XII

1.8K 228 80
                                    

- Co to? - Dipper nieufnie spojrzał na fiolkę z miksturą.  Uśmiechnąłem się i otrzepałem z resztek ziemi. Nie lubiłem się w niej babrać, ale ten korzeń rósł tylko pod nią. Musiałem więc użyć łopatki, wykopać go i zrobić eliksir. A wszystko przez wiadome problemy z mocą...

- To korzeń. Nie martw się, Sosna. Mam plan.

- Nie wątpię - prychnął, rzucając mi wymowne spojrzenie.
- Podzielisz się nim z resztą klasy?

- Serio, stałeś się bezczelny. A co do planu... Musimy zablokować twój umysł. Ten korzeń sprawia, że człowiek przestaje myśleć. 

- W sensie?

- Liczą się tylko jego uczucia. Zobaczysz sam. Podejdź tu.

Brunet niepewnie podszedł do mnie. Odetchnąłem głęboko, pozbywając się wszystkich złych emocji. Położyłem dłoń na jego policzku i w myślach powiedziałem zaklęcie. Usłyszał to.

- Co zrobiłeś?

- To zaklęcie na wszelki wypadek. Gdyby nawet po wypiciu eliksiru twoje uczucia nie przejęły nad tobą pełnej kontroli, to zaklęcie zapewnia tęsknotę ciała.

- Tęsknota ciała? Brzmi bardzo... Dwuznacznie. 

- Bo takie jest. Tak naprawdę chodzi nam jedynie o blokadę umysłu. Jednak wszystko zależy od ciebie i twoich pragnień.

- Nie myśl, że będę ci wisiał na szyi. Dawaj tę miksturę - wyrwał mi butelkę z dłoni i wypił jednym haustem. Co prawda powinien wypić to powoli, ale skoro chciał mieć to już za sobą...

- I co? - spytałem, obserwując go czujnie. Zamrugał kilka razy.

- Nie czuję różnicy - odpowiedział i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy nagle odwrócił wzrok i zaczął się jąkać. 

- T-to znaczy... Powinienem... J- ja...

- Rozumiem. Czyli zaczęło  działać. 

- C- co? - Dipper chwycił się za klatkę piersiową i zaczął dyszeć.
Na wszelki wypadek cofnąłem się trochę i czekałem na jakiś ruch z jego strony. 

                          ***
Dipper POV.

- C- co? - wyjąkałem i spojrzałem w stronę okna. Stał tam i patrzył na mnie czujnie. Poczułem pot spływający mi po karku. Moje serce biło nienaturalnie głośno. A potem nagle odezwał się głos w mojej głowie.

- Ej, co jest? Dlaczego nie myślisz? Co z tobą? 

Nie słuchałem. Patrzyłem tylko na niego. Tak bardzo miałem ochotę go przytulić... Wstałem i podszedłem do niego. A on się cofnął. 

Dlaczego...?

- Nie bój się mnie - powiedziałem drżącym głosem. - Proszę... Ty żałosne ścierwo. 

Chwyciłem się za usta. Co się ze mną działo? Nie chciałem tego powiedzieć! Odwrócił się i zaczął powoli schodzić po schodach. A ja stałem jak słup i walczyłem z tym czymś w środku.

- Nie idź! - krzyknąłem i poczułem straszny ból głowy.

- Co ty próbujesz zrobić?! - darł się głos wewnętrz mnie.
- Przecież on i tak nie odejdzie! Uspokój się!

- Ale ja chcę... Ja potrzebuję! - zatoczyłem się do tyłu. Tego było za wiele... Nigdy w życiu nie czułem moich emocji tak wyraźnie. Ale potrzebowałem go. Chciałem go tylko dotknąć, nic więcej. To coś mi nie pozwalało...

- Blokujesz swój umysł?! Zapomnij!

Zamknąłem oczy i skupiłem się na wypełniających mnie uczuciach. Nasz pierwszy pocałunek, dotyk... Jego uśmiech i mimika. Wszystko miało znaczenie. Głos wewnętrz mnie zaczął powoli zanikać, ale dalej był agresywny. Stopy oderwały się od podłoża.  Na początku poruszałem się wolno, jakby oblepiony smołą. Z każdą minutą moje ruchy nabierały jednak sprężystości. 

- Dipper - usłyszałem, jak ktoś wypowiada moje imię. Ale bez nienawiści czy zniechęcenia, do jakiego przywykłem w tym świecie. Uniosłem wzrok i napotkałem spojrzenie jego złotych patrzałek. Odetchnąłem głęboko i...

Klap.

- A to za co?! - krzyknął Bill, chociaż moja dłoń ledwie musnęła jego policzek.
Cholerny dramaturg.

- N- nie wiem. Musiałem odreagować - wytłumaczyłem kulawo, krzywiąc się. Na te słowa blondyn chwycił mnie za dłonie i brutalnie popchnął. Zdziwiony, cofnąłem się stopień wyżej.

- Co ty...

- Tego fioletowego debila już tu nie ma? - przerwał mi. Zamrugałem kilka razy.

- Nie... Zniknął. Tak sądzę. 

- To dobrze. A teraz idę odebrać moją nagrodę. 

Nim zdążyłem zrozumieć znaczenie jego słów, popchnął mnie na ścianę i jednym zgrabnym ruchem wsunął dłoń pod moją koszulkę. Poczułem, jak jego dłonie przesuwają się po moim brzuchu. I zrozumiałem, że to ten moment. Moment, w którym mogłem podciągnąć jego koszulkę. Moment, w którym weszliśmy do pokoju i rzuciliśmy się na łóżko.  Moment, w którym zrobił mi malinkę i pocałował czule w obojczyk. Moment, w którym nagle staliśmy się nadzy - i co najdziwniejsze, nie wstydziliśmy się swoich blizn. Moment, w którym staliśmy się jednością.

Tak. Leżąc pod nim i czując to, wiedziałem, że to był ten moment.  Moment, który zapamiętam na całe życie.

- Kocham Cię - szepnąłem i przyciągnąłem go jeszcze bliżej.
Usłyszałem ciche sapnięcie i jego głos przy moim uchu.

Drżał z radości. 

- Ja ciebie też. Dawno się tak dobrze nie czułem.

- Ja też... - przejechałem palcem po jego ustach i uśmiechnąłem się. - Zrobisz obiad?

I wtedy cały romantyzm szlag trafił.

Prove It /billdip/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz