Nigdy nie lubiłem zamkniętych pomieszczeń i ograniczeń. A teraz byłem zamknięty w windzie i w głowie siedział mi jakiś głos. Fatalna sytuacja.
Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko, starając się znaleźć wyjście z sytuacji. Najprościej byłoby wołać o pomoc, ale moja godność mi na to nie pozwalała.
Żałosne ścierwo... Powinieneś był zginąć już wieki temu.
Byłem coraz bardziej wkurzony. W końcu walnąłem pięścią z całej siły w drzwi, jednak to nic nie dało. Nagle usłyszałem ciche brzęczenie w kieszeni spodni. Sięgnąłem do niej i wyciągnąłem niebieską zawieszkę w kształcie sosny. Świeciła lekko, a z drugiej strony usłyszałem znajomy głos.
- Bill, jesteś tam?
- Dipper! - odpowiedziałem z ulgą. - Tak, to ja. Winda się zacięła i... - przełknąłem ślinę i resztę zdania wymamrotałem. Tak jak się spodziewałem, nie zrozumiał.
- Co?! Sorry, ale nic nie zrozumiałem... Mógłbyś powtórzyć?
- P...Pomożesz mi?
- Pewnie! Wciśnij ten zielony guzik.
- Tu nie ma zielonego! - odpowiedziałem, patrząc na urządzenie przyczepione do ściany.
- No to czerwony!
Czerwony guzik zwykle prowadzi do autodestrukcji. Czyżby chciał cię wykończyć?
- Zamknij się! - syknąłem do głosu w mojej głowie.
- Co takiego?! - Dipper wydawał się być urażony.
- Nic... Jesteś pewien, że to czerwony guzik? - spytałem z wahaniem. Chłopak miał wiele powodów ku temu żeby wysadzić mnie w powietrze.
- Tak. Wciśnij go.
To pułapka jak nic.
- A może po prostu zadzwoń po kogoś?
- Po kogo niby?!
- Nie wiem... - odparłem niechętnie. - Wychowawczynię?
- Po prostu go wciśnij! Kurde, czy z tobą zawsze muszą być takie problemy?!
- Nikt ci nie kazał przywracać mnie do życia! - wrzasnąłem, a moje dłonie zapłonęły błękitnym ogniem. Usłyszałem szuranie i dźwięk przecinania sznurów. Moje źrenice rozszerzyły się.
- Dipper...
- Zamknij się! Boże, dlaczego musiał mi się trafić taki POPSUTY DEMON?!
Popsuty demon... Nawet ten dzieciak tak uważa.
- Dipper! Ktoś tu jest... - szepnąłem i przyłożyłem dłoń do drzwi. Po drugiej stronie poczułem ciepło.
- Oczywiście, że jest. To ja, debilu!
- Nie... Ktoś jest na dachu windy. Przecina liny. Musisz się teleportować.
- Nie dam rady... - zniżył głos, słychać było w nim wahanie.
- Dasz. Oczywiście, że dasz. Zaufaj mi.
Mój głos był dziwnie spokojny i miły, jakbym wierzył w to, co mówię. A może faktycznie tak było?
Odpowiedź nie nadeszła, za to usłyszałem szarpaninę na dachu i ciche przekleństwo. Po kilku sekundach Dipper stał obok mnie i nacisnął ten czerwony guzik. A potem oparł się o moją klatkę piersiową i zemdlał.
***
Siedziałem na twardym krześle i czekałem niecierpliwie na Sosenkę. W końcu wyszedł blady jak ściana i usiadł obok mnie.
- Dlaczego nie jesteś na zajęciach?
- Nawet nie wiem, jakie mam - westchnąłem cicho. - To znaczy mamy.
- Czyli teraz jesteśmy my?
- Nie widzę innego wyjścia. Dipper, w tej windzie... Twoje rany...
- Nie były zadane przez człowieka. Wiem.
- Ale...
- Przyzwyczaiłem się.
Zamilkłem. Siedzieliśmy przez kilka minut w ciszy, słuchając tykania zegara.
- Wielu ludzi nie przepada za mną. Ludzi i nie tylko.
- Pewnie uznasz mnie za wariata... Ale... Słyszałem głosy.
- Głosy? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Pokiwałem głową.
- Tak. One... Próbują mnie złamać. Sprawiają, że...
- Czujesz się niepewnie?
- Dokładnie.
Odwróciłem wzrok. Dipper zamknął oczy i położył głowę na moim ramieniu. Zesztywniałem.
- Dalej to robisz. Nie lubisz czuć ciepła innego ciała.
- Bo to nienormalne... - wywróciłem oczami. - To znaczy... Nigdy tego nie lubiłem. Poza tym...
- Boisz się. Wciąż boisz się tego, że wykorzystam twoją słabość.
- Och, zamknij się już.
Brunet uśmiechnął się i przytulił do mnie. Odchyliłem głowę i oparłem ją o zimną ścianę. Stopniowo zacząłem się rozluźniać i uspokajać.
I wtedy zadzwonił dzwonek na lekcje.
CZYTASZ
Prove It /billdip/
FanficDipper Pines żyje w nowym świecie. Świecie, w którym ludzie i demony to przyjaciele. Jest jednak jeden haczyk... Bill Cipher naprawdę nienawidzi swojej kamiennej formy. Kiedy jednak nie wszystko układa się po jego myśli, będzie musiał zrobić to, cz...