ^^

Jeśli wróci moja wena to częściej.

A no i dedykuję Haroldzixxx bo jest mega i ma świetne opowiadanie ❤❤❤

Miłego wieczoru ;*

Do następnego xxx

Inna? ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz