X

2K 253 89
                                    

Wracaliśmy do Chaty. Zbliżał się wieczór i niebo przybrało pomarańczową barwę. Zachwycony, patrzyłem na nie. Tak dawno go nie widziałem... Bycie kamieniem jest uciążliwe. Widzisz tylko to, co jest przed tobą. Nie możesz zmienić punktu widzenia. Nie możesz spojrzeć ani w dół, ani w górę. Okropność. Dipper lekko ścisnął moją rękę. Zerknąłem na niego. Uśmiechał się. Czyli jeszcze mu się nie znudziłem...

Jakby na potwierdzenie moich myśli po wejściu do Chaty chłopak od razu wpił się w moje usta. Odepchnąłem go i ruszyłem po schodach na górę. Był wyraźnie rozdrażniony, ale starał się to ukryć.

- To... Co teraz będziemy robić?

- Nie wiem. Może się pouczymy? - odrzekłem obojętnie. Po czym odwróciłem się i bezczelnie zostawiłem na jego ustach krótki pocałunek. Zamarł, a ja poszedłem dalej.

- Tak... - jego oddech był wyraźnie przyspieszony. Odchyliłem głowę, patrząc na niego zalotnie. Biedak cały się zaczerwienił.

- To czego powinniśmy się pouczyć, Sosenko?

- Ty wybierz. - Starał się unikać mojego wzroku. Zaśmiałem się i wszedłem do pokoju. Brunet stanął w progu.

- Ciepło dzisiaj. Muszę się przebrać...

Podciągnąłem koszulkę i zdjąłem przez głowę, a Dipper wydał z siebie ni to pisk, ni to wrzask. Nim zdążyłem się zorientować siedział na mnie i całował łapczywie. Trochę krwi spadło na moją szyję. Widocznie puściła mu się z nosa. Przekręciłem się i teraz to on był pod mną.

Przygryzłem płatek jego ucha, a on wczepił paznokcie w moją szyję. Poczułem lekki ból. Nie zwlekając rozpiąłem zamek jego spodni. Spojrzał na mnie  zwierzęcym wzrokiem. Dyszał ciężko. Gdy w niego wszedłem, na początku poruszałem się powoli. Zmusił mnie do przyspieszenia, aż w końcu to  osiągnięliśmy. Potem tylko drżeliśmy i całowaliśmy się. To był krótki epizod, ale wystarczył.
Na razie wystarczył.

                         ***
Przez resztę dnia chłopak był nie do życia. Błądził po całym domu z głupim uśmiechem na ustach.

- Może czymś byś się zajął?

Byłem w kuchni i szukałem czegoś do jedzenia. W końcu zdecydowałem się na zupkę chińską i czekałem, aż zagotuje się woda. Opierałem się o blat i z pobłażliwością patrzyłem na niego.

- To było cudowne... - wymamrotał i zbliżył się do mnie. - Dziękuję.

- Nie ma za co - chwyciłem go w pasie i posadziłem na blacie. - A teraz poczekaj. Zjem zupę i pogadamy.

- Dobrze. Będę ci robił zupy. I naleśniki. I wszystko...

Uśmiechał się, a po chwili chwycił za głowę. Wymamrotał coś.

- Co...? - spytałem, zalewając.  Spojrzał na mnie z wahaniem i pokręcił głową.

- Nic. Tylko trochę głowa mnie boli. Pójdę się położyć.

Zeskoczył i pobiegł na górę. Nie miałem zamiaru tego tak zostawiać. Odłożyłem miskę i poszedłem za nim. Był w swoim pokoju, dawnym pokoju Forda. Spojrzałem na fotografię morza, a potem na niego. Leżał na łóżku, zwinięty w kłębek. Drżał.

- Bill... Nie powinno cię tu być.

To był ten głos. Ten, który słyszałem w myślach.

- A więc to ty. - Stwierdziłem sucho. Dipper wbrew swojej woli usiadł na łóżku.

- Nie powinno cię tu być. Właściwie... - odwrócił się i spojrzał na mnie fioletowymi, obojętnymi oczami. - To w ogóle nie powinieneś istnieć.

- Mylisz się.

- Jesteś głupi. Zawsze taki byłeś. Jeszcze wrócę. Ale na razie pozwolę mu pocierpieć.

Oczy Dippera uciekły w tył głowy. Po chwili siedział i patrzył na mnie, przerażony. Po policzku spłynęła mu samotna łza.

- T- To nie tak.  Ja nie jestem potworem.  Nie jestem... Naprawdę.

- Ty nie. To on... Kimkolwiek jest. Muszę nad tym popracować.

Westchnąłem i odwróciłem się. Chociaż miałem już jakąś jasność. Wiedziałem, że ten ktoś opętał Dippera. Gdy uchyliłem drzwi, usłyszałem stanowczy głos chłopaka.

- Bill.

- Co znowu?

- Przytul mnie.


Prove It /billdip/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz