Rozdział III

1.4K 110 154
                                    

Okazało się, że zebrania Overwatch nadal były cholernie długie i nudne, a on wciąż nie potrafił wstać przed jedenastą.

Rano Genji cicho wkradł się do jego pokoju, uzbrojony w pistolet na wodę i strzelił Jessemu prosto w twarz. McCree nie należał do osób nerwowych, ale wyrywanie go ze snu o tak diabelnych porach jak siódma, sprawiało, że dostawał ataku szału. Kowboj ścigał cyborga po całym korytarzu, ubrany wyłącznie w bokserki w kaktusy. Jego krzyki zaniepokoiły pozostałych agentów, którzy opuścili swoje sypialnie, aby zobaczyć, co się dzieje. Wystarczyło kilka minut, żeby większość z nich dołączyła do zabawy. Smuga wygrzebała z pokoju Zarii masę pustych, litrowych butelek, które D.Va napełniła wodą z łazienki, po czym rozdawała je członkom organizacji.

Mogli robić to godzinami, ale zabawę zakończył Winston i Morrison. Jack poślizgnął się na mokrej podłodze i przy pomocy miotacza Mei, przejechał na plecach przez pół korytarza, aż uderzył w drzwi od pokoju Fary.

Za karę czekało ich kazanie, rozpacz goryla nad zalanym poduszkowcem oraz zwiększenie liczby tygodniowych obowiązków. Poza posprzątaniem pobojowiska, Jesse miał sporządzić spis wszystkich książek z biblioteki. Symmetra i Genji zaoferowali mu pomoc, jednak McCree zdecydował się grzecznie odmówić. Żołnierz chciał go przetestować, a on nie miał zamiaru dawać mu satysfakcji.

Kiedy został sam i zaczął szorować podłogę, okazało się, że Hana dodała do wody jedną z fiolek Any. Teraz miejsca, które zostały oblane wodą świeciły w ciemności różnymi kolorami. Nie wiedział, kogo goryl zabije najpierw, ale znając swoje szczęście pewnie padnie na banitę. McCree postanowił na razie przemilczeć swoje odkrycie. Czego Jack nie zobaczy, to go nie zabije.

Gdy korytarz był dostatecznie czysty, wrócił do swojego pokoju, aby się ubrać. Poncho nie pachniało dobrze, ale spokojnie wytrzymałoby jeszcze tydzień noszenia, zanim zapach zrobiłby się naprawdę nieciekawy. Jeżeli później nabierze ochoty, to odda je do pralni.

Wyszedł ze swojej sypialni pięć minut później. Oczy zaczęły mu ciążyć, domagając się snu. Nic z tego, pomyślał. Na wczorajszej imprezie ogłoszono wstępne zebranie o ósmej. Informacja padła z ust Torbjörna i może McCree był przewrażliwiony, ale domyślał się, iż to sprawka Morrisona. Jack znał jego problemy ze wczesnym wstawaniem oraz fakt, że bardzo ciężko było go dobudzić. McCree musiał podziękować Genjiemu.

Ze stołówki wyszedł z trzema kubkami kawy oraz francuskim rogalikiem w zębach. Dzięki Bogu za Łaskę, która zatrzymała dla niego windę. Chciał podzielić się z nią rogalikiem, ale odmówiła.

Sala narad znajdowała się na trzecim piętrze, między biblioteką a pokojem rozrywki. Przy okrągłym stole stało osiemnaście krzeseł, a każde z nich wykonano z czegoś innego. To również była zasługa agentów. Podczas długich spotkań spędzali tu nawet po dziesięć godzin, więc wszyscy chcieli mieć coś, co przypominałoby im o tym, co lubią.

Na ścianach rozwieszono ogromne ekrany, ukazujące zdjęcia i informacje, które były potrzebne w danym momencie do zilustrowania wykładów. Obecnie wyświetlały wiadomości z całego świata. Niestety, nie najlepsze. Amerykę znowu nawiedziły huragany, a północna Europa została zalana. McCree pomyślał o przerażonych ludziach, którzy zostali pozbawieni swojego majątku albo właśnie stracili krewnych. Wiele razy pomagał wydostawać ofiary spod zniszczonych budynków. Nadal czuł dreszcze, kiedy przypominał sobie twarze ludzi, którzy właśnie zdali sobie sprawę, że nie mają już niczego. Tylko wtedy, na znak szacunku, ściągał z głowy kapelusz.

Miejsce kowboja znajdowało się między Genjim a Farą. Z radością usiadł na swoim drewnianym krześle z kowbojem siedzącym na koniu, wyrzeźbionym na oparciu. Dostał je od Gabriela, więc tuż po jego przejściu na złą stronę, Jack upierał się, żeby wyrzucić wszystkie pamiątki po Reyesie. McCree oddał wszystko, co miał, poza swoim siedzeniem. Było dla niego jak Rozjemca, nie mógł ot tak pozwolić, aby wyrzucono je na śmietnik. Morrison chciał, aby zapomnieli, aby czas wyleczył rany, ale przecież nie da się wymazać z pamięci człowieka, który był jednym z filarów Overwatch.

Overwatch: Smok w PołudnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz